Ludzie i style

Do twarzy ci w tym modemie

Ubrani w elektronikę

Reaktywny kapelusz chroni przed niechcianym kontaktem. Reaktywny kapelusz chroni przed niechcianym kontaktem. materiały prasowe
Zegarek firmy Apple to drobny sygnał trendu: w elektronikę będziemy się ubierać. Ciąg dalszy to reaktywne kapelusze, tipsy z sensorami i spodnie z dostępem do sieci? Świat mody czeka rewolucja.
Wielofunkcyjne tipsy – nakładki na paznokcie wysyłające sygnały do innych lub do ich użytkownika.materiały prasowe Wielofunkcyjne tipsy – nakładki na paznokcie wysyłające sygnały do innych lub do ich użytkownika.
Smokedress - osobisty generator zasłony dymnej ma ułatwić izolację od otoczenia, gdy tego potrzebujemy.materiały prasowe Smokedress - osobisty generator zasłony dymnej ma ułatwić izolację od otoczenia, gdy tego potrzebujemy.

W Pasadenie wyraźniej widać przyszłość. W tym na pierwszy rzut oka sennym, niepozornym miasteczku o niskiej zabudowie, wciśniętym między Los Angeles a pasmo gór San Gabriel na północy, oddzielających je od pustyni Mojave, kiełkują nowe trendy. O mieszkańcach Pasadeny można powiedzieć, że połowa z nich żyje w świecie nauki i nowoczesnych technologii, połowa w świecie sztuki, a połowa w obu tych światach naraz. To tu mieści się słynny Caltech, czyli Kalifornijski Instytut Technologiczny, w którym pracowali m.in. Richard Feynman, J. Robert Oppenheimer czy Linus Pauling, by wymienić tylko trzech z 32 caltechowych noblistów, a także – ciekawostka – reżyser i chemik Frank Capra. Tu także znajduje się, wspierany przez kadry Caltechu, najważniejszy ośrodek badawczy NASA.

Pasadena słynie również z Akademii Sztuki Projektowania (Art Center College of Design), gdzie kadra naukowa i studenci nie tyle starają się przewidzieć przyszłość designu, co po prostu tworzą jej podwaliny. W tym często projekty wymagające użycia technologii, których jeszcze nie ma, ale już widać je na horyzoncie.

W centrum zainteresowania akademii jest dziś elektronika noszona, zwana też ubieralną (ang. wearable technology). To trend, którego przejawem są choćby próbujące właśnie zdobyć rynek smartwatche, czyli zegarkopodobne komunikatory osobiste, a także opaski na rękę z sensorami monitorującymi stan organizmu, liczącymi kroki, czas treningu, śledzącymi przebytą podczas joggingu trasę itd.

Projektanci z Pasadeny idą jednak w swych ideach o wiele dalej. Dzięki partnerstwu uczelni z Intelem – hegemonem świata procesorów, przekonanym, że do elektroniki noszonej należy jutro układów obliczeniowych – wiedzą, jak będzie wyglądać przyszłość elektroniki. I niektóre z ich wizji imponują nie tylko odwagą i rozmachem, ale także – jak się zdaje – dobrym wyczuciem, w którym kierunku wieje wiatr. Widać to choćby w projektach z dziedziny dotyczącej nas wszystkich: świata mody.

Moda, jak wiadomo, zmienną jest, ale niezmienne przez wieki było w niej jedno: ubrania miały charakter pasywny. Raz zaprojektowane i wykonane, mogły zmieniać swój wyraz tylko kontekstowo, zwykle poprzez relacje z innymi częściami garderoby (białe tenisówki do białych szortów znaczą co innego niż prowokacyjnie zderzone z „małą czarną”). Ta pasywność nie była wynikiem świadomych decyzji modystów. Brała się z braku możliwości technologicznych. Skoro jednak ta bariera właśnie na naszych oczach znika, czas zrobić kolejny krok. Iście milowy, w obszar możliwości, które swym potencjałem mogą przyprawić o dreszcze każdego projektanta mody o śmiałej wyobraźni. Tym właśnie zajmują się designerzy z Akademii w Pasadenie.

