Ludzie i style

Już ponad 26 mln osób ma tęczowe zdjęcie profilowe na Facebooku. Jakie to ma znaczenie?

I czy coś z tego powszechnego manifestu wynika? Wydaje się, że Facebook nigdy wcześniej nie był tak solidarny.
.POLITYKA/Tumblr.

Choć jeśli przyjrzeć się sprawie bliżej, wyjdą na jaw raczej podziały – nie wszystkim tęczowa rewolucja na Facebooku odpowiada, część osób (przynajmniej w Polsce) w geście sprzeciwu publikuje zdjęcia biało-czerwone, inni toczą nieskończone dyskusje albo wręcz usuwają siebie nawzajem z grona znajomych. W sieci wyraźnie zawrzało – czy taki był cel sympatycznej skądinąd akcji Facebooka?

Zaczęło się od Stanów Zjednoczonych. Decyzją Sądu Najwyższego małżeństwa osób homoseksualnych uznaje się za legalne już we wszystkich stanach. Przedtem – tylko i aż w 37 (w pozostałych związki te nie były prawnie respektowane, choć dało się – lecz nie zawsze – wygrać sprawę w sądach pomniejszych). Wieść obiegła świat natychmiast, co dało się bez trudu zauważyć – w sieci zawisły wirtualne flagi, poparcia osobom homoseksualnym udzielili też spontanicznie przedstawiciele największych branż: od technologicznych przez motoryzacyjne po spożywcze.

No i Facebook, który uruchomił narzędzie przemieniające zdjęcia profilowe w tęczowe flagi – żeby celebrować równość. Użytkownicy – a przynajmniej spora ich część – nagle się do siebie upodobnili. Co niektórzy żartują, że muszą się kilkakrotnie zastanowić, nim odpowiedzą na dowolną wiadomość – na fotografiach wielu ich znajomych wygląda teraz tak samo.

Z podobnej aplikacji można było skorzystać na Facebooku już kilka razy w przeszłości. Na przykład z zielonego filtru – na znak solidarności z protestującymi w Iranie w 2009 r. Internauci mogli sobie poza tym „przypiąć” wirtualną żółtą wstążkę, żeby wyrazić poparcie dla protestujących w zeszłym roku w Hongkongu. Czarna kropka na zdjęciu profilowym była zaś gestem wsparcia dla ofiar przemocy w Indiach. Tęczowe flagi wydają się przy tym szczególnie popularne (w akcję włączyło się 26 mln osób na świecie), poza wszystkim kontekst wydaje się – bodaj po raz pierwszy – pozytywny. To nie głos przeciw, jak w przeszłości bywało, ale zdecydowany głos za.

Za każdym razem Facebook, namawiając do zmiany zdjęcia profilowego, tłumaczy, że to gest, który ma coś zmienić w ogólnej świadomości. Czy zmienia w istocie? Co się zmienia poza tym, że dowiadujemy się czegoś więcej o naszych znajomych?

Socjolog Philip Howard z Uniwersytetu w Waszyngtonie tłumaczy w „Washington Post”, że podobne wirtualne kampanie nie przynoszą z reguły konkretnego rezultatu – np. zmiany prawa (polscy użytkownicy, którzy postanowili zmienić zdjęcia na tęczowe, nie spodziewają się najpewniej, że w krótkim czasie i polskie prawo zaaprobuje jednopłciowe małżeństwa). Ale – podkreśla Howard – poprzez taki manifest pokazujemy światu, zwykle najbliższym, co nami właściwie powoduje, jakimi wartościami się kierujemy, jakie sprawy nas zajmują i niepokoją.

W przypadku takich kwestii jak równość czy prawa osób LGBT podobne manifesty należy docenić – twierdzi Caitlin Dewey z „Washington Post”. Bo – dodaje – zmiany prawne zwykle poprzedzają zmiany mentalności. „Chodzi o zmianę myślenia całych i licznych grup – i to jest rola kampanii w mediach społecznościowych”.

Każdego dnia odbieramy sygnały na temat tego, co uchodzi, a co nie, jak się wypada zachowywać, a jakich sytuacji unikać. Zwykle dowiadujemy się tego na trzy sposoby – precyzuje Dewey. Po pierwsze, o niektórych standardach społecznego zachowania głośno się nie mówi, bo wydają się oczywiste („nie chodzi się nago do pracy”). Po drugie, część norm reguluje prawo (nie wolno zabijać, kraść itp.). Po trzecie wreszcie są i takie normy, które rozumie się dosłownie („należy robić to czy tamto”). Zdaniem publicystki zdjęcia profilowe – nasza aktywność w sieci w ogóle – to szczególny rodzaj komunikatu. Zdjęcie też niesie treść. W tym wypadku: „Popieram równość małżeńską. A ty?”.

Działa tu też efekt domina. Im więcej znajomych wokół zmieniło zdjęcie profilowe, tym większe szanse, że zmienią kolejni – tak wynika z obserwacji ekspertów Facebooka. „Zachowania innych osób wpływają na nas bardziej niż religia, polityka czy społeczne oczekiwania” – tłumaczy Dewey.

Obserwacje cudzych zachowań nie zawsze wywierają na nas jednak wpływ. Warunek? Charakter naszych wirtualnych znajomości. Jeśli są to ludzie jakoś z nami związani, osoby, z którymi się liczymy – są wówczas szanse, że ich zachowania czy wybory na nas wpłyną albo skłonią do namysłu. Jeśli są to ludzie przypadkowi, tęcza na ich zdjęciach profilowych nie zrobi na nas wrażenia.

Przywołany wcześniej Philip Howard podkreśla jednocześnie, że dzięki podobnym kampaniom społecznym, które angażują ludzi niejako oddolnie, o pewnych sprawach robi się przez chwilę głośniej – co też uznaje się za wartość. Internauci mają przez jakiś czas wspólny temat do dyskusji (na przykład prawa osób homoseksualnych do zawierania małżeństw). Za sprawą Facebooka echa zeszłotygodniowej decyzji Sądu Najwyższego nie cichną. Co nie znaczy, że przybyło na świecie tolerancji – z pewnością jednak zwolennicy równości hetero- i homomałżeństw dali się usłyszeć, a zwłaszcza zobaczyć.

Może więc warto wziąć to pod uwagę, nim uzna się tęczową akcję wyłącznie za przejaw chwilowej mody?

*

Zobacz także: Światowe marki w geście poparcia dla homomałżeństw

Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną