Ignacy Paderewski to postać dla tej fety ważna i ciekawa, ale wcale nie taka łatwa do pokazania na wystawie w muzeum sztuki. Bo gdyby zamiast perfekcyjnie panować nad klawiszami, panował nad pędzlem lub dłutem, byłoby prościej. A tak pozostaje sprawdzona konwencja: człowiek i dzieło. W kolejnych salach poznajemy więc Paderewskiego jako pianistę (m.in. kontemplując wielką liczbę laurowych wieńców, którymi ozdabiano jego skronie), polityka, obywatela, bywalca światowych salonów, członka rodziny. Co ciekawe, fundamentem dla wystawy stały się rodzinne pamiątki po artyście przekazane swego czasu w darze Muzeum Narodowemu. To determinuje charakter ekspozycji, dzięki której więcej dowiadujemy się o tym, jak Paderewski żył w swej szwajcarskiej rezydencji, niż o tym, co takiego zrobił dla Polski. Są więc liczne świadectwa składanych mu hołdów (obrazy, dyplomy, prezenty), a bodaj najwięcej miejsca poświęcono na wystawie jego prywatnej kolekcji sztuki dalekowschodniej. Są ordery, które otrzymał, i akcesoria do palenia, których używał, a nawet przedmioty związane z hobby jego żony Heleny – hodowlą kur ozdobnych. Jeżeli prawdą jest, że do rzeczy poważnych dochodzimy przez drobiazgi, to wystawa ma sens. Jeśli urzeknie kogoś pełen hołdów list z klubu wioślarek lub od górników z Bochni, to być może już samodzielnie zacznie pogłębiać swą wiedzę o Paderewskim jako polityku i pianiście, który świat rzucił na kolana.
Paderewski, Muzeum Narodowe w Warszawie, do 20 maja