Niemal całe życie mówił i pisał wyłącznie po polsku, w naszym kraju spędził większość krótkiego (36 lat) życia, umarł w 1911 r. pod Warszawą. A jednak w Polsce i on, i jego dorobek znane są stosunkowo słabo. Za to Litwini uważają go za swego najwybitniejszego narodowego twórcę, coś jak połączenie naszego Mickiewicza, Moniuszki i Matejki w jednym, bo pisał wiersze, komponował i malował. I właśnie twórczość plastyczna, chyba najbardziej oryginalna z tego zestawu, pokazywana będzie przez najbliższe miesiące w ramach ciekawego, wszechstronnego festiwalu kultury „Litwa w Krakowie”. Pod Wawel przyjechało blisko 100 prac: obrazów, grafik, rysunków, ale i szkicowników. Zważywszy, że artysta pozostawił po sobie około 300 dzieł (200 znajduje się w specjalnie mu poświęconym, okazałym muzeum w Kownie), to reprezentacja całkiem godna. Doskonale przedstawia twórcę przełomu wieków, rozdartego między symbolizmem i ekspresjonizmem, szukającego swojej tożsamości w wątkach ludowych, balansującego między tradycją a nowatorskim eksperymentem. Wrażliwego i wizyjnego, oryginalnego i podążającego osobną drogą, ceniącego przede wszystkim nastrój i emocje. I choć najłatwiej doszukać się w jego obrazach poetyki Muncha, Bocklina czy Redona, interesujący jest fakt, że wielu historyków sztuki uważa Čiurlionisa za prekursora nowoczesnego malarstwa abstrakcyjnego.
M.K. Čiurlionis, Litewska opowieść, Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie, wystawa czynna do 31 stycznia 2016 r.