Mój kapelusz, moja twierdza

Modelka w wyrafinowanym kapeluszu – zdecydowanie haute couture – z czarno-białych harmonijkowych wachlarzy, siedzi na krześle nieruchomo jak posąg. Niczym figura z gabinetu Madame Tussaud, nie wykonuje najmniejszego gestu, gdy jednak ktoś zbyt gwałtownie próbuje wejść z nią w relację, odbiera jednoznaczny sygnał, że nie jest to mile widziane. Projektant kapelusza, pan Sangli Li, zachęca mnie do nietypowego wyzwania: mam pocałować modelkę w usta. Zapewniony, że to się nie uda, zgadzam się spróbować. Gdy zbliżam twarz, gwałtowne rozwija się wachlarz ukryty dotąd w czarnej opasce na szyi. Horyzontalnie, mierząc niczym ostrze w moją grdykę.

Wachlarze zasłaniają modelce uszy, gdy ktoś do niej głośno mówi, a także oczy, gdy nagle porazi ją ostre światło, na przykład lampy błyskowej aparatu fotograficznego. Gesty te wydają się organiczne, przypominają gwałtowne stroszenie ptasich piór; ich znaczenie jest zrozumiałe dla każdego, bez względu na język i kulturę.

Kapelusz sam podejmuje działania, decydują odczyty czujników. Kobieta we wszystkich tych sytuacjach pozostaje nieruchoma. Nie musi się angażować, więc nie naraża się na dyskomfort skrócenia dystansu dzielącego ją od agresora.

Sangli Li zaprojektował także do kompletu piękną wachlarzową suknię, oczywiście również reaktywną, chroniącą, niczym wartownik na granicy, nienaruszalne prywatne terytorium swojej właścicielki. Na realizację czekają także inne interaktywne stroje, które sam projektant postrzega jako narzędzia komunikacyjne. Prosi, by nie używać do ich opisu tak modnych dziś w przemyśle elektroniki osobistej określeń jak „intelligent” czy „smart”. Są mylące, designer stawia bowiem na bezpośredniość i prostotę.

W jego szkicach można znaleźć piękne, wyszukane suknie o zmiennych kolorach lub geometrii, reagujące w ten sposób na zmiany tętna, ciśnienia krwi, temperatury, nastroju właścicielki, aktywność otoczenia. Gdy strój, dzięki analizie danych z sensorów, „wyczuje”, że nie mamy w danej chwili ochoty na relacje z innymi, pomoże nam celebrować samotność, agresywnie wysuwając symboliczne „kolce”. Może też chronić nas w trybie mniej ofensywnym, otaczając szeroko barierą lub zamykając w świetlistej klatce, takiej jak dla kanarków, na przykład wyświetlanej przestrzennie w powietrzu z ukrytych w ubraniu miniprojektorów laserowych. Albo otulić obronnie „płatkami” tak, jak tuli się kielich kwiatu.

Autor tych prac wpisał się w orwellowski trend naszych czasów, w którym wszyscy wiedzą o innych coraz więcej, bo sami się na to zgadzamy, ale zarazem błyskotliwie zaproponował, jak – niczym w judo – wykorzystać nowoczesne technologie komunikacyjne, by bronić strefy własnej intymności.

Jenny Rodenhouse i Kristina Ortega, także z Akademii w Pasadenie, mają w planach salon z tipsami. Oczywiście nafaszerowanymi elektroniką o rozmaitym przeznaczeniu. Podczas gdy Sangli Li stawia na zautomatyzowaną komunikację z innym, projektantki e-tipsów chcą, by ich nakładki na paznokcie wysyłały sygnały nie tylko do otoczenia, ale również do użytkownika. I to nie jedynie za pomocą sygnałów wizualnych, ale także z wykorzystaniem technologii dotykowych (haptycznych). Przykładowo, gdy sensor rozpozna, że sięgamy po papierosa, może nam zaaplikować karnie nieprzyjemną wibrację. Bo przecież mieliśmy rzucić.

Układy wbudowane w tipsy mogą nam pomóc w operowaniu komputerami i innymi urządzeniami elektrycznymi, czy to ułatwiając sterowanie, czy przekazując zestaw danych umożliwiający personalizację danego urządzenia – na przykład ekspresu do kawy, by zrobił dokładnie taką, jaką lubimy. Chcemy dać komuś swój numer i adres mailowy? Zaproszenie do kręgu znajomych na Facebooku? Dwa puknięcia paznokciem w ekran telefonu – i zrobione.

Ale może już darujmy sobie wyliczanie wszelkich praktycznych walorów e-tipsów, wróćmy do świata wyrafinowanej mody. Co panie powiedzą na paznokcie zmieniające barwę i rytm iluminacji w zależności od otoczenia lub nastroju? Subtelnie wibrujące, w ramach flirtu, gdy amant, którego bliskość przyspiesza puls, podnosi dłoń do swych ust?

Brzmi nieprawdopodobnie? Ostrożnie z takim osądem. Obie panie dobrze wiedzą, co może się sprawdzić, przemawia za nimi bogate doświadczenie. Kreacje Kristiny Ortegi z kolekcji Mctega odniosły spory sukces: trafiły do sprzedaży w renomowanych butikach, jak Barneys New York. Pisał o nich magazyn „Nylon”, „zagrały” w teledysku Snoop Dogga „California Gurls”. Jenny Rodenhouse z kolei przez kilkanaście lat projektowała w Microsofcie rozwiązania ułatwiające użytkownikom korzystanie z Windows Phone i Xboksa. E-tipsy, gdy już trafią na rynek, mają szansę odnieść sukces.

Rozmówca się nadyma

W Pasadenie testuje się nawet bardziej awangardowe koncepcje modowe. Zoe Padgett i Gerardo Guerrero inscenizują rozmowę, podczas której ubranie osoby chcącej zabrać głos nadyma się jak balon. Rozwiązanie to ma ułatwić prowadzenie konstruktywnej, uporządkowanej dyskusji, zwłaszcza z udziałem osób nieśmiałych i o małej sile przebicia. Wygląda to, szczerze mówiąc, idiotycznie – niczym nasiadówka pękatych maskotek Michelina. No ale skoro w świecie mody mógł się zagnieździć tak niepojęty wynalazek jak krawat, należy z pokorą przyjąć, że żaden koncept nie jest bez szans.

Za ideą Padgetta i Guerrera przynajmniej kryje się jakiś sens. W Art Center College of Design zdają się wierzyć, że w obliczu postępującej degradacji bezpośredniej komunikacji międzyludzkiej, wypieranej przez relacje zdalne, wszelkie zautomatyzowane wsparcie, pomagające wyrazić intencje lub wolę, już wkrótce może okazać się nam nieodzowne. Strój, który przecież towarzyszy ludziom w aktywnościach publicznych na co dzień, nadaje się do tego doskonale.

Całkowitą awangardą mody, którą nawet trudno skomentować, jest Niszczyciel Danych (ang. Data Vaporizer) wymyślony przez Ji Won Jun. To – jak uważa – niezbędne nam w przyszłości zabezpieczenie przed kradzieżą prywatnych danych. Tworząc obłok z pary wodnej, symbolizujący odparowanie (anihilację) przechwytywanych przez pobliskiego złodzieja danych, ma działać alarmująco i odstraszająco.

Zasłonę z pary wodnej zastosowała w swej kreacji haute couture także holendersko-austriacka designerka Anouk Wipprecht, twórczyni strojów, jak to określa, technosensualnych. Interaktywna, ażurowa sukienka Smokedress, ze świecącymi turkusowym światłem diodami, spowija właścicielkę w sinobiałe kłęby w zgoła innym celu niż wskazany przez Ji Won Jun. To „ważący 550 gramów bezprzewodowy system, który przykuwa uwagę, uwodząc skrzącymi błyskami, ale gdy tylko ktoś się zbliży, okrywa ciało nieprzeniknioną zasłoną dymną. Sterowany mikroprocesorem oblicza prywatny obszar [ubranej w Smokedress] dziewczyny i wysyła komendy do niewielkiego generatora dymu umieszczonego na jej plecach, pracującego na baterii do czterech godzin. Pełniąc rolę tarczy ochronnej, zaprojektowany tak, by wyglądał jak pasożytniczy organizm przywarły do ciała nosiciela, wyznacza jego nowe organiczne granice i wysyła niewerbalny komunikat »odpieprz się« (ang. fuck off)”.

A zatem nie chodzi tu o nic więcej, jak o odwieczną, przewrotną grę w „chcę, ale nie chcę”. Czyli o samo jądro mody. Nowe technologie, zmieniające seksowną sukienkę w perwersyjnie interaktywną pułapkę na myszy, pozwalają jednak prowadzić tę grę w rytm nieco innych niż dotąd reguł. Równie jawnym narzędziem flirtu jest zaprojektowana przez Studio Roosegaarde i wkładana wprost na ciało, bez bielizny, sukienka Intimacy 2.0. Zrobiona jest ze skóry oraz plastiku zmieniającego w reakcji na rytm serca poziom filtracji światła aż do przezroczystości. Żeby nie było niedopowiedzeń: biustu nie skrywa skóra.

eRomeo, iJulia

Najsłynniejsza kreacja Anouk Wipprecht to sukienka spowijająca tę projektantkę (żadna zawodowa modelka nie miała odwagi jej włożyć) w błyskawice, zaprezentowana na tegorocznym Maker Faire w San Francisco. Metalowy strój pełnił funkcję klasycznej klatki Faradaya, artystka stała na scenie między cewkami Tesli, z których strzelały w jej kierunku olśniewające wyładowania. Efekt był zatem olśniewający sensu stricto, ale – jak to już z haute couture bywa, zwłaszcza tak ekstremalnym – trudno sukience Wipprecht wróżyć masową popularność. Przynajmniej nie dziś. Bo jutro będzie można zdobyć w modzie i ten, i jeszcze wyższe szczyty.

Suknię imitującą rozbłyski błyskawic dzięki ukrytym pod materiałem biało-błękitnym diodom LED już zaprojektowali studenci Uniwersytetu w Winsconsin. Ich Robe à la Foudre – jak nazwali swą kreację – nie robi aż takiego wrażenia jak klatka Faradaya w wizji Anouk Wipprecht, ale to krok w dobrym kierunku. Kolejnym będzie zastąpienie aplikacji z diod materiałem, który cały pełni funkcję wyświetlacza. Prototypy już istnieją, elastyczne wyświetlacze na razie są szykowane z myślą o komunikatorach, które zastąpią dzisiejsze smartfony. Potem jednak trafią w ręce projektantów mody, bo o takiej szansie marzyli przecież od zawsze. Strój, który wyświetla, w zależności od nastroju noszącej go osoby lub kolorystyki otoczenia, inne faktury, kolory, a nawet projekcje wideo, przebojem zdobędzie nasze szafy.

Wiele z na pozór nierealnych, awangardowo futurystycznych projektów modowych może stać się rzeczywistością już jutro. Rozwój elektroniki jest dziś tak szybki, że głównym hamulcem we wprowadzaniu do sprzedaży interaktywnych ubrań nowej generacji są nie tyle ograniczenia technologiczne, co wciąż wysokie koszty wdrożenia nowo opracowanych rozwiązań. Te jednak spadają w tempie proporcjonalnym do tempa rewolucji technologicznej na polu elektroniki konsumpcyjnej.

Współpraca Akademii Sztuki Projektowania w Pasadenie i firmy Intel nie jest więc sztuką dla sztuki. To faza praktycznych przygotowań do zbliżającej się rewolucji w dziedzinie elektroniki noszonej. Hegemon rynku procesorów zaprezentował niedawno miniaturowy, łatwy do zaszycia w tkaninie modem o znikomym poziomie mocy. Dzięki niemu elektroniczne ubranie będzie mogło nawiązać kontakt z siecią lub wchodzić w interakcje z elektroniką zaszytą w strojach napotkanych innych użytkowników, co może – abstrahując od licznych zastosowań praktycznych – sprzyjać narodzinom zupełnie nowej generacji Julii i Romeów.

Równolegle Intel rozpoczął sprzedaż procesorów wykonywanych w technologii 14 nm – o grubości ścieżki równej warstwie zaledwie 60 atomów krzemu – czego efektem jest nie tylko dalsza miniaturyzacja, ale także radykalnie mniejsze zapotrzebowanie na energię. Gdy ten proces technologiczny stanie się standardem także w elektronice noszonej, a nastąpi to wkrótce, przed projektantami otworzą się kolejne nowe horyzonty.

Polityka 39.2014 (2977) z dnia 23.09.2014; Ludzie i Style; s. 92
Oryginalny tytuł tekstu: "Do twarzy ci w tym modemie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną