Eddi Reader śpiewa, do tego bardzo ładnie
Recenzja płyty: Eddi Readder, Love Is the Way
Była sobie w szkockim Glasgow niespokojna artystycznie panienka nazwiskiem Eddi Reader. Żeby było dziwniej, swoje pierwsze doświadczenia zawodowe zdobywała podróżując po Europie z trupą cyrkową. Że jednak pociągało ją poważne śpiewanie, to przyjechała do Londynu, by tam szukać szczęścia jako wokalistka wynajmowana do sesji nagraniowych. Dość szybko została zauważona i doceniona, a towarzystwo, z jakim nagrywała, było naprawdę pierwszorzędne. Wymienię choćby takie zespoły jak Waterboys czy Eurythmics.
Z takim CV było już łatwiej o następne propozycje, tym bardziej że ambicje Eddi nie ograniczały się do śpiewania w chórkach najlepszych nawet artystów. I tak piosenkarka znalazła się w grupie Fairground Attraction, z którą w 1988 r. nagrała tylko jedną płytę, „First of a Million Kisses”. Potem rozpoczęła się kariera solowa obdarzonej anielskim głosem piosenkarki. Kilkanaście płyt później, wiosną 2009 r., renomowana wytwórnia Rough Trade wydaje niezwykle udany album artystki zatytułowany „Love Is the Way”. Choć Eddi nie należy do ulubionych wykonawczyń inżyniera Mamonia, gdyż z pewnością jej jeszcze nie słyszał, pozwalam sobie zarekomendować tę płytę. 13 pięknie zaśpiewanych, prawdziwie melodyjnych, nierzadko romantycznych piosenek, przypominających czasy Simona i Garfunkela czy Mamas and Papas. Niezwykle miła odmiana dla skołatanych jakże taneczną „muzą klubową” uszu.
Eddi Readder, Love Is the Way, Rough Trade 2009