Ludzie i style

Deklarujemy, że nie zdradzamy. Ale wycieki z Ashley Madison sugerują co innego

Z badań wynika, że mieszkańcy większości krajów świata – w tym Polacy – nie akceptują zdrady. Tym deklaracjom przeczy jednak afera w związku wyciekiem danych z popularnego serwisu randkowego.
.huffting/Tumblr.

Ludzie dopuszczający się zdrady z logicznych (pomińmy kwestię moralności) względów starają się zachować dyskrecję. Jeśli zdradzają w internecie, zachowują dodatkowo względy bezpieczeństwa. Internet powiernikiem takich sekretów bywa jednak nie najlepszym, o czym przekonali się użytkownicy serwisu randkowego Ashley Madison, reklamującego się hasłem: „Życie jest krótkie. Nawiąż romans”. Portal gwarantował anonimowość i zapewniał, że działa z najwyższą ostrożnością. Konta utworzyło w nim prawie 39 mln osób z całego świata!

Wskutek hakerskiego włamu z serwisu wyciekły jednak liczne dane, włączając te najbardziej poufne: numery kart kredytowych i telefonów, a nawet adresy zamieszkania. Dziennikarze poszukiwali na listach zwłaszcza celebrytów, polityków i ludzi biznesu. Małżonkowie zaś – swoich niewiernych partnerów.

Hakerzy z grupy Impact Team, którzy dokonali ataku, w oficjalnym oświadczeniu tłumaczą, że ich celem było ujawnienie „oszustw, fałszu i głupoty”, o które podejrzewają i administrację serwisu, i jego użytkowników. Wtórują im internauci, powtarzając, że skoro już ktoś zechciał skoczyć w bok, to sam jest sobie teraz winien.

Zdaniem publicystów tygodnika „The Economist” konsekwencje wycieku mogą okazać się większe, niż się teraz wydaje. Spuchną kroniki plotkarskie, ale poza wszystkim podważy się autorytet i znaczenie małżeństwa, a w publicznej debacie dadzą się usłyszeć (już je słychać) komentarze święcie oburzonych. Czeka nas zatem festiwal hipokryzji – zapowiada tygodnik. Nie wspominając o tym – tłumaczy dalej – że część osób założyło sobie konto najpewniej bez poważnych zamiarów, pod wpływem alkoholu, dla żartu albo w chwili słabości. „Prawda jest taka, że internet nie najlepiej dochowuje tajemnic” – podsumowuje „The Economist”.

Konsekwencje podobnych wycieków mogą się przy tym okazać dużo poważniejsze, czego dowodzą ostatnie wydarzenia. Policja z Toronto w Kanadzie – podajemy za agencją Reuters – stwierdziła dwa przypadki samobójstw, które łączy z ujawnieniem danych Ashley Madison. Tamtejszy inspektor Bryce Evans skierował do hakerów publiczną prośbę, żeby zaprzestali swych działań – bo łamią prawo i narażają ludzi na traumatyczne doświadczenia. I to nawet jeśli winę w pierwszej kolejności ponoszą ludzie, nie technologia.

W amerykańskim serwisie rejestrowali się także Polacy. Konta tworzyli głównie mieszkańcy dużych miast: Warszawy (ok. 6 tys.), Krakowa (ok. 1,7 tys.), Wrocławia (1,5 tys.) i w Poznania (1,3 tys.). Ogółem na świecie pokusie zdrady – jeśli oprzeć się na danych Ashley Madison – trudniej oprzeć się mężczyznom (stanowią aż 90–95 proc. użytkowników, których dane wyciekły do sieci). Sprawie przygląda się FBI.

*

Czyżbyśmy zatem zdradzali na potęgę? Skala problemu zwłaszcza teraz wydaje się ogromna, tymczasem w deklaracjach okazujemy się bardziej konserwatywni. I wierni.

Przeprowadzony przez amerykański think-tank Pew Research Center sondaż sprawdzał tolerancję na zdradę u mieszkańców 40 państw ze wszystkich kontynentów świata (sondaż obejmował różne kwestie moralne, takie jak zdrada, homoseksualizm, aborcja itp.). Badani w znakomitej większości są zdania, że zdrada jest wyskokiem nie do zaakceptowania.

Średnio 78 proc. ankietowanych uważa zdradę w małżeństwie za rzecz nie do przyjęcia. Francja nieco od tej średniej odbiega – 47 proc. jej mieszkańców uważa ją za godną potępienia. Nieco mniej – 40 proc. – twierdzi zaś, że zdrada nie jest „moralnym problemem”.

Umiarkowanie liberalni okazali się też Niemcy (zdrady nie aprobuje 60 proc. ankietowanych, 11 proc. nie ma nic przeciwko, 26 proc. – nie widzi w niej zagwozdki moralnej), Hindusi (62 proc. przeciw, 14 za, 13 nie widzi problemu) oraz Hiszpanie (64 proc. przeciw, 8 za, 27 nie widzi problemu).

Zdradę za niemoralną uznaje 71 proc. badanych Polaków. Prawie tyle samo co w Rosji i trochę więcej niż w Czechach. Wydajemy się jednak mniej konserwatywni niż Brytyjczycy (zdrady nie toleruje 76 proc. spośród nich). Przeciw zdradzie opowiadają się też stanowczo Amerykanie w sumie 84 proc. badanych.

.Pew Research Center/mat. pr..

Najbardziej kategoryczni pod tym względem okazali się mieszkańcy Bliskiego Wschodu. Zdradzający (albo pochwalający zdradę) tworzą tu jedno- albo zaledwie kilkuprocentową mniejszość. Nie bez znaczenia są bez wątpienia religijne obostrzenia.

Czy ze zdrady może wyniknąć coś dobrego?

Zdaniem pedagożki dr Alicji Długołęckiej – może. „Po pierwsze wtedy, kiedy związek dwojga ludzi już się całkowicie wypalił. Jeden z partnerów szuka pretekstu, który pozwoli mu odejść. Oczywiście nie jest to uczciwe stawianie sprawy, ale pojawia się pozytywny efekt – ulga” – tłumaczy w wywiadzie dla „Poradnika Psychologicznego” POLITYKI.

Dodaje jednak, że „jeśli człowiek, który stoi na progu zdrady, wykazuje się jakimś poziomem samoświadomości, decydując się na ten krok, doświadczy wielu trudnych emocji. Zmierzy się na nowo i na poważnie z kategoriami prawdy i uczciwości. To też jest jakaś korzyść, chociaż ani prosta, ani oczywista”.

*

Badanie Pew Research Center przeprowadzono w marcu 2014 r. Respondenci pochodzili z 40 krajów: Indonezji, Jordanii, Pakistanie, Autonomii Palestyńskiej, Turcji, Egipcie, Tunezji, Malezji, Ghanie, Libanie, Kenii, Nigerii, Ugandzie, Filipinach, Indiach, Senegalu, Chinach, Salwadorze, Boliwii, Republice Południowej Afryki, Meksyku, Izraelu, Brazylii, Korei Południowej, Rosji, Stanach Zjednoczonych, Argentynie, Polsce, Japonii, Wenezueli, Australii, Kanadzie, Francji, Niemczech, Czechach, Włoszech, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Chile i Grecji.

Więcej szczegółów z badania można przeczytać tutaj.

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną