Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Teatr

Rewolucja w domu wariatów

Recenzja spektaklu: "Marat/Sade", reż. Maja Kleczewska

Kleczewska po raz kolejny wraca do swojego ulubionego tematu – tkwiącego w człowieku pierwiastka zła.

Wystawiony przez Maję Kleczewską w warszawskim Teatrze Narodowym „Marat/Sade” według sztuki Petera Weissa, z fragmentami dramatów Heinera Mullera, „Tako rzecze Zaratustra” Nietzschego i „Justyny, czyli niedoli cnoty” markiza de Sade’a, to bez dwóch zdań najlepszy spektakl mijającego sezonu. W przestrzeni zainscenizowanej sali prób pacjenci szpitala psychiatrycznego usiłują wejść w role bohaterów sztuki o rewolucji. W każdym momencie przedstawienia sceniczne postaci walczą w nich z chorobą, by w końcu się zespolić w wizji chorej rewolucji. Skandując: „Maracie, my nie chcemy jeść z pustego żłobu”, stają się uosobieniem wszystkich wykluczonych – od czasów rewolucji francuskiej po dzisiejszych, egzystujących poza systemem kapitalistycznej dystrybucji dóbr. Marat (Paweł Paprocki), wybrany przywódcą rewolucji, dopingowany przez tłum, zapowiada krwawy terror.

W jednej z ostatnich scen – najdłuższej sekwencji spektaklu – grupa pacjentów w koszulkach i spodenkach gimnastycznych oraz wojskowych butach, w rytm metodycznie powtarzanego układu kung-fu, skanduje swoje żądania. Kleczewska po raz kolejny wraca do swojego ulubionego tematu – tkwiącego w człowieku pierwiastka zła. Na marginesie wydarzeń postarzona o 30 lat Danuta Stenka jako pacjentka, która miała grać de Sade’a, ale zrezygnowała, we wstrząsających monologach prowadzi daremną walkę ze starością, umieraniem i obojętnością natury.

Zainspirowane ekstremalnym teatrem niemieckiego reżysera Einara Schleefa – mistrza przeciąganych do granic wytrzymałości widza scen, przedstawienie jednocześnie męczy i wciąga, wkurza i hipnotyzuje, dręczy i urzeka. Zbudowane niczym jakieś szalone, pęknięte oratorium (z uwerturą fortepianową, scenami skandowanymi, ariami i śpiewami chóralnymi – muzykę skomponowała Agata Zubel), na przemian powstające z chaosu i w chaos się osuwające, porywa zarówno pięknem scen (scenografia Katarzyny Borkowskiej), jak i genialną grą aktorów. W spektaklu nie ma złych ról, ale to, co robią Patrycja Soliman (Karolina Corday), Marcin Przybylski i Arkadiusz Janiczek w scenie zaślubin i nocy poślubnej, to klasa mistrzowska.

 

Polityka 25.2009 (2710) z dnia 20.06.2009; Kultura; s. 49
Oryginalny tytuł tekstu: "Rewolucja w domu wariatów"
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną