Z naturą syreny sprawa jest skomplikowana. Z jednej strony to jedna z najbardziej drapieżnych i podstępnych postaci w bestiariuszu mitologii i legend całego świata. Z drugiej – sympatyczne pół kobiety, pół ryby, tępione lub wykorzystywane przez złych ludzi, jak choćby w słynnej bajce Andersena. Może dlatego tylko dwa miasta na świecie przyjęły ją za swój symbol (Kopenhaga i Warszawa), ale tylko u nas jest oficjalnym herbem. I tym zasłużyła sobie na, jej tylko poświęconą, wystawę. Ciekawą, bo mieszającą sztukę dawną ze współczesną, dokumentację z artystycznymi kreacjami, wyobrażenia twórców polskich i obcych.
Dzisiejsza oficjalna Syrena wydaje się tworem bez wyrazu. Wprawdzie dzierży miecz i tarczę, ale jakoś mało w niej wigoru, zaangażowania, o determinacji nie mówiąc. Może dlatego nikt nie próbował jej ideologicznie zawłaszczyć i nawet stołeczni kibole jakoś tak bez przekonania korzystają z jej wizerunku. Od czego jednak wyobraźnia. Ekspozycja pełna jest najdziwaczniejszych syren i stworów syrenopodobnych. Groźnych, zabawnych, dziwacznych. Dwie jej wizje wydają się symbolicznie zaskakująco współczesne i znaczące. Ta z anonimowej ulicznej vlepki, na której z ulgą odrzuca miecz i tarczę, oraz ta Karola Radziszewskiego, która ma rysy twarzy czarnoskórego uczestnika powstania warszawskiego O’Browna. Wystawę warto zobaczyć nie tylko dlatego, że jest zaskakująca i ciekawa, ale i dlatego, że inauguruje działalność kolejnej tymczasowej (oby) siedziby MSN, wstęp jest darmowy, a lokalizacja aż zachęca, by zrobić sobie przerwę w spacerze po nadwiślańskich bulwarach.
Syrena herbem twym zwodnicza, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (nowa siedziba nad Wisłą), wystawa czynna do 18 czerwca