Ludzie i style

Fabryki liryki

Polak wiersze pisze

Nie ma takiej prozy, której nie podołałby wiersz. Autor zawsze się znajdzie. Nie ma takiej prozy, której nie podołałby wiersz. Autor zawsze się znajdzie. Piotr Socha / Polityka
Jeśli – zgodnie z dowcipem – Brytyjczycy są w niebie policjantami, Włosi szefami kuchni, a Francuzi kochankami, to co robią tam Polacy? Na pewno piszą wiersze. Bo pisze się je u nas częściej, niż czyta.
Polacy piszą dziś wiersze bardziej masowo i namiętniej niż w romantyzmie.Ingram Vitantonio Cicorella/PantherMedia Polacy piszą dziś wiersze bardziej masowo i namiętniej niż w romantyzmie.
Jest ta liryka jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, na co trafisz.librakv/PantherMedia Jest ta liryka jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, na co trafisz.

Z poezji nie da się wyżyć, a większe niż poeta szanse na splendor i masowe uznanie mają dziś szafiarki, youtuberzy i żony piłkarzy. Choć liryka to wbrew pozorom sztuka trudna i niewdzięczna i – wreszcie – choć nikt jej nie czyta, Polacy piszą dziś wiersze bardziej masowo i namiętnie niż w romantyzmie. Zaś nasz obywatelski, szalenie poważny stosunek do poezji i powszechna cześć dla niej pozostają kulturowym fenomenem.

„Rozesłałem tę wiadomość do gazet (wśród nich waszej), w których chciałbym wydać zbiór swoich wierszy. Kto pierwszy, ten lepszy, czekam na poważne oferty” – to fragment listu, który kilka miesięcy temu trafił do przynajmniej kilku redakcji w Polsce. Autor, podpisujący się jako „Markus, niepokorny poeta XXI wieku”, tak na przykład układał wyrazy we frazy, wzbudzając apetyt na więcej w żurnalach: „Wolno mi żyć szybko/gdyż noszę wasz ciężar mamutów zniewolonych/Wy boicie się o przyszłość/Ja w sercu noszę wasz syf nieukojony”. Albo mniej rytmicznie, ale też mocno między oczy: „Miłość to pożywka/religia to opium/Telewizja, eurowizja, baba z wąsem, co za kanał/Ogłupiane masy maszerują/w rytm konsumpcji, nażerania się i spania/Nie macie twarzy, tylko maski/Nie macie życia, tylko bajki/I na Facebooku lajki”.

Nasze wierszoklecenie

Jeśli Markus nie był performerem dowcipnisiem, zapewne pisał z potrzeby serca. Jak każdy z rzeszy amatorskich poetów znad Wisły, którzy w poezji wciąż odnajdują najbardziej uniwersalne narzędzia do wyrażenia siebie. Nikt tego nigdy nie zmierzy, ale w przeliczeniu na obywatela pod względem liczby poetyckich konkursów, rzeszy biorących w nich udział i tych wszystkich, którzy – często anonimowo – publikują w rozlicznych portalach poetyckich i na forach dyskusyjnych, znajdujemy się pewnie w światowej czołówce.

Czy jesteśmy najbardziej rozpoetyzowanym narodem świata? Tak, prowokacyjnie tak. Nasze wierszoklecenie cudownie odwzorowuje polską dumę, zwykle skłonną do przesady. Jest też jakąś próbą zagospodarowania „Kompleksu polskiego” Konwickiego – na poziomie bardzo elementarnym chcemy opatentowywać swoją narodową tożsamość w wirtualnym świecie – mówi Krzysztof Siwczyk. Poeta profesjonalny, a także krytyk, felietonista i wicedyrektor Instytutu Mikołowskiego.

Podobno 5 mln Polaków amatorsko trudni się tworzeniem liryki, a tylko milion tę lirykę czyta. Statystyki poprawiają czasem gwiazdy serwisów plotkarskich z bogatą duszą – jak choćby Isabel, żona byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza. „Media nośnik informacji/Ogromne źródło manipulacji/Tylko nieliczni się odważą/I manipulacji się nie dadzą (...) Nawet prywatnym ludziom się dostaje/Stacja film bez ich zgody nadaje” – w taki hiperrealistyczny, stroficzny sposób pani Izabela opisywała swoje i męża przygody z tabloidami w czasie największego celebryckiego wzlotu ich związku.

Poezja publikowana w internecie przypomina właśnie taki program Jerry’ego Springera – jej przekrój tematyczny i gatunkowy jest niezgłębiony, choć najczęściej wektor tej liryki ortodoksyjnie wręcz skierowany jest na „ja”: na podmiot liryczny utożsamiony z autorem. Jest ta liryka jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, na co trafisz. Bywa skandalizująco – pisze poetka: „Pieścili się słowami/kładli dłonie na sercach, a/fallusy podnosiły się/i opadały /w sposób całkowicie arytmiczny”. Zdarzają się wyznania rodem z tekstów grupy Ich Troje: „Chciałbym/aby to dla mnie/śpiewał/bursztynowy ptak/zamknięty/w twojej klatce/piersiowej”. Jest o życiu i uczuciach, zdarza się nawet o Justynie Kowalczyk, kredytach we frankach, mieście Mława i pierogach. Nie ma takiej prozy, której nie podołałby wiersz. Autor zawsze się znajdzie.

O Mławie? Utwór, który trzy lata temu trafił do zbioru poezji poświęconej temu miastu: „To jest moja Mława/zasmarkane zamarznięte/dzieci wychowane/w domu za słabo ogrzanym/węglem i miłością/młodzi ciągle wymieniają/SMS-y na miłość”. Skoro można o Mławie, można też o kibicach (wiersz nagrodzony w ubiegłorocznym konkursie „Polska – Moja Ojczyzna” w Wałbrzychu): „Wyklęci przez normalnych/przeklęci przez porządnych/zaklęci przez kulę/w imię miłości do swoich (...) tysiące jednostek w Jednym tłumie/staje na baczność/przed biało-czerwoną (...) Jedyna dla każdego z nich/nie zginie/póki tworzą Jedność”.

Bukowski kontra ustawienia prywatności

Osobliwości zdarzały się nawet za Mickiewicza, ale przecież Polacy bez dorobku i publikacji w czasopismach literackich potrafią też tworzyć tak, by swej twórczości się nie wstydzić. Marek Olszewski, kielczanin, technik budownictwa pracujący w handlu, od kilkunastu lat zarządza założonym przez siebie forum Poezja Art. Amatorzy (Olszewski woli określenie poeci wirtualni) publikują tam rocznie więcej wierszy, niż wieszczowie napisali przez całą karierę. Publikują, oceniają się nawzajem i są oceniani. Według Olszewskiego „ta amatorszczyzna – osierocona, kaleka i niedoskonała nierzadko – miewa w sobie więcej przekazu i piękna niż warsztatowa produkcja naszych noblistów”.

Przez lata współpracy z młodymi twórcami niejednokrotnie trafiałem na osoby o naprawdę wielkim potencjale. Niestety, polska rzeczywistość powoduje, że większość tych gwiazd gaśnie – narzeka Olszewski. – Maksimum, jakie udaje się osiągnąć takiemu wirtualnemu poecie, to znalezienie się na łamach antologii któregoś z forów poetyckich, której koszt wydania trzeba po części pokryć. Można też za własne pieniądze coś wydać, ale bez pomocy ze strony konkretnych instytucji zwykle takie publikacje stanowią ozdobę półek najbliższego grona.

Dawno

temu Andrzej Bursa zauważył, że „poeta cierpi za miliony”. I znamiona tej grupowej terapii specjalnie się przez lata nie zmieniły. – W polskiej ścieżce edukacyjnej wciąż pokutuje mit o wyjątkowej społecznej roli poetów. Poezja w naszym mniemaniu wciąż ma funkcję socjalizującą nasz dziki naród – podkreśla Krzysztof Siwczyk. – W większości przypadków wiersze to faktycznie terapia, ale przejście w walor literacki to już krok, który stawiają jednostki. Z kolei można się nauczyć pisać przyzwoite wiersze ze świeżym szwungiem językowym, ale wcale nie gwarantuje to literackiego sukcesu.

 

Ten bywa najczęściej zupełnie nieprzewidywalny. Jak w przypadku wyśmienitego facebookowego projektu „Nowe wiersze sławnych poetów”. Grzegorz Uzdański, warszawski nauczyciel, też pisze wiersze, ale raz jako Bukowski, innym razem jako Tuwim, Leśmian albo Emily Dickinson. To znaczy tak, jak by oni napisali – o lajkowaniu, facebookowym newsfeedzie, internecie w ogóle, a nawet o ostatniej części kinowego „Hobbita”. Gdyby żyli.

Leśmian: „Wśród jesieni, co snami o wiośnie się karmi/Wlókł się ork, poraniony w bitwie Pięciu Armii/Przez szroniaste omgliwie oparnej stęchlizny/Jak tobół po gościńcu własne taszczył blizny”. Bukowski: „Jakiś facet/skomentował/moje zdjęcie/»hej, nieźle się zapuściłeś«/napisał/»wyglądasz/jak prawdziwy menel«/Wyrzuciłbym go/ze znajomych/ale/nie mam go/w znajomych (...) chodzi chyba/o ustawienia prywatności/liczyłem, że dzięki temu/będą odzywać się nieznajome dziewczyny/»panie Chinaski/uwielbiam jak pan/pisze/spotkajmy się«/na razie/zamiast dziewczyn/odezwał się/on”.

O „Nowych wierszach...” jest ostatnio głośno, piszą o nich nawet zagraniczne serwisy, a 20 tys. fanów na Facebooku to też jakaś miara popularności tego karkołomnego, ale poetyckiego w pełni profilu. O czym to świadczy? – Pewnie o tym, że jest dość spora grupa osób, które poezja interesuje i sprawia im przyjemność. Poeci, jak Miłosz, Pawlikowska-Jasnorzewska czy Bukowski, są bliscy i rozpoznawalni dla szerszej społeczności, niżby się mogło stereotypowo wydawać – mówi Uzdański. – Poezja wciąż jest w Polsce na piedestale.

Polak nie umie malować

Może dlatego Polak, chcąc wyrazić siebie, pisze wiersz zamiast malować, rysować lub rzeźbić. Może dlatego, że poezja najtańsza i – jak zauważa Krzysztof Siwczyk – „wymaga zaangażowania najmniej kosztownych środków trwałych i technologii”. A może dlatego, że najłatwiejsza. Oczywiście tylko pozornie, niemniej trudno zaprzeczyć, że za nieuchwytnością liryki stoją także nie do końca uchwytne umiejętności twórcy. No i znacznie bardziej oczywisty jest malarski bohomaz niż grafomańska gryzmoła.

W większości dziedzin sztuki do dziś istnieje podział na artystów, którzy ukończyli akademie, i tych bez dyplomu. Dyplomy mają muzycy i plastycy, ale nie poeci. A przecież jeszcze w połowie XIX w. uczono w szkołach poetyki tak jak dziś naucza się rysunku czy śpiewu – mówi prof. Jacek Łukasiewicz, krytyk literacki, wieloletni wykładowca Uniwersytetu Wrocławskiego. – Teraz nawet wydanie tomiku poezji nie jest ani żadną nobilitacją, ani wyzwaniem, jak choćby w czasach PRL. Wtedy najpierw pisało się w kole młodych, pierwsza publikacja, potem tom wierszy, który przechodził przez recenzje, był zaszczytem. Na koniec można było wstąpić do Związku Literatów Polskich, dostać pieczątkę, uprawnienia zawodowe i udowadniać milicji, że nie jest się łazęgą.

Gdyby zapytać Polaków o ich słynnego kompozytora, pewnie wymieniliby Chopina. Na pytanie o malarzy z pewnością pojawiłby się Matejko i... pewnie tylko Matejko. A poeci? Samych noblistów i romantycznych wieszczów w masowej świadomości mamy w sumie pięciu. Nazwiska Kochanowskiego, Tuwima czy Herberta brzmią bardziej swojsko niż Boznańskiej, Szukalskiego lub Kuryłowicza. Jasne, o poetach uczy się w szkołach, ale nie musi to być jedyne wyjaśnienie.

Mam głębokie przekonanie, że polska kultura jest bardziej kulturą słowa niż kulturą obrazu. Jako jurorka konkursu Nike pamiętam, że ponad połowa tego, co czytaliśmy, to były tomiki poetyckie – przypomina prof. Maria Poprzęcka, historyk sztuki z Uniwersytetu Warszawskiego. – Już Mickiewicz, a za nim krytyk Julian Klaczko odmawiali Polakom wyobraźni wizualnej. Polacy, jak uważał Mickiewicz, z racji tego, że w naszym kraju zimno, ciemno i ponuro, a świat zewnętrzny wrogi, są bardziej zbliżeni ku wnętrzu, koncentrują się na życiu duchowym i dzięki temu ukształtowała się u nich wyobraźnia poetycka, a nie plastyczna.

Choć – jak zaznacza prof. Poprzęcka – XX w. pod sztandarem globalizacji zupełnie zmienił tego typu stereotypy, dziś nad Wisłą słowo poety wciąż waży więcej niż jakikolwiek obraz. Te same stają nam przed oczami, gdy czytamy na przykład: „Żeby być moim mężczyzną/musisz mieć/duże dłonie/a w nich/delikatność ptaka/by/czesać mnie/o zmierzchu”. Albo: „Wpadł mi do domu/promyk słońca/a w nim jest miłość Boża/I rozjaśniały łany zboża/i kwiaty są piękne jak słońca/Ileż radości z jednej miłości/O Mój Boże”. Przytoczone poematy to już nie tylko internetowe objawy przymusu tworzenia – zostały opublikowane w wydawnictwach, tomikach lub nawet nagrodzone w konkursach poetyckich. Pożyczyliśmy je z kolekcji Piotra Macierzyńskiego, poety związanego z „Ha!artem”, który swego czasu współorganizował w Łodzi spotkania literackie prezentujące najbardziej grafomańskie utwory, jakie znalazł w druku.

Stachura pisał, że wszystko jest poezją, Różewicz odparł: „Wszystko. Z wyjątkiem złych wierszy”. Ale pisanie złych wierszy to oczywiście nie koniec świata. Gorzej, że młodzi autorzy traktują je tak dosłownie i osobiście – zauważa prof. Łukasiewicz. – To trwa w naszej kulturze mniej więcej od romantyzmu – wtedy właśnie poezja stała się głównie wylewem duszy. A przecież wcześniej przez wieki była związana z różnymi praktykami i obrzędami społecznymi: pisało się wiersze na pogrzeby, do ślubu, na urodziny, liryka świadczyła o koligacjach rodzinnych, bywała poezja patriotyczna, panegiryczna, rozrywkowa, zabawowa i na wszystkie inne okazje. Potem nasze społeczeństwo się zmieniło, poezja odeszła od zwykłego życia i to widać w twórczości większości dzisiejszych młodych artystów.

Dawno temu Platon podzielił poetów na rzemieślników i tych odzwierciedlających boski szał. – Dziś rzemieślników już nie ma, bo każdemu poecie wydaje się, że jest boskim posłańcem – dodaje prof. Łukasiewicz.

Kto pisze w piekle?

Marek Olszewski, niejako na potwierdzenie słów profesora, oddolnie zauważa, że to również problem myślowy ludzi, którzy poezję amatorów oceniają i przyznają jej nagrody w konkursach, tych organizowanych w Mławie, Kartuzach czy Knurowie.

Jakie tematy są wyróżniane? Miłość, śmierć, wiosna, jesień i dupa Maryny opisane według banalnego warsztatu, jaki stosują, za przeproszeniem, stare pierdziele. Młody twórca, wnoszący nowe trendy, piszący o sprawie ludzkiej albo poruszający problemy społeczne niemile widziane przez środowiska trzymające władzę nad ośrodkami kultury, nie ma szans – twierdzi Olszewski.

Żyjemy w czasach wielkiej nadprodukcji kultury, którą umasowiła globalizacja. Trudno by wszyscy pisali jak mistrzowie gatunku, a z drugiej strony – w danej sztuce musi być dużo, by na tej mierzwie coś wyrosło – zaznacza prof. Poprzęcka. – Tylko w społecznościach, w których pisze się wiersze, może pojawić się wielki poeta.

Być może kiedyś będzie nim Markus (zdobył niekłamaną sympatię prof. Łukasiewicza), a może autor takiego delikatesu: „Przecież kiedyś było tak pięknie/lecz czas i świat wszystko modernizuje/gitary odstawione w róg/a muzyka klasyczna pogrzebana leży w trumnie/Najgorsze w tym wszystkim jest to/że komputery zawładnęły naszym światem/i teraz sam już nie wiem czy rozmawiam z maszyną, czy ze swoim bratem”.

Wspomnieliśmy na początku o pierogowej liryce? Trzy lata temu pewna restauracja w Jeleniej Górze urządziła konkurs poetycki z okazji „Nocy pierogożerców”. Rzemieślniczych poematów ku czci sympatycznej strawy powstało kilkanaście. Na przykład: „Co dziś Janie na śniadanie/na talerzu pusto/Może zjesz pan, jaśniepanie/pierogi z kapustą”. Albo: „Komu najlepiej kuśka staje/ten pierogi z kapustą dostaje”.

Jeśli w niebie Brytyjczycy są policjantami, Włosi szefami kuchni, Niemcy mechanikami, Francuzi kochankami, wszystkim zarządzają Szwajcarzy, zaś Polacy piszą wiersze, to co nas czeka w piekle? Podobno policję organizują Niemcy, pitraszą Brytyjczycy, romansują Szwajcarzy, Francuzi robią samochody, a za organizację wszystkiego odpowiadają Włosi. Kto pisze wiersze?

Pewnie sam diabeł – odpowiada Krzysztof Siwczyk.

Tylko co w takim razie robią tam Polacy?

Polityka 15.2015 (3004) z dnia 07.04.2015; Ludzie i Style; s. 86
Oryginalny tytuł tekstu: "Fabryki liryki"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną