Beeskow to taki wschodnioniemiecki odpowiednik naszej Kozłówki. W obszernych magazynach także zgromadzono tam niechciane już dzieła sztuki, które pozostały po czasach władzy ludowej. Pozbierane z siedzib partyjnych, urzędów państwowych, ale też domów wczasowych czy stołówek. A ponieważ socrealizm w NRD trwał o jakieś 35 lat dłużej niż w Polsce, to i eksponatów uzbierało się dużo więcej – ok. 23 tys. Z tego bogactwa wybrano kilkadziesiąt pokazywanych w Łodzi. To bardzo ciekawa i osobliwa podróż w niedaleką historycznie, ale bardzo odległą artystycznie przeszłość. Dla niektórych być może sentymentalna. Dla młodych – na pewno poznawcza, ujawniająca, jak bardzo ideologia potrafi strywializować twórczy przekaz. Interesujące są porównania do naszego rodzimego, jednak nieco bardziej subtelnego, socrealizmu. Choć trzeba uczciwie przyznać, że niektórzy niemieccy twórcy próbowali odzyskać twarz także w tych podłych dla artystów czasach. Na przykład malując – znacznie bardziej neutralne – martwe natury czy pejzaże, których mistrzem stał się Wolfgang Mattheuer. Lub nieśmiało eksperymentując z formą, tak by nie zostać uznanym za wroga socjalistycznej sztuki, a jednak wyrwać się z obowiązującej doktryny. Dlatego obok malarstwa porażającego schematyzmem, znalazły się na wystawie prace naprawdę niezłe warsztatowo, ukrywające autorów szarpiących się w założonym im politycznym kagańcu. Jak nawiązujący do ekspresjonizmu Neo Rauch (zrobił później na Zachodzie wielką karierę), naiwny Norbert Wagenbrett czy najwyraźniej zauroczony Baconem Thomas Ziegler.
Iluzje. Beeskow–Łódź, Atlas Sztuki w Łodzi, do 12 kwietnia