Ludzie i style

Ma nosa

Czy istnieją perfumy „idealne”? – wywiad z twórcą zapachów

Kiedyś zarzucono mi, że moja praca nie przynosi ludziom żadnych korzyści. Ktoś zapomniał jednak o najważniejszej stronie tej pracy. Poprawianiu ludziom samopoczucia - opowiada Thierry Wasser. Kiedyś zarzucono mi, że moja praca nie przynosi ludziom żadnych korzyści. Ktoś zapomniał jednak o najważniejszej stronie tej pracy. Poprawianiu ludziom samopoczucia - opowiada Thierry Wasser. stefanedberg / Flickr CC by SA
Rozmowa z Thierrym Wasserem, głównym kreatorem perfum firmy Guerlain, o tym, co kiedyś nam pachniało, a dziś śmierdzi.
„Jeden psik – i od razu lepszy nastrój!  Naprawdę lubię sprawiać ludziom przyjemność”.Thierry Bouet/Contour/Getty Images/FPM „Jeden psik – i od razu lepszy nastrój! Naprawdę lubię sprawiać ludziom przyjemność”.
Thierry Wasser: Dobre perfumy powinny w sobie nieść jakąś historię, w której emocje mieszają się ze sztuką, a całość spina równanie chemiczne.materiały prasowe Thierry Wasser: Dobre perfumy powinny w sobie nieść jakąś historię, w której emocje mieszają się ze sztuką, a całość spina równanie chemiczne.

Thierry Wasser: – Znam polskie wódki!

Kamilla Staszak: – Hm… perfumuje się pan nimi zewnętrznie czy wewnętrznie?
Kiedy pierwszy raz miałem okazję skosztować żubrówkę, zainteresowałem się źdźbłem trawy, które znalazłem w butelce. Roztarłem je w dłoniach i odkryłem zapach, który mnie zaintrygował. Zapamiętałem go i kiedy tworzyłem Cologne du Parfumeur, doskonale wpasował mi się w jedną z nut zapachowych.

Dużo zapachów pan pamięta?
Myślę, że ponad 3 tysiące. Człowiek posiada około 3 mln komórek węchowych, które co trzy miesiące się odradzają. Dlatego codziennie swoją wiedzę odświeżam i praktykuję, a jak pani widzi [w gabinecie Wassera na szafkach, półkach i biurku znajduje się niezliczona liczba różnych flakoników], otoczony jestem zapachami. Mój nos nieustannie poszukuje jednak nowości.

W jaki sposób odkrył pan swoje zdolności?
One mnie odkryły. Jako nastolatek uwielbiałem zbierać różne zioła i korzonki po okolicznych łąkach, aby je suszyć.

Raczej mało spotykane zajęcie dla chłopca w tym wieku.
To prawda, więc byłem trochę takim dziwadłem, które w dodatku matka ciągała w różne osobliwe wojaże – do Gwatemali podczas rewolucji czy Turcji, gdzie natrafiliśmy na jakieś zamieszki. Jako 16-latek pojechałem z nią także do Rosji, która jako kierunek turystyczny nie była bardzo popularna wśród Szwajcarów z klasy średniej w połowie lat 70.

Więc odwiedził pan królestwo perfum bloku sowieckiego…
Rosja ma rzeczywiście długą tradycję w tej dziedzinie, widziałem tam wtedy wyjątkowo dużo perfum na półkach w kontraście do małej ilości innych towarów. Do dziś pamiętam zapach goździków, które już lekko zwiędłe z opadającymi główkami ludzie trzymali na dworcach na powitanie przyjeżdżających. Rosja zawsze będzie mi się kojarzyła z tymi kwiatami.

Miałem też kiedyś okazję odwiedzić sklep z ziołami z XVIII w. w Strasburgu. Zrobił na mnie niesamowite wrażenie, co łączyło się z moimi zainteresowaniami roślinami, więc postanowiłem kształcić się zawodowo w tym kierunku i w wieku 19 lat otrzymałem dyplom botanika. Jakiś czas wcześniej w lokalnej gazecie przeczytałem, że istnieje coś takiego, jak szkoła perfum. Wymyślanie zapachów?! Pomyślałem, że to musi być zabawne. Może dlatego, że jak do domu na naszej farmie wchodziłem z dworu w pobłoconych łajnem kaloszach, to matka ciągle krzyczała, że jej śmierdzi, więc wydawało mi się, że sobie takie perfumy wymyślę, aby nie cuchnęło. Może zadziałały rodzinne geny, bo babka pracowała w genewskiej aptece, a dziadek ze strony ojca robił mydło w Marsylii, więc mieszanie różnych mikstur miałem we krwi. Może sam nie wiedziałem, co dalej ze sobą począć, a ciągnęło mnie w świat.

I co pan zrobił?
Zgłosiłem się najpierw do Firmenich, jednego z największych na świecie producentów substancji zapachowych, ale mnie nie przyjęli, bo nie miałem wykształcenia chemicznego, a właściwie żadnego wykształcenia, poza przygotowaniem zawodowym. W 1993 r. sami się do mnie zgłosili, abym dla nich pracował m.in. w Nowym Jorku i Paryżu. Miałem jednak dużo szczęścia, gdyż natrafiłem na wspaniałego dyrektora szkoły Givaudan [Givaudan Perfumery School]. Jemu głównie zawdzięczam, że teraz siedzę na tym stołku i to nie mając matury! Spotykałem jednak na swojej drodze ludzi, którzy potrafili we mnie dostrzec coś, czego nie widziano w szkole. Jestem chodzącym przykładem na to, że nie wszyscy źli uczniowie źle kończą, ale trzeba ich umieć czymś zaciekawić i pomóc rozwinąć drzemiące w nich zdolności.

Jak się panu udało dostać do tej szkoły?
Przeszedłem testy. Pierwsza część była rozmową o sztuce. Dyrektor słuchał, czasami zadawał pytania. Szczeniak byłem, ale gusta miałem wyrafinowane. Słuchałem muzyki klasycznej. Interesowałem się sztuką współczesną. W części praktycznej między innymi miałem za zadanie rozpoznać różne zapachy, a jak nie wiedziałem, musiałem je opisać oraz uszeregować kilka flakoników tego samego zapachu według jego stężenia. Nie za bardzo rozumiałem, po co było to wszystko, choć z dzisiejszej perspektywy już wiem, że sprawdzano w ten sposób nie tylko moje zdolności olfaktoryczne, ale i kreatywność, ważną w każdym procesie twórczym. No i zdałem.

I został pan olfaktorycznym guru naszych czasów.
Dziękuję, ale na podium umieściłbym jeszcze Jean-Claude’a Ellenę z Hermèsa czy Jacques’a Polge z Chanel. Choć każdy nos stara się robić najlepsze zapachy z tego, czym dysponuje. Pracując dla Firmenicha, przygotowywałem kiedyś perfumy bardziej popularne, przeznaczone dla szerszej klienteli, na przykład dla firmy Oriflame. Uważam więc, że nie ma złych zapachów. Niektóre trafiają w swoją epokę, ale potem znikają. Inne są wydarzeniem jednego sezonu. Są też zapachy nieprzemijające – jak stworzona przez Pierre’a François Pascala Eau de Cologne Impériale, która powstała w 1853 r. Dzięki geniuszowi Jacques’a powstały takie klasyki marki, jak Mitsouko w 1919 r. i Shalimar w 1925 r., a już bliżej naszych czasów Jean-Paul stworzył ciągle aktualne kompozycje, jak Samsara czy Habit Rouge. Ale proszę powąchać to...

Przepraszam, ale to… śmierdzi.
Jacques świętej pamięci, który je stworzył, pewnie się w grobie przewraca, słysząc pani słowa. Muszę się jednak zgodzić, że powstały w 1923 r. Bouquet de Faunes (Bukiet Faunów) dziś nazwiemy zapachem… trudnym, ale prawie wiek temu bardzo się podobał.

Tak bardzo nam się zmieniły gusta zapachowe?
I ciągle zmieniają. Bo świat się zmienia.

Znalazł pan już przepis na zapach doskonały XXI w.?
Jeśli tak by było, dawno zostałbym milionerem. W dzisiejszych czasach szukamy głównie zapachów radosnych.

Nie wszystkim jednak odpowiada mieszanka lukrecji, migdałów, wiśni, porzeczki, róży, herbaty, paczuli, irysa i wanilii zamknięta we flakoniku z wygrawerowaną paryską elegantką, czyli Petite Robe Noire.
Cieszą się dużym powodzeniem i to w różnych krajach, choć np. Europa woli zapachy mocniejsze, podobnie zresztą jak Bliski Wschód, a Ameryka delikatniejsze. Może więc jakoś udaje mi się znaleźć woń epoki globalizmu. Kreowanie nowych zapachów łączy bowiem w sobie artyzm i technikę. Kiedy Aimé w 1889 r. stworzył perfumy Jicky, będące pierwszym zapachem, w którym zastosowano składniki syntetyczne, Paul Cézanne w swoim malarstwie kładł podwaliny pod kubizm. Dobre perfumy powinny w sobie nieść jakąś historię, w której emocje mieszają się ze sztuką, a całość spina równanie chemiczne.

Rozpoczął pan współpracę z Guerlainem od zapachu Homme. Czy prężnie rozwijająca się działka perfum dla mężczyzn świadczy o tym, że mężczyźni się feminizują?
Dlaczego kobiety mają zachować tego typu przyjemności tylko dla siebie? Niech żyje równouprawnienie!

Zgodzi się pan, że dzisiaj najwięcej pieniędzy przeznacza się na marketing, a zwłaszcza na gażę jakiejś gwiazdy, która wypromuje zapachy, a nie na ich wytworzenie?
Proszę zauważyć, że Petite Robe Noire jest gwiazdą samą w sobie.

Reklamę Champs-Elysées wspomagała Sophie Marceau, Hilary Swank perfumy Insolence, Natalia Vodianova – Shalimar…
A cesarzowa Eugenia w XIX w. promocję Eau de Cologne Impériale, gdyż ich używała. Cóż w tym złego, że ludzie chcą pachnieć jak ich idole?

Perfum Lady Gaga w ciągu pierwszego tygodnia po wejściu na rynek sprzedano 6 mln flakoników. Stały się drugim najszybciej sprzedającym się zapachem w historii, a Justin Bieber za sygnowane swoim nazwiskiem damskie pachnidło zainkasował 3 mln dol. w ciągu trzech tygodni sprzedaży. Nie zazdrości im pan?
Liz Taylor też miała swoje perfumy, podobnie jak Catherine Deneuve i Alain Delon. Cesarzowa austriacka Sisi także. Choć porównywanie jej np. z Kim Kardashian, która nie omieszkała wypuścić swojego zapachu, byłoby jednak sporym nadużyciem z mojej strony… Nie jestem z natury zawistny, a jako profesjonalny nos „gwiazdorzeniem” się nie zajmuję.

Ale kopiowaniem?
Słucham?!

Na rynku pojawiły się Shalimar z dopiskiem Initial, u Diora znane Poison dorobiły się mutacji w postaci Poison Midnight, Poison Tendre, Poison Pure itd. Czy to kolejny chwyt marketingowy, że nowe perfumy zawierają znaną nazwę?
Nie chodzi o kopiowanie poprzedników, ale korzystanie z zasobów firmy, co ma wyjątkowe znaczenie w przypadku tak renomowanej marki, jak Guerlain. Nie wszyscy mogą sobie na to pozwolić, bo nie mają za sobą prawie 200 lat tradycji. A ja gram zapachami jak muzyk, który na podstawie oryginalnej partytury tworzy wariację, ta staje się nowym dziełem. Sięgamy nie tylko po nazwy, ale np. flakony, które projektowali dla nas znani artyści, a wykonywały m.in. takie firmy, jak Lalique czy Baccarat. Np. współczesna Petite Robe Noire ma taki sam kształt flakonika jak powstałe w 1912 r. l’Heure Bleue. Do produkcji używamy cały czas wielu zapisanych w tradycyjnych przepisach produktów naturalnych, choć moglibyśmy je całkowicie zastąpić syntetycznymi. Wie pani, co chowam w tej papierowej torbie? [Wasser wyjmuje spod stołu zawiniątko i rozwija z niego coś przypominającego kamień].

Znowu mi pan podsuwa jakiegoś śmierdziucha!
To wymiociny kaszalota, tzw. szara ambra, będąca jednym z nielicznych naturalnych surowców pochodzenia zwierzęcego, które dodaje się do perfum. Ten niewielki, 2–3-kilogramowy kawałek kosztuje tyle, co dobry Mercedes. I nic go nie zastąpi!

Patrick Süskind w „Pachnidle” napisał „Kto ma władzę nad zapachami, rządzi ludzkimi sercami”. Czuje pan taką władzę?
Kiedyś zarzucono mi, że moja praca nie przynosi ludziom żadnych korzyści, a cały biznes kosmetyczny wykorzystuje ludzką próżność. Ktoś zapomniał jednak o najważniejszej stronie naszej pracy. Poprawiamy ludziom samopoczucie. Sprawiamy, że jest im lepiej. Lepiej wyglądając, zyskują pewność siebie. W tym tkwi moja potęga. Jestem wonnym psychoterapeutą. Jeden psik – i od razu lepszy nastrój! A naprawdę lubię sprawiać ludziom przyjemność.

rozmawiała Kamilla Staszak

 

Thierry Wasser (ur. 1961 w Montreux w Szwajcarii) stworzył m.in. takie hity zapachowe, jak Addict dla Diora, Hypnose dla Lancôme, Emporio Armani Diamonds, Idylle, Shalimar Initial i Petite Robe Noire dla Guerlaina. W maju 2008 r. został dyrektorem kreacji perfum w Guerlain.

Polityka 17-18.2013 (2905) z dnia 23.04.2013; Ludzie i Style; s. 134
Oryginalny tytuł tekstu: "Ma nosa"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną