Obowiązkowy eksperyment
Recenzja wystawy: "Aleksander Rodczenko. Rewolucja w fotografii"
Malarz, scenograf, typograf, ale przede wszystkim fotograf. Kierował się – dość typowym dla miejsca i czasów, w których tworzył – hasłem: „Eksperyment jest naszym obowiązkiem”. I eksperymentował. Stale poszukiwał nowych form wyrazu, odkrywając dla siebie i dla fotografii a to kompozycję ukośną, a to skrót perspektywiczny, a to formę kolażu. Wytrwale przenosił na zdjęcia idee konstruktywizmu. Zdaniem Olgi Swibłowej, szefowej moskiewskiego Muzeum Fotografii (to stamtąd pochodzą wystawione prace), to jednak by nie wystarczyło, aby Rodczenko zajął tak wysoką pozycję w historii fotografii. I sugeruje, iż dodatkową wartością, dzięki której owe formalne eksperymenty okazały się tak uniwersalne, był „głęboki romantyzm i wiara w możliwości zmiany na lepsze świata i człowieka”. Może dzięki temu właśnie także dziś ogląda się prace Rodczenki bez znużenia i poczucia, że pokryła je gruba warstwa kurzu historii. Co najmniej zaciekawiają, ale często też intrygują.
Ponad 300 prac, które zgromadzono na wystawie, to wystarczająco reprezentacyjna próba jego dorobku, pozwalająca świetnie zagłębić się zarówno w świat rosyjskiej awangardy początków XX w., jak i w specyfikę twórczości samego Rodczenki. A twórca? Jak wielu jemu współczesnych, w pewnym momencie przestał się mieścić w ramach wyznaczonych przez stalinizm. Krytykowany za formalizm, wyrzucony na margines środowiska, 53-letni artysta rozgoryczony pytał w osobistym dzienniku: „Za wcześnie się urodziłem czy za późno?”. Z dzisiejszej perspektywy nie ma wątpliwości – urodził się w sam raz.
Aleksander Rodczenko. Rewolucja w fotografii, Muzeum Narodowe w Krakowie, wystawa czynna do 19 sierpnia