Ludzie i style

Drugie życie barobusa

Moda na food trucki

Marcin Socha sprzedaje cheesburgery. Marcin Socha sprzedaje cheesburgery. Leszek Zych / Polityka
Po świecie jeżdżą samochody z burgerami, ciabattą, tacos, ciastami czy frytkami. W Polsce też przybywa restauracji na kółkach, tylko wciąż nie ma regulacji prawnych, które pozwoliłyby tej modnej gałęzi biznesu wrzucić wyższy bieg.
Joanna Orzechowska ze swoimi barobusowymi ciastami.Leszek Zych/Polityka Joanna Orzechowska ze swoimi barobusowymi ciastami.

Historia food trucków zaczyna się w XIX w. w Teksasie. Po zakończeniu wojny secesyjnej Amerykanie rozpoczęli intensywną ekspansję na zachód. Brakowało linii kolejowych, więc niezbędna dla diety ówczesnych Amerykanów wołowina musiała dotrzeć tam na własnych nogach. Trwało to często miesiącami. W 1866 r. poganiacz bydła Charles Goodnight, który przygotowywał się do przeprowadzenia dużego stada, odkupił od armii USA stary furgon. Wyposażył go w garnki, patelnie i niezbędne produkty, a podczas przeganiania bydła przygotowywał w nim jedzenie dla siebie i towarzyszących mu kowbojów.

Obecnie po Stanach jeździ około 3 mln food trucków. Są tak popularne, że od czterech sezonów mają nawet własny reality show „The Great Food Truck Race”. Jadłodajnie na kółkach jeżdżą w nim od miasta do miasta i ścigają się na to, która więcej zarobi, serwując swoje produkty.

Idea food trucków polega na tym, że dojeżdżają tam, gdzie akurat jest dużo ludzi do wyżywienia – do centrów miast, na zorganizowane imprezy, pod szkoły podczas potańcówek, a nawet na śluby czy urodziny. Regularnie pojawiają się na festiwalach: na gdyńskim Open’erze gromadzą się w dużej liczbie, tworząc prawdziwe gastronomiczne zagłębie, w czasie krakowskiego Sacrum Profanum podjeżdżały pod sale koncertowe, wzbudzając niemałe pozamuzyczne emocje. Z jednej strony jedzenie sprzedawano w obwoźnej formule od stuleci, ale obecne food trucki wkomponowały się w kulturę ulicy w wyjątkowy sposób.

Kierowcy restauracji

Marcin Socha karierę zaczynał w bankowości. Pracował w biurowcu w centrum Warszawy, zarabiał dobre pieniądze, ale nie miał wielkiego przekonania, że jego praca ma sens. Wylatujący na Florydę przyjaciel zaproponował mu wyjazd do pracy w restauracji. Skorzystał. Pracował na wielu stanowiskach – i jako pomoc kuchenna, i jako kelner.

Polityka 15.2014 (2953) z dnia 08.04.2014; Ludzie i Style; s. 86
Oryginalny tytuł tekstu: "Drugie życie barobusa"
Reklama