Ludzie i style

Szeptem do mnie mów

Czym jest orgazm mózgu i jak go osiągnąć?

Tiko Giorgadze / StockSnap.io
„Witaj, nazywam się Ally. Jesteś pierwszy raz z nami, prawda?” – szepcze delikatny damski głos. Łagodne, przyjemne mrowienie, które odczuwasz, jest sygnałem, że to działa. „To” jest efektem ASMR, nazywanym przez naukowców orgazmem mózgu.
Ally i jej seans pielęgnacyjno-relaksacyjnyAN Ally i jej seans pielęgnacyjno-relaksacyjny
Rosjanka Maria (GentleWhispering) działa hipnotyzująco na Amerykanów.AN Rosjanka Maria (GentleWhispering) działa hipnotyzująco na Amerykanów.
SoftAnna z Poznania – jedna ze światowych gwiazd gatunku – w scence z manekinemAN SoftAnna z Poznania – jedna ze światowych gwiazd gatunku – w scence z manekinem
ASMR dla mężczyzn – z piwem jako rekwizytem.AN ASMR dla mężczyzn – z piwem jako rekwizytem.
Bob Ross w swoim legendarnym programie „The Joy of Painting”.AN Bob Ross w swoim legendarnym programie „The Joy of Painting”.

Tekst ukazał się w POLITYCE w listopadzie 2014 r.

Ally udaje kosmetyczkę. W jej 40-minutowym filmie zupełnie nic się nie dzieje. O to właśnie chodzi. Ally cichuteńko i niespiesznie objaśnia wszystkie zabiegi pielęgnacyjne demonstrowane, specjalnie dla Ciebie, przed kamerą. Odpowiada jeden z jej 26 mln widzów: „Czuję się jak galaretka, dziękuję”. Inny: „Próbuję wstać i dojść do łóżka, ale nogi nie chcą się ruszać”. Ta terapia relaksacyjna, być może terapia przyszłości, już dziś robi furorę w internecie. Wystarczy komputer, YouTube i słuchawki.

Mlaśnięcia i szelesty

Podobnych hipnotyzujących seansów znajdziemy w sieci setki: są scenki z lekarką, fryzjerką i pokojówką składającą ręczniki. Powstają filmiki dla mężczyzn, którzy nie chcą być korespondencyjnie pudrowani i wolą posłuchać o piwie, aucie lub namaszczaniu się towotem w garażu. Szeptem oczywiście. Jedną ze światowych gwiazd gatunku jest Polka – poznanianka o pseudonimie SoftAnna. Jej, jak wszystkim, chodzi o to samo: o wywołanie u odbiorców efektu ASMR (skrót od nieprzetłumaczalnego terminu „Autonomous sensory meridian response”) – trudnego do jednoznacznego opisania stanu odprężenia, połączonego z kojącym mrowieniem biegnącym przez głowę i plecy.

Mimo naukowego terminu (a nazwy nienaukowe to m.in.: masaż, łaskotanie, a nawet orgazm mózgu) naukowcy nie są jeszcze pewni, czym dokładnie uwarunkowany jest ASMR i z czego wynikają towarzyszące mu niemal orgazmiczne doznania. Wiadomo jednak, co ten niezwykły stan wywołuje. Najszybciej i najintensywniej – subtelne dźwięki ludzkiej mowy, właśnie szepty, mlaśnięcia, szelesty, powolnie, dyskretnie sączone słowa. Najlepiej przy akompaniamencie stonowanych stukotów (np. paznokciami) i szmerów – pocierania pędzelkiem o czuły mikrofon, zgniatania folii albo przesuwania palcami po papierze (dlatego najlepsze wrażenia gwarantuje użycie słuchawek). Na jednym z filmików słychać, jak w ustach autorki skwierczy oranżadka w proszku. Na innym ktoś drapie i głaszcze styropianową głowę manekina. Dość dziwne, prawda? Wśród szeptoholików jest takie powiedzenie, że znajomym lub rodzinie łatwiej wytłumaczyć się z oglądania na komputerze filmów pornograficznych, niż seansów mających skutkować rzekomym orgazmem mózgu.

To nowe zjawisko i wciąż brakuje dla niego podstaw naukowych, jednak bazując na wykorzystywanych przez twórców elementach: pewnych wrażeniach wzrokowych i słuchowych, mówimy tu o formie wizualizacji – wyjaśnia psycholog Aleksandra Adamiec specjalizująca się w psychologii sportu i treningu mentalnym. – Moim zdaniem elementy prezentowane w filmach ASMR odwołują się do zakodowanych pozytywnych skojarzeń z dzieciństwa lub czynności samych w sobie odbieranych jako przyjemne, takich jak masaż, wykorzystując do tego dźwięki miłe dla większości osób.

Szczególne znaczenie ma tutaj intymny kontakt z drugim człowiekiem albo jego namiastka. Ta bliskość, pozbawiona, przynajmniej bezpośrednio, pierwiastka erotycznego, ma ponoć przywoływać i uruchamiać ukryte gdzieś głęboko w pamięci wspomnienia, takie jak choćby kojenie do snu przez matkę czy inną kochającą osobę. Choć – jak podkreśla Aleksandra Adamiec – na razie nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy takie zjawisko faktycznie występuje, czy jest to forma autosugestii.

Odprężająca polszczyzna

Miłe dla anglojęzycznej części świata, który zachwycił się ASMR, są obco brzmiące akcenty. Amerykanie upodobali sobie na przykład Rosjankę Marię (na YouTube figuruje jako GentleWhispering), która w jednym z wywiadów w zagranicznej prasie deklarowała, że dzięki hipnotyzującym filmikom (najpierw oglądanym, potem nagrywanym) przezwyciężyła depresję i towarzyszące jej od lat lęki. Maria bije rekordy oglądalności, bawiąc się włosami, pawim piórem albo symulując masaż głowy widza. Jej klipy obejrzały już ponad 82 mln widzów. „Jest coś wyjątkowego w tym, jak wymawia spółgłoski. Jej »p« brzmi w moim mózgu jak miękka poduszka” – pisze jeden z jej fanów.

Biorąc pod uwagę to, jak ważne są pojedyncze, celebrowane z wolna szelesty języka, niewykluczone, że mową wprost stworzoną do ASMR jest… polszczyzna ze swoimi „chrząszczami” i „Szczebrzeszynami”. Mamy potwierdzenie. „Aktualnie znajdujesz się w szpitalu, ja nazywam się Anna Soft, jestem lekarzem i jestem tutaj po to, by przeprowadzić badanie i upewnić się, że nic ci nie grozi” – słyszymy od przywołanej już polskiej idolki subkultury ASMR w internecie. Anna, absolwentka pedagogiki, nie miała pojęcia, że potrafi wydobyć z siebie brzmienia, które wprawią szeptoholików w ekstazę. Najpierw dreszcze ASMR poczuła u siebie, oglądając produkcje innych. A potem, ponad rok temu, nagrała coś samodzielnie. Na początku same dźwięki, potem pierwsze scenki. Wcielała się w dentystkę, dobrą wróżkę i perfumiarkę. Dla koneserów gatunku przygotowuje też inne klipy, tzw. zapętlacze, na których w kółko powtarza pojedyncze wyrazy (np. „liść, liść, liść”), albo kilkugodzinne videobooki ASMR (czyta szeptem np. „Mistrza i Małgorzatę”).

Od Amerykanów, Kanadyjczyków czy Brytyjczyków dowiaduję się, że dźwięk mojego głosu i tego dziwacznego polskiego języka usypia ich i odpręża – mówi Anna. – To zabawne, bo ja jestem jąkałą. Żadna ze mnie dusza towarzystwa i zawsze miałam raczej problemy z mówieniem. One znikają dopiero, gdy mówię spokojnie, delikatnie i w odpowiednim tempie.

Ania dba o swoją prywatność, nie pokazuje w filmach twarzy (dwa razy jedynie oczy, skądinąd równie ładne jak głos), nie chce opowiadać, czym się zajmuje na co dzień („Nie robię nic ciekawego. Moja praca nie polega na zmienianiu świata” – tłumaczy). Zdradza, że wciąż nie przyzwyczaiła się do swojej wirtualnej metamorfozy: z biernego widza w twórcę z rezonującym globalnie przekazem, o jej hipnotyzujących seansach w internecie wciąż wie tylko garstka znajomych. Z drugiej strony jest 2,7 mln ludzi, którzy dzięki niej doświadczyli ASMR w serwisie YouTube, w większości obcokrajowcy. „Uwielbiam cię słuchać, choć nie wiem, o czym mówisz. Czuję, że o czymś przyjemnym, to mnie jeszcze bardziej uspokaja” – tak Frank komentuje filmik Anny.

Lek na bezsenność

Szeptoholicy intrygują uczonych, choć na pierwsze fachowe diagnozy tego, jaki proces zachodzi w ich głowie podczas seansów ASMR, wciąż musimy poczekać. Ale może niezbyt długo: w zeszłym roku amerykańska prasa informowała o badaniach orgazmu mózgu prowadzonych przez Brysona Lochte, neurobiologa z Dartmouth College. Powstają też filmy dokumentalne poświęcone ASMR – fani uskładali na nie pieniądze za pośrednictwem Kickstartera, serwisu internetowych zbiórek publicznych.

Choć sam nigdy nie odczułem efektu ASMR, od początku miałem przeczucie, że to wyjątkowe zjawisko zachodzące w ludzkim mózgu. Moją fascynację spotęgowały relacje ludzi utrzymujących, że ASMR ma terapeutyczny wpływ na bezsenność czy stany lękowe – tłumaczy Lochte.

Amerykański psychiatra dr Michael Yasinski uważa z kolei, że podczas oglądania filmów ASMR może dochodzić do „wyłączania” części mózgu odpowiedzialnych za stres lub lęk. Inni, jak dr Tom Stafford, sugerują podobieństwa specyfiki tego zjawiska do stanu synestezji, czyli odbierania jednym zmysłem doświadczeń charakterystycznych dla innych (np. niebieska barwa odczuwana jest jako chłodna, z kolei litery i cyfry budzą skojarzenia kolorystyczne). Skalę trudności w badaniu ASMR podnosi jednak fakt, że na różnych ludzi działają różne „wyzwalacze” – u jednych łaskotanie mózgu wywołuje szept, u innych szelest papieru lub stukanie paznokciami o szklankę. Tak samo jest z wrażliwością na rozmaite zapachy czy barwy.

To zagadka nie tylko dla psychologów zajmujących się obszarami neurobiologii, ale i samych neurologów – uważa psycholog Aleksandra Adamiec.

U wielu szeptoholików powtarza się schemat, w którym intymne seanse za pośrednictwem YouTube to często jedyna szansa na odprężenie. Niektórzy twierdzą, że w ASMR kluczowe jest to, że nikt nie mówi odbiorcy: „A teraz się zrelaksuj, zamknij oczy i oddychaj głęboko”. Takie działania, paradoksalnie, wymagają koncentracji, tymczasem w ASMR nie trzeba koncentrować się na niczym. Jest jak w polskim filmie relacjonowanym w „Rejsie”: nic się nie dzieje. Czy tak może wyglądać przyszłość terapii relaksacyjnych?

Dla społeczeństwa to niewątpliwie sygnał, że przy coraz szybszym trybie funkcjonowania wciąż potrzebujemy doznań, które odwołują się do samoświadomości naszego ciała – zauważa Aleksandra Adamiec. – Pytanie, dlaczego więc znów szukamy rozwiązania przed monitorem komputera? Powyższa metoda zmusza nas do zwolnienia, poświęcenia kilkunastu minut dla siebie na wyciszenie. Skoro potrafimy znaleźć na nią czas, może warto poszukać bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem?

Warto pamiętać, że zanim wymyślono nazwę i narodziła się zbiorowa fascynacja ASMR (są też liczne parodie, również do zobaczenia na YT), zdarzały się w kulturze masowej przykłady podobnego hipnotyzowania mas, zapewne nie do końca intencjonalnego. W Stanach Zjednoczonych legendarną postacią dla fanów ASMR jest Bob Ross, nieżyjący od 1995 r. malarz, który popularyzował tę formę sztuki w hitowym telewizyjnym programie „The Joy of Painting”. Amerykanie przez lata zastygali w bezruchu, oglądając i słuchając, jak Ross ciepłą, pogodną narracją ozdabia ekranowe akty twórcze. Coś jest w tym rysowaniu, bo dla porównania, Polaków w podobny sposób uwodziły telewizyjne gawędy Szymona Kobylińskiego czy Wiktora Zina. Również prof. Jan Miodek, tłumaczący zawiłości polszczyzny, niejednego z nas wprawiał w błogi nastrój, nawet gdy nie wgłębialiśmy się razem z nim w językowe dylematy. I to mimo że tłumacząc znaczenie przydawek i partykuł, szeptał bardzo rzadko. Albo nigdy.

Polityka 46.2014 (2984) z dnia 11.11.2014; Ludzie i Style; s. 97
Oryginalny tytuł tekstu: "Szeptem do mnie mów"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama