Ludzie i style

Wciskanie młodości

Ucieczka od starości sporo kosztuje

Starania o wieczną młodość i urodę są pełne paradoksów, co sprytnie wykorzystują spece od marketingu. Starania o wieczną młodość i urodę są pełne paradoksów, co sprytnie wykorzystują spece od marketingu. Dimitri Otis / Getty Images
Nauka nie zna eliksiru młodości, ale na zręczny marketing nabierają się miliony. Polacy też chętnie wierzą w nowe sposoby ucieczki przed starością, choć według badań, nie poddają się obsesji idealnego wyglądu.
Odkąd człowiek uświadomił sobie, że zegar życia nieuchronnie tyka – od razu zapragnął sprzeciwić się prawom natury.Yuji Sakai/Getty Images Odkąd człowiek uświadomił sobie, że zegar życia nieuchronnie tyka – od razu zapragnął sprzeciwić się prawom natury.
Żeby poczuć się młodo, nie trzeba wcale zgłaszać nadmiernych oczekiwań pod adresem medycyny.dinozzo/PantherMedia Żeby poczuć się młodo, nie trzeba wcale zgłaszać nadmiernych oczekiwań pod adresem medycyny.

W świecie nauki wielkie poruszenie. Jeszcze nigdy w ponadstuletniej historii Nagród Nobla murowani zwycięzcy nie byli znani na trzy miesiące przed ogłoszeniem nazwisk laureatów. Ci z kategorii medycyny już przyjmują gratulacje i wzbudzają podziw jak zawsze nieco zazdrosnego środowiska...

Prawdziwa bomba tkwi zaś w tym, że chodzi tu o bułgarsko-polską parę badaczy – dr. Ivana Petyaeva, pracującego obecnie w Cambridge, oraz dr n. biol. Karolinę Bazelę, kierującą Laboratorium Naukowym Lirene w podwarszawskim Piasecznie, dzięki którym wreszcie wiadomo, co zrobić, by dłużej być młodym. Antidotum na starość okazało się proste: specjalnie sporządzona w Wielkiej Brytanii gorzka czekolada z przeciwutleniaczami oraz polski krem aktywujący geny młodości!

Trochę sobie podkpiwamy. – Ale gdyby ktoś takie geny rzeczywiście wykrył, to zasługiwałby na Nobla – mówi z przekąsem prof. Ewa Bartnik z Instytutu Genetyki i Biotechnologii Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. Dr Bazeli wcale to nie peszy: – Oddziaływanie na geny odpowiedzialne za wygląd i kondycję skóry jest możliwe. Wyciszamy geny starzenia oraz aktywujemy te, które odpowiedzialne są za redukcję zmarszczek i odnowę komórkową.

Być pięknym i się nie zestarzeć! Odkąd człowiek uświadomił sobie, że zegar życia nieuchronnie tyka – od razu zapragnął sprzeciwić się prawom natury.

Na razie z marnym skutkiem. Naukowe sukcesy na tym polu dotyczą muszek owocowych i pojedynczych gatunków myszy, ale tym bardziej rozpala to wyobraźnię niepogodzonych z losem. Skoro można zapewnić długowieczność Drosophili i gryzoniom, tylko krok powinien nas dzielić od powielenia tego sukcesu u ludzi.

Generacja, która pierwsza zakosztowała dobrodziejstw pomniejszych odkryć – pigułek na porost włosów, długotrwałą erekcję i stalowe mięśnie – nie może przecież zestarzeć się ot tak, po prostu. Wyczekuje eliksiru mogącego opóźnić starzenie za sprawą suplementów, witamin, hormonów, cudownych składników odżywczych. Tylko nie wiadomo, czy wiara w tę utopię to konsekwencja niepohamowanej fali postępu czy może objaw zdziecinnienia?

Paradoksy beautymanii

Jak wynika z opublikowanego właśnie globalnego badania Havas Worldwide, poświęconego akceptacji własnego ciała przez reprezentantów różnych kultur i religii, Polacy w tym rankingu wypadają dość konserwatywnie. W naszej afirmacji życia i podejściu do pielęgnacji ciała jesteśmy bliżsi Belgom, Chińczykom i Niemcom niż na przykład Australijczykom, Japończykom lub Holendrom, którzy spośród 18 ankietowanych nacji bardziej od nas ulegają presji wyglądu. Skóra starzeje się już od drugiego dnia po urodzeniu, więc to tłumaczy, dlaczego prezencja i powierzchowność są lustrem, w którym odbija się nasz wiek. Z ważnym zastrzeżeniem, że sporo zależy tu od głowy, czyli od nastawienia do samych siebie i własnych kompleksów.

Oto dowód: aż połowa ankietowanych przez Havas Brazylijczyków zadowolonych jest ze swojej aparycji (to kraj, w którym poza USA wykonuje się najwięcej operacji plastycznych) i czuje się młodo, choć jest w czołówce o najwyższym wskaźniku otyłości. Dla porównania, zaledwie co czwarty Japończyk czuje się usatysfakcjonowany swoim ciałem i kondycją, mimo że jedynie 3,5 proc. mieszkańców tego kraju uważa się za grubasów.

Jak na tym tle wypadają Polacy? 30 proc. w wieku 18–34 lata przyznaje, że aby mieć idealne ciało, należy o nie dbać, używając nowoczesnych technologii (wśród osób po pięćdziesiątce taki pogląd wyraża tylko 8 proc.). To sygnał, zdaniem socjologów, że internet zawładnął wyobraźnią współczesnych Dorianów Grayów.

Około 33 proc. przyznaje w badaniu Havas, że widok zdjęć znajomych i obcych osób na portalach społecznościowych wywołuje u nich niezadowolenie z własnego wyglądu, więc 23 proc. unika przeglądania się w pełnowymiarowych lustrach, wyczekując jakiejś recepty na poprawę swojego oblicza. Autorzy sondażu ocenili, że reakcja na zdobycze nauki w dziele udoskonalania ciała i zatrzymania procesu starzenia była wśród Polaków „w najlepszym razie chłodna, ponieważ pozytywne odpowiedzi nie przekroczyły 35 proc.”. To mało? Skoro jedna trzecia przyznaje, że dzięki tabletce lub jakimś gadżetom liczy na odmłodzenie – czyż nie jest to wynik imponujący?

Najwyraźniej starania o wieczną młodość i urodę są pełne paradoksów, co sprytnie wykorzystują spece od marketingu. Czytelniczki kobiecych magazynów dostają rozdwojenia jaźni, gdy na okładkach swoich ulubionych pism widzą wygładzone twarze szczupłych modelek, a w środku serwuje im się porady psychologów, by żyły w zgodzie z naturą i dokłada przepisy na smakowite torty. Swoista schizofrenia objawia się również tym, że jej ofiary potrafią pod wpływem reklam zafundować sobie kosztowny krem z „kapsułą młodości” lub komórkami macierzystymi, a jednocześnie kupują karnet do solarium lub wycieczkę do Egiptu, choć to właśnie słońce oraz opalenizna najbardziej przyspieszają oznaki starzenia.

Język, który leczy

Według dr Ewy Chlebus, dermatologa z warszawskiej poradni Nova Derm, aby poczuć się młodo, nie trzeba wcale zgłaszać nadmiernych oczekiwań pod adresem medycyny. – W czasach Heleny Rubinstein i Elizabeth Arden kobiety nie miały dostępu do nowoczesnych technologii, a jednak wiedziały, jak oszukać czas – mówi. – Wystarczyło samo nawilżanie skóry, lekkie złuszczanie, dodanie do kremów lipidów, a pani Rubinstein wpadła na pomysł ochrony przeciwsłonecznej – i to zadziałało!

Prof. Ewa Bartnik przyznaje, że dziwią ją ludzie, którzy potrafią uwierzyć we wszystko: – Udowodnione naukowo działanie przeciwstarzeniowe mają tylko filtry przeciwsłoneczne i retinol jako jedna z postaci witaminy A, która przyspiesza syntezę kolagenu. Tymczasem na rynku wciąż widzę jakieś cuda z tlenem, ATP, komórkami macierzystymi, telomerazą. Dzięki bogu nie działają, bo byłyby rakotwórcze!

Z doświadczeń dr Chlebus wynika, że pacjentki – ale bywają również spragnieni nowości pacjenci – gonią za wynalazkami, które po pierwsze mają przynieść natychmiastowy efekt, a po drugie musi je cechować wygoda. – I stąd problem z przeciwstarzeniowymi retinoidami, które trzeba stosować regularnie w odpowiedni sposób, by uniknąć podrażnień. Większość osób nie ma tyle cierpliwości i zniechęca się do takiej kuracji.

Złe nastawienie od razu wyczuł rynek, który z roku na rok obiecuje coraz prostsze metody przeciwdziałania starzeniu. Kto by się pocił na bieżni, by utrzymać właściwą wagę, albo oddawał w niepewne ręce chirurgów plastycznych, skoro można już kupić czekoladę zapewniającą młodość albo zaaplikować krem, który pobudzi właściwe geny? W przeciwieństwie do większości genetyków dr Karolina Bazela z firmy Lirene twierdzi, że współczesna kosmetologia może już sporo zyskać na wsparciu biotechnologii: – Nasi naukowcy wyodrębnili pięć najważniejszych grup genów odpowiedzialnych za młody wygląd od 30 do 70 roku życia. Składniki kremów są tak dobrane, aby precyzyjnie na nie oddziaływać.

Po co więc unikać słońca, dbać o aktywność fizyczną i zdrową dietę, jeśli mamy eliksir, w którego składzie będzie na przykład peptyd ryżowy (stymuluje podniesienie poziomu sirtuin, zwanych właśnie genami młodości, które przedłużają życie komórek skóry, ergo – według producenta kremu – skutecznie opóźniając procesy starzenia)? A może prościej skorzystać z „formuły drugiej generacji dla jeszcze młodszego wyglądu”, czyli z „kapsuły młodości umieszczanej za sprawą technologii hi-tech” w niektórych produktach firmy Bielenda? Ten z kolei „inteligentny, transepidermalny promotor przenikania składników aktywnych do głębszych warstw skóry umożliwia działanie na poziomie komórkowym” i „transportuje bogaty kompleks odmładzający z roślinnymi komórkami macierzystymi”.

– To jest koncepcja z bajki – ocenia chłodno dr Ewa Chlebus. A prof. Bartnik dodaje: – Dzięki komórkom macierzystym potrafimy regenerować niektóre tkanki, ale w kremie one nie mogą być żywe, więc niczemu nie służą. I ta pseudonaukowa nowomowa, która ma przyciągnąć naiwnych!

Wszystko musi być „wyjątkowo skuteczne”, „aktywne” i „długotrwałe”. W czekoladzie Esthechoc, wyprodukowanej w laboratorium Ivana Petyaeva, mamy zawarte „biodostępne przeciwutleniacze – astaksantynę oraz epikatechiny polifenolowe kakao – które zamknięto w matrycy czekoladowej w opatentowanej technologii Esthechoc Astacelle Crystal Defense System”. Brzmi tak wyrafinowanie, że nie można się dziwić producentowi, który za opakowanie 21 kostek tego „innowacyjnego nutrikosmetyku” (sic!) żąda 159 zł. Przy lekturze naukowych sformułowań gorzka deserowa czekoladka na pewno smakuje lepiej i ożywia szare komórki. Na polskim rynku sprzedawana jest głównie w internecie oraz w 40 salonach SPA i klinikach medycyny estetycznej, choć producent nie wyklucza, że luksusowy przysmak wprowadzi wkrótce do niektórych aptek.

Słuszna decyzja. Bo odkąd w wielu miejscach apteki przybrały wygląd słupów reklamowych, można tam sprzedawać najróżniejsze wymysły marketingowe: witaminę D, która poza udowodnionym działaniem wzmacniającym kości, od niedawna zyskała rzekomy walor odmładzania, czy np. bliżej nieznaną lekarzom witaminę K 2 (której wytwórcy przypisują funkcję zapobiegania ubytkom testosteronu, chorobie Alzheimera, problemom stwardnienia rozsianego i nowotworom). Więc i Esthechoc na pewno znajdzie w aptekach amatorów, choć ciekawe, czy farmaceuci będą ją wciskać klientom z taką samą pewnością jak czynią to lekarze z gabinetów medycyny estetycznej. Na przykład specjalista chirurgii dr Robert Chmielewski z R-Clinic w Warszawie, który zachwala ją tak: „Esthechoc to rewolucyjne połączenie leku z czymś, co kojarzy się z samą przyjemnością. Dostarcza serotoninę – hormon szczęścia i radości oraz jeden z najsilniejszych antyoksydantów, hamując procesy starzenia i degradacji komórek”.

Najwyraźniej w R-Clinic degradacja etosu lekarskiego, wspartego kodeksem etyki z zawartym w nim zakazem reklamowania produktów leczniczych, już nastąpiła. Teraz klientki doktora będą zapobiegać degradacji własnych komórek. Ile opakowań do tej pory sprzedano – to pilnie strzeżona tajemnica. W odwiedzonych przez nas salonach SPA recepcjonistki mówią, że kilka w miesiącu, ale przedstawiciele dr. Petyaeva w Polsce nie chcą podać szczegółów: – Nie prowadzimy ewidencji na sztuki, tylko ewidencjonujemy obrót. Może więc wystarczy odpowiedź, że produktem interesują się konsumenci z całego świata.

Któż by wątpił, skoro obietnice są tak nęcące: parametry zdrowia po spożyciu opakowania liczącego 21 kostek powinny wrócić do poziomu właściwego dla osób w wieku 20–30 lat! Czekolada jest gorzka, ale jakże słodkie jest jej działanie!

Amatorów odmładzania nie interesuje, jak roztopiona w żołądku astaksantyna trafia do naskórka (i ile jej tam trafia?) ani jak zawarty w kremie peptyd ryżowy dociera do jąder komórkowych, by uaktywnić gen młodości w łańcuchu DNA. Mimo to Anna Pilip, kierownik ds. PR marki Lirene, twierdzi coś przeciwnego: – Konsumenci chcą wiedzieć coraz więcej, dlatego dokładnie czytają opisy i interesują się działaniem poszczególnych składników.

Podkręcanie wydolności

Można zapytać, czy nie przyjmują wszystkiego na wiarę? Czy nie byłoby rzetelniej, gdyby poprzestać na przedstawieniu składu swoich eliksirów i opisie ich funkcji, zamiast brnąć w nieudowodnione teorie?

W starożytnym Egipcie wystarczyła kąpiel Kleopatry w kozim mleku, by poddani uwierzyli w jego odmładzającą moc, ale najwidoczniej dziś taki numer już by nie przeszedł. – Coraz bardziej świadomi konsumenci szukają potwierdzenia deklaracji marketingowych w badaniach – twierdzi dr Karolina Bazela. – Powinniśmy więc wyjaśniać, na czym polega aktywność składników tworzących recepturę kosmetyku. Jeśli są dowody wieloetapowych badań, to dlaczego nie mówić w ten sposób?

Dr Ewę Chlebus irytują zdjęcia młodych modelek, które reklamują kremy dla skóry 70-latek. I dlaczego wiele firm zadowala się opiniami kilkunastu, czasem w skrajnych przypadkach 30 ochotniczek? W medycynie opartej na faktach do badań klinicznych angażowanych jest kilkuset, a nieraz nawet kilka tysięcy pacjentów – choć oczywiście nie są one tanie i wymagają kilkuletniego wysiłku. Cud-czekoladę, by wykazać jej odmładzające działanie, testowano ponoć przez 10 lat z udziałem 3 tys. ochotników, ale jak wypadła weryfikacja wyników przez niezależne gremia naukowe – tego, niestety, nie wiemy.

Podobny problem z audytem mają właściciele urządzeń elektronicznych i aplikacji internetowych, którzy również zaczęli specjalizować się w sztuce odmładzania. Popularność biją te, które poprawiają kondycję i sprawność umysłową. W myśl skądinąd słusznej idei, że wydolność fizyczna i aktywny mózg są podstawową bronią w walce z procesami starzenia. Metody ich chronienia i wzmacniania pojawiają się więc w naszych smartfonach, które dziś w mniejszym stopniu są telefonami, stając się np. osobistymi instruktorami fitnessu.

Rynek nasyca się nimi coraz szybciej, więc nową generację osobistych urządzeń medycznych oraz wiarygodność współpracujących z nimi aplikacji zaczęła oceniać amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA), która do tej pory zgodnie ze swoją nazwą zajmowała się jedynie farmaceutykami oraz środkami spożywczymi. Najwyraźniej uznano, że pora potraktować tego typu programy jak suplementy diety. Czy okażą się od nich skuteczniejsze?

Jak piszą eksperci firmy Havas Worldwide, w ofercie produktów spowalniających proces starzenia nie kryje się tak naprawdę nic nowego, czego rozmaite marki nie próbowałyby od lat – tylko teraz coraz częściej podpierają się nauką, by zwabić poszukujących nowości klientów. Na przykład aparat LightStim (dostępny na Amazonie za 249 dol.) wykorzystuje terapię światłem LED, by „stymulować naturalne procesy organizmu wspomagające budowę nowych białek i regenerację komórek”.

Skoro jedni wierzą w naiwną formę genetyki i biotechnologii, dlaczego inni nie mogą ufać fizykom? Produkty firmy Thync wykorzystują bodźce nerwowe w postaci impulsów elektrycznych – Vibes Calm Thync pozwala umysłowi się wyciszyć i zrelaksować, a Thync Energy Vibes – ma dawać zastrzyk energii (cena urządzenia – 299 dol.). Czy to tylko zabawa, czy wiarygodna metoda podkręcania organizmu, mająca uczynić z użytkownika nieśmiertelnego cyborga, który dla poprawy samopoczucia zakąsi przeciwstarzeniową czekoladką i wklepie w skórę krem hi-tech?

Polityka 31.2015 (3020) z dnia 28.07.2015; Ludzie i Style; s. 84
Oryginalny tytuł tekstu: "Wciskanie młodości"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną