Barbara Pietkiewicz: – Pragnę zrobić wywiad z panem, bo ma pan kilkanaście zwierząt w domu, i ja też, bratnie dusze jesteśmy pod tym względem. I w tym samym wieku.
Stanisław Tym: – To mówmy sobie po imieniu.
Proszę bardzo. Nie będziemy rozmawiać o polityce i planach twórczych, dobrze?
Nie będziemy. Mówiłaś, że ma być o psach.
Masz u siebie żaby? Ja mam dwadzieścia trzy, w tym dwie ropuchy.
Mam tysiące. Dzwonię czasem do znajomych, podchodzę z telefonem na brzeg jeziorka, przełączam go na głośnomówiący i mówię: posłuchajcie, jak rechoczą. Jest bardzo pięknie.
A kaczeńce?
Są. A jak bez kaczeńców?
Bociana masz na dachu?
Sąsiedzi mają. Muszę zamówić dźwig, żeby oczyścić gniazdo, nim przyleci do niego bocian, bo zarosło chwastami.
Łowisz ryby?
To moje sąsiadki z jeziora, dlaczego miałbym wyciągać je z wody?
To pewnie niczego nie zabijasz.
Nie. Czasem z rozpędu komara. Muchy staram się wypędzać z domu.
Kunę masz? Bo ja tak.
Mam. Mieszka pod dachem.
Nie przepędzasz?
A skąd. Zresztą w lecie się wyprowadza.
Przychodzą pod twój dach jakieś wilki, łosie?
Przychodziła klempa z łoszakiem. Ale utopiła się w bagnie, ludzie ze wsi mi o tym powiedzieli.
To pewno nie żałujesz, że się wyniosłeś z Warszawy?
Żałuję, że nie wyniosłem się nad Wigry wcześniej niż trzydzieści lat temu.