To chyba najbardziej spektakularna, zważywszy na nazwisko jej bohatera, wystawa 15. edycji łódzkiego Fotofestiwalu. Oto bowiem pokazano prace twórcy, który sławą przyćmił wielkich poprzedników „po pędzlu” Pollocka i de Kooninga, jako pierwszy Amerykanin zdobył Grand Prix na słynnym Biennale Sztuk w Wenecji i jest uważany za nieformalnego prekursora pop-artu. Rauschenberga trudno jednoznacznie zakwalifikować, ale w Łodzi – co naturalne – prezentowany jest jako twórca fotografii; przenikliwych, wrażliwych i osobistych „obrazkowych zapisków” z różnych stron świata, od Kuby po Sri Lankę i od Meksyku po Tajlandię.
Ale proste fotografowanie nie zawsze mu wystarczało. Świadectwem na wystawie jest słynny, monumentalny cykl „Soviet/American Array”, powstały w latach 80. XX w. To rodzaj precyzyjnie zaplanowanych fotograficznych kolaży, w których autor nie ogranicza się do takiego czy innego zestawienia zdjęć robionych w dwóch wielkich mocarstwach. On dodatkowo te prace modyfikuje: przycina, zamalowuje, nadrukowuje na siebie, multiplikuje. W rezultacie powstały autonomiczne dzieła sztuki, charakterystyczne dla całej jego, przełamującej wszelkie formalne granice, twórczości. Zważywszy, że w Lublinie oglądać obecnie można prace legendarnego fotografa Sebastião Salgado, początek lata upływa nam pod silnym wpływem obiektywu z najwyższej półki.
Robert Rauschenberg. Travels, Atlas Sztuki, Łódź, wystawa czynna do 11 września