Ludzie i style

Pokręcona piłka

Rozmowa z Jackiem Masiotą, członkiem Zarządu PZPN

„Wiele rzeczy w PZPN mi się nie podoba. Ale uważam, że trzeba zmieniać nie wywracając wszystkiego do góry nogami, raczej przekonując do swoich racji ludzi mających realny wpływ na wybór władz”. „Wiele rzeczy w PZPN mi się nie podoba. Ale uważam, że trzeba zmieniać nie wywracając wszystkiego do góry nogami, raczej przekonując do swoich racji ludzi mających realny wpływ na wybór władz”. Marek Zieliński / Newspix.pl
O tym, jak i na co związek wydaje pieniądze i dlaczego do zmian na szczytach piłkarskich władz trzeba ewolucji, a nie rewolucji - mówi Jacek Masiota.
„Rola prezesa po prostu go przerasta, nie orientuje się w realiach, nie uczy się na błędach”.Tomasz Stańczak/Agencja Gazeta „Rola prezesa po prostu go przerasta, nie orientuje się w realiach, nie uczy się na błędach”.

Marcin Piątek: – Dla opinii publicznej władze Polskiego Związku Piłki Nożnej to jedna mafia. O panu też mówią Leśny Dziadek?
Jacek Masiota: – Staram się nie dawać powodów. Jestem członkiem zarządu, ale w opozycji do prezesa Laty. Choć kibiców trudno przekonać. Ostatnio na stacji benzynowej w Poznaniu zostałem rozpoznany przez grupę mężczyzn stojących ze mną w kolejce. I rozgorzała dyskusja: jedni twierdzili, że mówię o patologiach w PZPN na pokaz, a tak naprawdę jestem umoczony. Inni życzyli powodzenia w reformatorskim trudzie.

Ale pewnie wszyscy się zgadzali, że PZPN trzeba spalić, zaorać, zalać metrową warstwą betonu i budować od nowa?
Tak, a jednak to nadal science fiction. Wiele rzeczy w PZPN mi się nie podoba. Ale uważam, że trzeba zmieniać nie wywracając wszystkiego do góry nogami, raczej przekonując do swoich racji ludzi mających realny wpływ na wybór władz, czyli delegatów na walne zgromadzenie. Ich poparcie jest kluczowe.

I do czego ich pan przekonuje?
Że konieczne jest rozsądniejsze gospodarowanie pieniędzmi. Że trzeba zmniejszyć liczbę komisji i dać im jednocześnie większe kompetencje. Mniej wydawać na bieżące funkcjonowanie związku i na uznaniowe nagrody, a więcej na szkolenie, na trenerów. Zadbać o przejrzystość transakcji, a tam gdzie się da, wyeliminować pośredników. Dla takiego programu jestem w stanie sprzymierzyć się z każdym.

Z Kazimierzem Greniem też? W myśl zasady: wrogowie moich wrogów są moimi przyjaciółmi.
Kiedy pan Greń jeszcze stał u boku prezesa Laty, głośno mówiłem, że nie podoba mi się, że zarabia na umowach-zleceniach grube pieniądze za bliżej niesprecyzowane usługi. Ale potem przestało mu być z prezesem po drodze i dąży do zmian. Uważam, że to człowiek pewnej idei.

Owszem, takiej, że należy zrzucić Latę ze stołka, poza tym nakręca go chęć zemsty. Chyba to interesuje go bardziej niż reformy.
Chcę wierzyć, że pan Greń ma wolę, by PZPN zmienić.

Na razie jednak stosuje metody Laty, czyli stanowiska za przysługi. Działacz piłkarski Tomasz Jagodziński powiedział w RMF FM, że za ujawnienie nagrań, które pociągnęły na dno Zdzisława Kręcinę, Greń obiecał Grzegorzowi Kulikowskiemu stanowisko sekretarza generalnego.
Musiałby najpierw zostać prezesem. Powtarzam: dla swojego programu szukam większości, nazwisko jest kwestią wtórną.

Jak na razie udało się znaleźć większość do odwołania sekretarza Kręciny. 12 z 17 członków zarządu. To przełom?
Na pewno tak, w tym sensie, że za błędy się płaci, nawet stanowiskiem. To w PZPN nowość. W przedsiębiorstwach – norma.

I niech mi pan jeszcze powie, że członkowie zarządu, którzy zagłosowali za odwołaniem Kręciny, nagle stali się wyznawcami ładu korporacyjnego.
Wbrew powszechnemu mniemaniu, w zarządzie są ludzie, którzy się na biznesie znają. Stefan Antkowiak ma dużą firmę budowlaną, Eugeniusz Nowak jest prezesem spółki zatrudniającej ponad 300 osób, Marcin Animucki jest prezesem Widzewa Łódź, działa w grupie kapitałowej Sylwestra Cacka.

No to razem z panem, wspólnikiem w kancelarii adwokackiej, jest was już czterech. Mam jednak wrażenie, że głosowanie nad losem Kręciny to nie początek traktowania PZPN jak przedsiębiorstwa, ale raczej sprzeciw wobec stylu sprawowania władzy przez Latę.
Z całą pewnością skończyła się tolerancja dla sobiepaństwa prezesa. Większość członków zarządu czuła się permanentnie przez Latę lekceważona i ignorowana. Brakowało konsultacji w elementarnych sprawach, a potem prezes zrzucał odpowiedzialność na zarząd. Tak jak z orzełkiem na koszulkach – prezes sam podjął decyzję, a potem poinformował opinię, że zdecydował o tym właśnie zarząd.

Krótko mówiąc: jesteście władzą wykonawczą związku, ale nie o wszystkim wiecie.
Zgadza się. Gdybym wiedział o warunkach umowy PZPN z Klubem Kibica Reprezentacji [zajmuje się m.in. dystrybucją biletów na mecze drużyny narodowej], tobym się jej sprzeciwił.

Zarząd chyba jest od tego, żeby zatwierdzać umowy.
Akurat ta nie została nam przedstawiona. Otrzymaliśmy wyjaśnienia, ale już po fakcie.

Domyśla się pan dlaczego?
Wolę się nie domyślać.

 

 

Prokuratura miałaby w tym przypadku co robić?
Jestem adwokatem, moim obowiązkiem jest informowanie stosownych organów w razie podejrzenia popełnienia przestępstwa. Nie twierdzę, że w PZPN mają miejsce działania niezgodne z prawem, nie mam na to dowodów. Ale że niektóre umowy mogłyby być podpisywane na korzystniejszych warunkach dla związku – już tak.

Jak choćby korzystanie z autobusów należących do Grzegorza Kulikowskiego po stawkach mniej więcej dwa razy wyższych niż u konkurencji.
To klasyczny przykład. Niestety, na porządku dziennym jest w PZPN zawieranie kontraktów bez zastanawiania się nad ich sensem. Ochrony na meczach reprezentacji pilnuje firma Zubrzycki. Nie mam nic do kompetencji jej pracowników, ale jaki sens ma ciąganie ich wszędzie tam, gdzie gra drużyna narodowa? Przecież wygodniej, rozsądniej, a pewnie i taniej byłoby korzystać ze stewardów danego obiektu. Inną podnoszoną przeze mnie sprawą są koszty meczów firmowanych przez PZPN. W niektórych wypadkach są o 40 proc. wyższe od kosztów spotkania na tym samym obiekcie organizowanego przez klub.

Nie ma pan wrażenia, że wokół PZPN kręci się za dużo pośredników?
Pewnie mogłoby być ich mniej, ale są potrzebni. Co nie zmienia faktu, że niektóre kwestie można rozpatrzyć ponownie. Wiadomo, że jeśli chodzi o sprzedaż praw telewizyjnych, firma SportFive ma dla związku kluczowe znaczenie, ale czy jej pośrednictwo jest aż tak niezbędne, jeśli chodzi o marketing – mam wątpliwości. Po firmę zewnętrzną sięga się często szukając sposobów na obniżenie kosztów działalności, ale w przypadku PZPN, niestety, nie jest to reguła.

Jestem przedstawicielem firmy z zewnątrz, bez znajomości w PZPN. Mam szansę w przetargu organizowanym przez związek?
Akurat sprawa, o której ostatnio było najgłośniej w związku z ujawnionymi przez pana Kulikowskiego nagraniami, czyli budowa nowej siedziby związku, w moim przekonaniu była czysta. Faktycznie wygrała najlepsza oferta Warbudu. Sprawa była dyskutowana na posiedzeniu zarządu, żadnego lobbowania sobie nie przypominam, poza tym ofertę przedstawiły duże firmy – gdyby miały przecieki, że przetarg jest ustawiony, pewnie by odpuściły. Natomiast nie mam pewności, że przy podpisywaniu mniej znaczących kontraktów obywa się bez znajomości.

Kolesiostwo to problem w PZPN?
Największy. Kolegom wolno więcej tylko dlatego, że są kolegami. A trzeba wprowadzić jasne zasady gry. Na początek, że za błędy się płaci i żadne znajomości już nie pomogą.

I naprawdę pan wierzy, że wraz z ogłoszeniem szlachetnego programu przejrzystości i odpowiedzialności układy i układziki znikną?
Od zasad trzeba zacząć. A ma pan lepszy pomysł?

Wymiana pokoleniowa?
Stereotyp. Mówi się, że pezetpeenowscy decydenci to beton nie do skruszenia. Ślepi i głusi na zmiany oraz nieczuli na krytykę. A wie pan, co ja widzę? Że wielu moich kolegów z zarządu ma serdecznie dość tych inwektyw i bardzo często nie do końca sprawiedliwych ocen. Miarka się przebrała i wierzę, że to jest impuls, który ich przekona, że przed zmianami wizerunkowymi oraz organizacyjnymi nie da się uciec.

 

 

Odkąd pamiętam, PZPN jest na stadionach lżony. A działacze na przesadnie przejętych nigdy nie wyglądali.
Pytał pan wcześniej o to, czy odwołanie pana Kręciny jest przełomem. Proszę zauważyć, że pewnym precedensem jest wystąpienie większości zarządu przeciwko prezesowi. I mam tu raczej na myśli nie samo głosowanie, ale konsekwentne trzymanie się przez nich stanowiska, że sprawa kompromitujących wypowiedzi sekretarza, ujawnionych w nagraniach Kulikowskiego, nie może być zamieciona pod dywan. Wcześniej członkowie zarządu byli echem prezesa, bo nie chcieli mu się narazić.

Kto podpadł, musiał się liczyć z tym, że sędziowie albo obserwatorzy z jego regionu przestaną być wyznaczani na mecze albo nie będą zapraszani na szkolenia. A członkowie zarządu obradują w Warszawie 1–2 dni w miesiącu, potem wracają w swoje strony i są rozliczani z tego, jak o swoje stadko dbają.

To się zaczęło za rządów Laty?
Nie, takie sytuacje zdarzały się już wcześniej.

Odwołanie Kręciny było dość oczywistym posunięciem. Nagrania go kompromitowały. Kto następny? Prezes?
Grzegorz Lato nie nadaje się do sprawowania tej funkcji, i to nie z powodu trudnego charakteru czy tego, że jego nazwisko przewijało się w kontekście łapówek. Rola prezesa po prostu go przerasta, nie orientuje się w realiach, nie uczy się na błędach. Jeśli nie poda się do dymisji, to po prostu przez resztę kadencji, do jesieni przyszłego roku, trzeba się skupić na tym, by straty spowodowane przy okazji jego rządów były jak najmniejsze.

Skąd u pana optymizm, że jesienny zjazd delegatów przyniesie zmiany. Odwołanie Kręciny to tylko wygrana bitwa, do zwycięskiej wojny daleko.
Mimo wszystko trzeba spróbować. W wyborze władz uczestniczą przedstawiciele regionalnych związków oraz klubów Ekstraklasy i I Ligi. Największy problem to pogodzenie ich racji, przedstawienie im odpowiedniej oferty. Inna sprawa, że klimat wokół PZPN jest fatalny, a powielane za pośrednictwem mediów stereotypy podcinają skrzydła.

Niedługo po odwołaniu Kręciny usłyszałem w jednej z telewizji byłego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, który przekonywał, że to tylko gra pozorów, wymiana jednej kliki na drugą. Pal licho, że w ustach pana Drzewieckiego, który ze swoim urzędem żegnał się w niesławie, takie opinie brzmią śmiesznie. Poza tym, jakie on ma prawo, by sugerować, że należę do jakiejś kliki?!

Wystarczyło trochę determinacji w walce o dymisję Kręciny, a już się pana wymienia jako przyszłego prezesa PZPN.
To stanowisko nie jest dla mnie celem samym w sobie. Ale jeśli będę miał pewność, że wygram, wystartuję.

Nie wydaje się panu, że tzw. teren zawsze będzie pana traktował nieufnie?
Nie jestem radykałem. Ewolucja, o jakiej mówię, jest dla terenowych związków do przełknięcia.

Polityka 50.2011 (2837) z dnia 07.12.2011; Coś z życia; s. 94
Oryginalny tytuł tekstu: "Pokręcona piłka"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną