Tygodnik Polityka

Polacy marnują rocznie 9 mln ton żywności. Czy Duńczycy znaleźli rowiązanie problemu?

Otwarty w Kopenhadze supermarket WeFood sprzedaje produkty po cenach nawet połowę tańszych niż w zwykłych sklepach. Czy taka inicjatywa miałaby szansę powodzenia w Polsce?

Cel WeFood jest prosty: ograniczyć marnotrawienie żywności. Każdego roku na świecie wyrzucamy 1,3 mld ton jedzenia. Oznacza to, że na śmietniku rocznie ląduje jedna trzecia wytworzonej wcześniej żywności. To tak jakby wracając z zakupów, automatycznie wyrzucić jedną z trzech toreb, które z mozołem dźwigaliśmy do domu.

Dla tych, którzy cenią argumenty finansowe, Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) wyliczyła, że kraje rozwinięte rocznie tracą na tym procederze 680 mld, a kraje rozwijające się 310 mld dolarów. A marnujemy wszyscy: konsumenci, producenci żywności, a wreszcie jej dystrybutorzy. Dlatego drugim, równie ważnym celem WeFood jest edukacja konsumentów. Bo co właściwie wiemy o drodze, jaką przebywa nasze jedzenie?

WeFood w Polsce. Czy jesteśmy na to gotowi?

W Polsce każdego roku marnuje się nawet do 9 mln ton żywności. I oprócz strat na poziomie produkcyjnym (które co roku są minimalizowane) do największej liczby przypadków wyrzucania jedzenia dochodzi na styku z konsumentem.

.fixlr/Flickr CC by 2.0.

– Klienci chcą, żeby kupowane przez nich produkty były ładne – mówi Maria Kowalewska z Federacji Polskich Banków Żywności. – Z jednej strony nie ma w tym niczego złego, jeżeli płacimy za produkt pierwszej jakości, to powinniśmy taki dostać. Z drugiej jednak warto zdawać sobie sprawę, że nieco mniejsze i nierówno wybarwione jabłko jest tak samo smaczne i zdrowe jak jego idealny odpowiednik.

Dlatego tak ważna jest edukacja. I właśnie taki jest cel nowej inicjatywy Duńczyków. Do sklepu WeFood trafiają produkty, które z różnych powodów nie mogą już być sprzedawane w zwyczajnych supermarketach. Z jednej strony są tańsze, z drugiej są po terminie minimalnej przydatności do spożycia. Koncept ma pozwolić mieszkańcom Kopenhagi oszczędzić przed wyrzuceniem 700 tys. ton żywności rocznie. Czy taki supermarket miałby szansę powodzenia w Polsce?

Trudny wybór między zyskiem, a ideą

Jak wskazuje dr Magdalena Tomaszewska-Bolałek z Food Studies na Uniwersytecie SWPS: – W naszej kulturze jedzenie jest darzone dużym szacunkiem, objawiającym się na przykład w przekonaniu, że nie można wyrzucać chleba. Jednak z drugiej strony nawet w gospodarstwach o mniejszych dochodach dużo jedzenia najzwyczajniej się marnuje.

Czy w takim razie Polacy byliby zainteresowani kupowaniem w sklepach typu WeFood? Jak zauważa prof. Andrzej Kondratowicz, ekonomista z Uniwersytetu SWPS: ­– Zależy, czy mamy na myśli sukces komercyjny, czy też myślimy o tym jako o działaniach nienastawionych na zysk, a promujących pewne typy zachowań.

W pierwszym przypadku głównym wyznacznikiem atrakcyjności takich sklepów byłaby niska cena. Jak zauważa prof. Kondratowicz, podobne inicjatywy miały miejsce w USA w „zwykłych” supermarketach już pod koniec lat 70., kiedy w jednej alejce wykładano opakowane w szary czy biało-czarny papier towary niezidentyfikowanego z nazwy producenta (tzw. no-frills). Ich jakość niekoniecznie była niższa od markowych, a cena jak najbardziej. Czasem były one kupionymi okazyjne w hurcie „końcówkami”, choć najczęściej po prostu był to sposób na „trafienie” konsumenta, który po standardowej, nieco wyższej cenie tego produktu by nie kupił. Z jednej strony stanowiło to rozsądną, czysto komercyjną strategię sprzedażową, którą ekonomiści nazywają dyskryminacją cenową. Bogatszy klient „honorowo” po nie nie sięgał i płacił więcej. Z drugiej strony faktycznie przyczyniało się to do zmniejszenia marnotrawienia niesprzedanej żywności.

Zasada działania WeFood jest nieco podobna do oferty „no-frills” i jak ocenia prof. Kondratowicz: – Ma ona szansę rozwoju albo jako niekomercyjny ruch konsumencki, albo jako jedna ze strategii „lepszych” supermarketów, mających nieco wyższe marże detaliczne. Do sukcesu komercyjnego potrzebna jest odpowiednia skala i dobra (czyli kosztowna) lokalizacja. Sklepom o najniższych marżach i o małych rozmiarach będzie chyba trudno w to wejść.

A gdyby chcieć rozwijać inicjatywy podobne do WeFood z założeniem, że mają one służyć jedynie edukacji konsumentów i wykorzystaniu jedzenia, które w normalnych warunkach zostałoby wyrzucone?

.Arne Trautmann/PantherMedia.

Nie wiem – mówi Kondratowicz – czy nie skończy się na krótkotrwałej modzie. Należy też zastanowić się, czy WeFood rzeczywiście zapobiegnie wyrzucaniu żywności, czy tylko przesunie jej marnowanie ze sklepu do gospodarstwa domowego. Kupimy więcej i wyrzucimy w domu.

Jak twierdzi profesor, z łatwością można wyobrazić sobie scenariusz, w którym klient ze względów ideologicznych i z uwagi na niską cenę robi duże zakupy, po czym odkłada je na półkę, a za jakiś czas wyrzuca lub oddaje psu.

Może więc istnieje możliwość połączenia sukcesu komercyjnego z udaną inicjatywą pożytku publicznego? Tu z kolei sceptyczna jest dr Magdalena Tomaszewska-Bolałek: – Dużo zależy od oferty sklepu. Ja widzę dwie główne grupy odbiorców. Pierwsza to osoby, które ze względów finansowych wybierają najniższe ceny. Druga grupa to osoby o dużej świadomości społecznej. Myślę, że wielką rolę odgrywałby wygląd samego sklepu i rodzaj komunikacji wizualnej. A przede wszystkim sama oferta.

Czy jako konsumenci jesteśmy gotowi na kupowanie prawie przeterminowanych produktów w imię oszczędności i ochrony środowiska? Bo przecież w ostatecznym rozrachunku chodzi tu właśnie o ekologię. Przy produkcji żywności zużywa się dużo zasobów takich jak woda czy prąd. Wyrzucając jedzenie do kosza, przyczyniamy się więc do większego zanieczyszczenia naszej planety.

Ale czy szczytny cel, jakim jest ratunek Matki Ziemi, przekona Polaków do zjedzenia przeterminowanego jogurtu? – Przecież te terminy z jakichś powodów znalazły się na opakowaniach – argumentuje Kondratowicz. – Mają one zabezpieczyć konsumenta przed zatruciem, a producenta przed ewentualnymi odszkodowaniami. Ceną jest pewne marnotrawstwo, ale ostrożność, jak każde ubezpieczenie, kosztuje.

Z tym punktem widzenia polemizuje Maria Kowalewska z Polskich Banków Żywności: – Należy odróżniać termin przydatności do spożycia od daty minimalnej trwałości. Ten pierwszy dotyczy produktów takich jak mięso czy ryby i oznacza, że po przekroczeniu konkretnej daty produkt nie może być bezpiecznie spożyty. Drugi termin jest opisany na opakowaniu jako „najlepiej spożyć przed” albo „najlepiej spożyć przed końcem...”. Jest to data, do której prawidłowo przechowywany środek spożywczy zachowuje swoje właściwości. Nie oznacza to, że po jej przekroczeniu jest on niebezpieczny dla zdrowia. I właśnie takie produkty są sprzedawane w duńskim supermarkecie.

Wiedza ta nie rozwiązuje jednak problemu preferencji konsumenta, który jest przywiązany do tego, że jedzenie ma wyglądać idealnie.

.Robert Byron/PantherMedia.

Jak nie marnować

Do największych strat żywności dochodzi na styku działalności producentów i konsumentów. Wciąż bardzo trudno jest przewidzieć, jak zachowa się klient. Jeżeli mimo wysiłków producentów i dystrybutorów powstają duże nadwyżki jedzenia, które zbliża się do końca terminu przydatności do spożycia, pozostaje kilka opcji.

Pierwszą z nich jest oddanie żywności na cele charytatywne. Od jakiegoś czasu istnieje możliwość odpisania takiej darowizny od podatku VAT, a zajmujące się taką działalnością instytucje starają się wychodzić naprzeciw potrzebom dostawców. Jeżeli z jakichś powodów pierwotnie pieczołowicie przygotowane i starannie wyselekcjonowane jedzenie nie może już zostać zjedzone przez człowieka, może zostać oddane do instytucji zajmujących się dokarmianiem zwierząt. Ostatnią opcją jest kompostowanie lub oddanie do biogazowni.

Cały proces jest niezwykle długi i istnieje wiele opcji, dzięki którym żywność nie musi zakończyć swojego żywota na śmietniku. Z drugiej strony duża część z wyrzucanych każdego roku 9 mln ton jedzenia to nasze własne zakupy, które gniją w lodówkach i koszach na owoce. A przed tym może uchronić tylko rzetelna wiedza i uwaga przy robieniu zakupów. Nawet jeżeli kupujemy w supermarketach takich jak duński WeFood.

.Brian Y./Flickr CC by 2.0.
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną