Po efektownym pawilonie wystawionym w zeszłym roku w Ogrodzie Saskim, nawiązującym do Alicji z Krainy Czarów, Zachęta kontynuuje eksperymenty ze sztuką interaktywną. Jak tłumaczy kuratorka Magdalena Godlewska-Siwerska, najnowsza wystawa jest próbą zachęcenia zwiedzających do porzucenia tradycyjnych sposobów obcowania z dziełem sztuki, czyli do tego, by zamiast na wzrok, postawili na inne zmysły. W każdej z trzech sal słychać więc jakieś dźwięki – są to albo egzotycznie brzmiące ptaki, albo basowe dudnienia – a większość eksponatów jest opatrzona tabliczką „można dotykać”, na przekór tradycyjnemu zakazowi. Jednak pomimo tych zachęt wystawa wydaje się zachowawcza. Przede wszystkim pokazywane dzieła mają określoną „instrukcję obsługi”, nad której przestrzeganiem czuwają uważni galeryjni strażnicy. Przez to wystawa staje się zabawą pod nadzorem, pozbawioną właściwego uroku. Z drugiej strony same prezentowane obiekty nie są do końca ekscytujące – mamy tu ogrodową sadzawkę, stolik z paprotkami, torfową rzeźbę z głośnikami oraz wanienkę z piaskiem, w którym można sobie pogrzebać. Być może najciekawszą i najbardziej tajemniczą propozycją jest praca Małgorzaty Niedzielko sprzed dwóch lat, czyli szemrząca czarna dziura wydrążona w ścianie. Szkoda, że bardzo pociągający temat zmysłowego odbierania sztuki został zaledwie muśnięty, ale i dobrze zarazem – bo może zachęcić innych do następnych twórczych prób.
Ogrody, Zachęta, wystawa czynna do 4 października