Tytuł jest przewrotny, bo przedstawień tulipanów na tej wystawie praktycznie nie ma (są jedynie rozsypane cebulki kwiatowe jako element aranżacji). Ale narzekać nie sposób, bo bogactwo wątków i tematów nie pozwala widzowi nudzić się choć przez chwilę. 120 obrazów pogrupowano tematycznie: portrety, pejzaże miejskie i wiejskie, martwe natury, sceny rodzajowe. Jest nawet sekcja, tak popularnych wówczas, wizerunków wnętrz kościołów. Są sceny zaskakująco realistyczne (wędrowiec siusiający pod drzewem), ale też alegorie, obrazy symboliczne i iluzoryczne. Przeciętnie wyedukowany miłośnik malarstwa odkryje wśród zgromadzonych prac zapewne tylko jedno dobrze mu znane nazwisko: Jana Brueghela Starszego. Albowiem wystawiani artyści to w zdecydowanej większości ówczesna druga, a niekiedy może i trzecia artystyczna liga. Ale paradoksalnie to nie słabość, lecz ogromny walor wystawy. Można bowiem przekonać się, jak niewiarygodnie wysoki był poziom artystyczny niderlandzkiej sztuki XVII w. Okazuje się, że tych najlepszych od tych nieznanych niewiele dzieliło. Niezależnie od tego, czy są to powściągliwe przedstawienia z protestanckiej Holandii, czy pełne rozmachu, a nawet zbytku – z Flandrii. Czy oni w ogóle nie mieli złych malarzy? Wystawa ma jeszcze jeden ciekawy aspekt. Stanowi w całości dar dla muzeum w Schwerinie niemieckiego dziennikarza (!) Christopha Mullera, który tę kolekcję budował przez blisko trzy dekady. Dar ten jest uważany za największą donację dawnej sztuki w powojennej historii Niemiec. Marzy mi się takie Schwerin w Polsce.
Nie tylko tulipany, Państwowe Muzeum w Schwerinie gościnnie w Muzeum Narodowym w Szczecinie, do 10 kwietnia