Żelazna lekkomyślność
Recenzja spektaklu: "Lekkomyślna siostra", reż. Agnieszka Glińska
Agnieszka Glińska reaktywowała na deskach Teatru Narodowego „Lekkomyślną siostrę” – gorzką komedię Włodzimierza Perzyńskiego z 1904 r. Reżyserka przeniosła akcję w lata 30. – częstokroć ostatnio przywoływane przez polityków i ekonomistów czasy wielkiego kryzysu. Przez salon i jadalnię hipermieszczańskiej rodziny Topolskich (świetny duet Ewy Konstancji Bułhak i Krzysztofa Stelmaszyka) przewijają się najbliżsi, zbulwersowani powrotem Mani (w tej roli reżyserka spektaklu) – tytułowej lekkomyślnej, a raczej marnotrawnej siostry, która cztery lata wcześniej porzuciła narzuconego jej przez rodzinę męża (Zbigniew Zamachowski) i synka, by uciec z kochankiem do Wiednia.
Początkowa wrogość strasznych mieszczan pod wpływem wiadomości o spadku pozostawionym Mani przez bogatego kochanka zmienia się w serdeczność. Sztuka Perzyńskiego imponuje śmiałością, jak na ówczesne czasy, stawianych tez, na czele z prawem kobiet do decydowania o sobie, rozbraja zabójczą ironią fraz w stylu: „uczciwa kobieta potrafi się do miłości zmusić”. Przynosi przenikliwy portret ludzkiej umiejętności naginania kręgosłupa i usprawiedliwiania przed sobą samym dyktowanych przez merkantylizm i wygodnictwo zmian poglądów.
Aktualnej tematyce towarzyszy jednak morderczo archaiczna forma pièce bien faite – sztuki dobrze skrojonej, którą reżyserka przyjęła z dobrodziejstwem inwentarza. Żelazna konstrukcja i przewidywalność przebiegu wydarzeń irytują i mocno osłabiają wrażenie całości.