Ludzie i style

Jak polubić pracę, za którą się nie przepada

Jeśli po przebudzeniu odchodzi nam ochota na cokolwiek, bo trzeba udać się do pracy, to wyjścia są zasadniczo dwa. Zmienić pracę. Albo swoje do niej nastawienie.
.Tumblr.

Znajdą się szczęśliwcy, którzy biegną do pracy co rano radośnie rozochoceni. Bo sprawia im radość, bo pozwala się spełniać, realizować, odpowiada naszym kompetencjom i zainteresowaniom. To przywilej dla nielicznych. Czasem zresztą na właściwe miejsce trafia się dopiero z czasem – swoje trzeba więc najpierw przecierpieć.

Scenariusze bywają różne i są dość powszechne. Dana firma czy nawet branża czasem nam na przykład nie odpowiada (oczekiwania dość często rozchodzą się z realiami). Albo musimy pracować w otoczeniu, za którym niespecjalnie przepadamy. Zdarza się przecież, że swoje obowiązki nawet lubimy, ale współpracowników czy szefa – już niekoniecznie. Innym razem nie odpowiadają nam godziny pracy. Albo zwyczajnie się wypalamy, tracimy zapał, serce dla sprawy.

Zmiana pracy czy wręcz kwalifikacji – to jednak kosztowna decyzja. Ekonomicznie i psychologicznie. Nikt poza tym nie daje gwarancji, że nowe miejsce pracy nas nie rozczaruje. A jeśli rozczaruje – niechybnie zaczniemy winić siebie, być może niesłusznie. Zanim więc rozważymy to radykalne rozwiązanie, spróbujmy własną pracę polubić, jaka by ona nie była.

„Ze znienawidzonej pracy da się uczynić pracę, którą się pokocha” – obiecuje magazyn „Time”. I dodaje: wszystko zaczyna się w nas. Co więc należy uczynić, żeby codzienne obowiązki wydały nam się milszymi? Oto pięć podpowiedzi:

1. Uświadom sobie – po pierwsze – że nienawiść do pracy to wybór, nie konieczność. Niechęć bywa oczywiście uzasadniona – coś lub ktoś wytrąca nas co dzień z równowagi, mamy więc prawo do silnych, negatywnych emocji, ludzkiej frustracji. Ale – powiada „Time” – nienawiść zużywa sporo energii. I nie powinna przekładać się na wszystkie aspekty pracy, zwłaszcza że spędzamy w niej dużą część życia. Nie dajmy się tej nienawiści bez reszty zainfekować! A już na pewno nie przenośmy jej potem na bliskich.

Czasem wystarczy zmienić perspektywę, rozejrzeć się wokół, odszukać sprzymierzeńców. Albo skoncentrować na tych obowiązkach, które sprawiają nam jakąś przyjemność, w których zwyczajnie jesteśmy dobrzy. Z troski o samego czy samą siebie warto tę nienawiść z siebie wyplenić, odreagowywać złe emocje na zewnątrz (podkreślmy: nie na bliskich!), szukać dobrych stron. Nie chcemy przecież z wiekiem zupełnie zgorzknieć.

2. Szukaj pozytywów, nawiąż relacje. Trzeba sobie poza wszystkim uświadomić, że nie pracujemy w odosobnieniu – a nasza niechęć jest wyczuwalna. Ludzie wokół wyrabiają sobie na nasz temat opinię, nawet więc jeśli uważamy, że pieklimy się słusznie, to w czyichś oczach już na długo pozostaniemy antypatyczni, małostkowi, nawet wrodzy.

Na początek warto zrobić rozeznanie. W małych i dużych firmach znajdą się z pewnością osoby, z którymi będzie nam po drodze. Nie warto zamykać się od razu na wszystkich dookoła w przekonaniu, że lepiej nam w pojedynkę. Pierwsze wrażenie bywa mylące – zresztą nie chodzi o to, żeby się od razu zaprzyjaźniać. Relacja o dowolnym charakterze z pewnością nieco podniesie nam nastrój.

W poszukiwaniu pozytywów chodzi zresztą nie tylko o ludzi – ale o drobiazgi, które cieszą i trzymają nas w ryzach. Nie ma takiej szansy, żeby znielubić absolutnie wszystko!

3. Bądź szczery. Jeśli już zrobisz właściwe rozeznanie – uświadomisz sobie, co trudno ci w pracy zaakceptować i co wydaje się absolutnie nie do przyjęcia, ale też odszukasz pozytywne tej pracy aspekty – może pora na szczerą rozmowę z przełożonym?

Dobry szef powinien dbać o atmosferę i samopoczucie swoich pracowników. Nawet jeśli wydaje się groźny, niesprzyjający czy despotyczny. Do takiej rozmowy warto się jednak przygotować i obmyślić jej scenariusz – zacząć od pozytywów, żeby do (konstruktywnej) krytyki przejść dopiero w następnej kolejności. Wiele sporów można w ten sposób zażegnać, poza tym ma się to przyjemne skądinąd poczucie sprawczości.

4. Zgraj się z grupą. Nie chodzi o to, żeby dać się wszystkim polubić – ale o to, żeby wnieść coś istotnego w działanie grupy, którą się otaczasz. Odszukać w sobie silnych stron i – jak to się modnie mówi – ubogacić (samym sobą!) ludzi wokół. Może masz kompetencje, których innym brak? Może sam nie zdajesz sobie jeszcze sprawy, jakim kapitałem dysponujesz? Wykaż się!

5. Skup się na sobie. I na swoich celach. Zastanów się najpierw, co skłoniło cię do podjęcia tej czy innej pracy. Względy ekonomiczne? Logistyczne (bo blisko)? Presja otoczenia? A może co dzień sam siebie pytasz: co ja tu właściwie robię?

„Time” całkiem słusznie zaleca sporządzić listę naszych prywatnych motywacji. Jeśli ma się już tę świadomość, łatwiej określić cele i… przejrzeć się w lustrze. Nic gorszego od ciągłych wyrzutów sumienia, że jest się w niewłaściwym miejscu na własne życzenie.

Podsumowując: daj sobie czas, nim stwierdzisz z całą stanowczością, że nie znosisz swojej pracy i ludzi, którzy się z nią kojarzą. Już nazbyt powszechne jest przekonanie – zwłaszcza w Polsce – że praca to zło konieczne, nieprawdaż?

Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną