Wybory 25 października. Jan Klata w spektaklu zrealizowanym kilka tygodni wcześniej pokazuje, jakie siły dziś mają głos, jakie emocje są najsilniejsze i czym to wszystko się może skończyć. Nad drzwiami wyjściowymi na widownię widzimy duży, podświetlony napis „Exit” – wyjście, a na scenie końcową fazę demokracji, może zresztą już tylko pozorowanej. Działa, dopóki nie pojawi się poważny problem i ktoś nie powie: sprawdzam. Tym sprawdzającym jest doktor Stockmann, lekarz, który odkrywa, że rurociąg doprowadzający wodę do kąpieliska został źle zbudowany, przez co woda, zamiast kuracjuszy leczyć, zatruwa ich. Uderza tym samym w podstawy bytu i przyszłego bogactwa miasta, stając się wrogiem najpierw swojego brata burmistrza, a potem reszty mieszkańców. Demokracja rozkłada się i pada jak scenografia Justyny Łagowskiej, wkrótce usłyszymy znajome okrzyki „Wypierdalać!”.
Klata swoim zwyczajem bawi się prostymi odniesieniami, np. skoro Ibsen pisał o Norwegii, to muszą się pojawić odwołania do black metalu, norweskiego dobra narodowego. To – podobnie jak odgrywane na żywo teledyski niczym z YouTube – rodzaj przygrywki do najmocniejszej części, w której grający doktora świetny Juliusz Chrząstowski zwraca się wprost do widowni. Ibsenowska zatruta woda staje się krakowskim zatrutym powietrzem, słynnym smogiem, przez lata ignorowanym przez władze i większość mieszkańców, erozja demokracji z dramatu rodzi pytanie o jej stan w Polsce, widzowie muszą się też odnieść do „problemu na u” – uchodźców. Odpowiedzi – za trzy tygodnie przy urnach.
Wróg ludu, Henryk Ibsen, reż. Jan Klata, Stary Teatr w Krakowie