Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Muzyka

Antony and The Johnsons: kontemplacja zamiast eksperymentów

Recenzja płyty: Antony and The Johnsons, The Crying Light

Opowieści o alienacji

Nowa płyta Antony'ego and The Johnsons wywołuje mieszane uczucia. A oczekiwania były ogromne. Drugi album przyniósł im sławę, nagrody i uznanie. Lider projektu Antony Hegarty stał się jedną z centralnych postaci alternatywnego popu. Wokół niego zaczęli krążyć artyści tej rangi, co Björk, Lou Reed, David Tibet, Coco Rosie, Jamie Saft czy Marc Almond. A wszystko to za sprawą świeżości jego propozycji, zarówno muzycznej, jak i tej kulturowej. Okazało się, że intymne do granic ekshibicjonizmu opowieści transseksualisty o odrzuceniu, rozdarciu i zagubieniu są w stanie chwycić za serce nie tylko osoby zainteresowane sztuką queer oraz że obok niezwykłego głosu, charakterystycznej maniery wokalnej, oryginalnego stylu, dramatyzmu i emocjonalnej głębi nie sposób przejść obojętnie. Może to oznaczać zarówno zachwyt, jak i irytację. Ale czy istnieją bardziej pożądane reakcje publiczności?

Hegarty nie spieszył się z nową płytą. Ze współpracy z wyżej wymienionymi artystami, a także z tymi mniej znanymi, jak My Robot Friend, czy Hercules Love Affair, narodziły się utwory, które pokazały różnorodne, dotąd nieznane oblicza Antony'ego. Bywało, że dalekie od tego powszechnie znanego - podniosłego, kameralnego, sentymentalnego. Teraz zaprezentował się także jako wykonawca muzyki tanecznej oraz tej o eksperymentalnym zacięciu. Nic dziwnego, że wielbiciele wiele obiecywali sobie po nowej płycie. Obiecywali sobie przede wszystkim zaskoczenie.

I zawiedli się. Co prawda, artysta porzucił ton intymnych opowieści o alienacji i skupił się na jedności, jaką odczuwa z przyrodą, urozmaicił muzykę orkiestrowymi aranżacjami, ale pozostał wierny swej dotychczasowej stylistyce kameralnych pieśni. Przy pierwszych odsłuchach poczułam się zawiedziona kontemplacyjnym charakterem płyty, rezygnacją z ekspresyjnej dramaturgii, konwencjonalną formą i śpiewem. Naiwność tekstów, która na poprzednim albumie onieśmielała, teraz zaczęła razić banalnością. Bez urozmaicenia w postaci gości szybko zaczęło robić się monotonnie. Ale z każdym kolejnym przesłuchaniem album zyskiwał w moich oczach: doceniłam ascetyczną formę, brak efekciarstwa, to, że Antony bez kokietowania pokazuje nietuzinkowy talent wokalny, a przede wszystkim i tym razem ujęła mnie umiejętność tworzenia niepowtarzalnego, ciepłego klimatu. Być może Antony chciał powiedzieć, że muzyka niekoniecznie zawsze musi polegać na przeskakiwaniu kolejnych poprzeczek i na udowadnianiu czegokolwiek.

W efekcie powstała dobra, choć nie rewelacyjna płyta, do której wielokrotnie można wracać. Jednak czekam na te inne oblicza Anotny'ego. Bo apetytu zdążył narobić. "The Crying Light" w żaden sposób go nie nasyca.
 

Antony and The Johnsons, The Crying Light, Rough Trade/Sonic
 

 

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną