Ludzie i style

Smogowi uchodźcy

Zanieczyszczone powietrze zmusza do ucieczki z Krakowa

Joanna Mieszkowicz – miejska aktywistka z Krakowa, dziś ekouchodźczyni w Łętowni w Beskidach Joanna Mieszkowicz – miejska aktywistka z Krakowa, dziś ekouchodźczyni w Łętowni w Beskidach Bartek Dobroch / Polityka
Mam dość chorowania przez cały rok. Opuszczam Kraków – napisała w sieci jedna ze smogowych emigrantek. Krakowskie powietrze sprowadziło do Polski tendencję, którą widać na świecie: ucieczkę przed smogiem.
Wojciech Zięba ma już upatrzony dom 40 km za Krakowem, zastanawia się tylko, czy uciekać tam na zawsze.Bartek Dobroch/Polityka Wojciech Zięba ma już upatrzony dom 40 km za Krakowem, zastanawia się tylko, czy uciekać tam na zawsze.
Krakowianka i krakus w maskach gazowych, czarni od smogu.materiały prasowe Krakowianka i krakus w maskach gazowych, czarni od smogu.

Artykuł w wersji audio

Emilia Ślimko nie jest krakowianką. Przyjechała na studia w 2001 r. z Kowar, z Karkonoszy. I mieszkała w mieście królów 14 lat. – Od początku byłam na to wrażliwa – mówi. – Zima w Krakowie była najbardziej dotkliwa. W typowe listopadowe, grudniowe krakowskie dni – czyli mgła i smog – uderzało się o to jak o ścianę. Ale brało się to za element krakowskiej rzeczywistości. Bardziej zainteresowała się smogiem, gdy zaczęła działać w pozarządowych organizacjach, od 2007 r. zajmuje się ekologią. Wcześniej w mieście prawie nie mówiło się o tym, jaki wpływ na zdrowie mieszkańców może mieć brudne powietrze. – Od lat borykam się z różnymi alergiami, które bardzo trudno zdiagnozować. To są reakcje skórne, zatokowe – przyznaje. – Mój układ immunologiczny jest cały czas nadwerężony. Mam wszelkie podstawy, by twierdzić, że jest to konsekwencja mieszkania tutaj. A w Krakowie na Brackiej nie pada deszcz, za to za oknem kawiarni, w której rozmawiamy, stężenie pyłu zawieszonego PM10 osiąga średnią dzienną tego dnia – 113 µg/m3. Poziom dopuszczalny wynosi 50 mikrogramów. PM10 oznacza mieszaninę substancji organicznych i nieorganicznych – w tym toksycznych, m.in. benzo(a)pirenu – o średnicy 10 mikrometrów, a więc ok. 1/6 średnicy ludzkiego włosa.

Smogowe migracje

Niektórych znajomych zdziwiło, że uciekinierka z Krakowa wybrała Wrocław. Ona dodaje: zieloną część Wrocławia. Jakość powietrza w tym mieście także pozostawia wiele do życzenia, lecz Emilia przytacza twarde dane. Jeśli chodzi o zawartość pyłu zawieszonego PM10 w powietrzu, Kraków jest na pierwszym miejscu w Polsce, Wrocław na 10. Obok Jeleniej Góry i Warszawy. Gdy w Krakowie średnia roczna wynosi ponad 60 µg/m3, we Wrocławiu przekracza 30 mikrogramów.

„We Wrocku przynajmniej częściej wieją wiatry” – polemizuje z kolegą, choć przyznaje też, że „tak naprawdę to nie ma dokąd u nas w Polsce wyruszyć, prawie wszędzie z powietrzem kiepsko… chyba że Suwałki albo Szczecin”. Ale i w nich średnioroczne stężenia pyłów nieznacznie przekraczają określoną na 20 µg/m3 normę WHO. Z dużych miast w Polsce mieszczą się w niej tylko Gdańsk, Elbląg, Koszalin, Zielona Góra, Olsztyn i, o dziwo, mający dość złą prasę Wałbrzych. – Z Wrocławia mogę pojechać w rodzinne strony, mam bliżej, traktuję go jako bazę, bo dużo podróżuję – broni swojej decyzji Emilia. – Mogę wsiąść w autobus i w dwie godziny być u siebie w górach, blisko natury. A tam, w położonych w dolinie Kowarach, smog także zawisa nad kamienicami w starej części miasteczka. Rodzinny dom Emilii mieści się jednak trochę wyżej, trzy minuty od otuliny Karkonoskiego Parku Narodowego, skąd można się nawet wybrać na Śnieżkę. „Też jestem ekouchodźczynią, zapraszam do Łętowni koło Jordanowa na detox” – pisze Joanna Mieszkowicz. Przyjmuję zaproszenie z wielką chęcią. Zwłaszcza że gdy wyjeżdżam zakopianką z Krakowa, stężenie bardziej jeszcze szkodliwego dla zdrowia pyłu zawieszonego PM2,5 (cząstki o średnicy 2,5 mikrometra) wynosi według najbliższej stacji pomiarowej 64 µg/m3, a w centrum jest jeszcze o połowę wyższe (średnioroczny poziom dopuszczalny to 25 µg/m3).

Forpocztą smogowych migracji są miejscy aktywiści, działacze proekologiczni, ludzie najbardziej świadomi zagrożeń, jakie niesie ze sobą życie w skażonym środowisku, ale też przywiązani bardziej do idei niż miejsc. Tak jak ona, założycielka i prezes Fundacji Aeris Futuro, pochodząca z Gorzowa Wielkopolskiego, po studiach w Poznaniu, od 2004 r. mieszkała w Krakowie. Jako twórczyni pierwszego w Polsce kalkulatora CO2 pozwalającego oszacować wpływ na środowisko, zależało jej, żeby działać lokalnie w mieście, rekompensować ten wpływ przez sadzenie drzew. Joanna zamieszkała na ostatnim piętrze w bloku z widokiem na Wawel. – Wrażenia były dramatyczne, widać było grubą warstwę nad miastem. Wieczorami nie dało się otworzyć okna – opowiada. – Człowiek chciał przewietrzyć i nagle czuł, że coś się pali w mieszkaniu. Jakieś toksyczne opary docierały nawet przez wentylację. Przyznaje, że na decyzję oprócz smogu miały wpływ zmęczenie sytuacją lokalną (urzędniczym oporem w stosunku do działań proekologicznych), chęć wycofania się z pracy na pełnych obrotach w mieście i myślenie o założeniu rodziny. Poza tym ma trochę cygańską duszę. – Momentem, kiedy chcieliśmy uciec z miasta, było pojawienie się dziecka. Wiedziałam, że nie mogę narażać małego stworzenia na ryzyko zdrowotne – mówi. Myśleli o drewnianym, tradycyjnym, zdrowym domu. W ustronnej okolicy, z czystym powietrzem. Znaleźli taki w Łętowni w Beskidach, 3 lata temu. Maciuś miał miesiąc. Sąsiad ma ogrzewanie gazowe, obok dwa domy palą jeszcze węglem. Oni też spalili to, co zastali. Ale Joanna nie chciała palić węglem. Piec był stary i niesprawny, wymienili na automatyczny na pelet – sprasowane odpady drzewne.

Jednocześnie zaczęła w ramach fundacji przy pomocy Urzędu Gminy w Jordanowie akcję edukacyjną. Informowała ludzi, że spalanie śmieci jest karalne, a kupowanie szkodliwych w spalaniu miału i mułu nieopłacalne. Zaczęła uczyć innego sposobu spalania. Od góry. – Tak jak z zapałką – tłumaczy. – Gdy podłoży się ogień z dołu, błyskawicznie się pali, jak od góry – powoli. Kiedy zaczynają się palić drewna czy węgle, spaliny przechodzą przez wyższą temperaturę i się spalają. Mamy to samo ciepło, a też o 30 proc. mniej opału schodzi. Ludzie zaczynają testować i widzą różnicę. W szkole Joanna przeprowadziła warsztaty dla dzieci z piątej klasy. Potem pod hasłami „Paląca sprawa”, „Nie róbże zadymy” zorganizowała konkurs plastyczny. 18 grudnia był międzyszkolny finał. – Tak im tłumaczyłam ten benzo(a)piren, przeliczając na ilość wypalonych papierosów, że w każdej pracy pojawiają się papierosy. Podobnie jak w filmie Podhalańskiego Alarmu Smogowego (PAS) „Walka o oddech” z Andrzejem Bargielem, który im pokazywała. Pochodzący z Łętowni narciarz i himalaista mówi w nim: „Benzo(a)piren. Truje moje miasto. Truje nas. W Zakopanem każdy jest biernym palaczem. Wypalam 3500 papierosów rocznie. Ty też”. W podgórskich kurortach w zimie powietrze bywa nawet gorsze niż w Krakowie.

Interes lobby węglowego 

Są tacy, których ekomigracja wygania dalej, za granicę. A ci, którzy uciekają za pracą, a nie przed smogiem, też często zauważają, że po przenosinach mniej chorują.

Uciekliśmy na czas, tak sobie to wycyrklowaliśmy, przed atakiem kolejnej zimy i smogu, żeby już przez to nie przechodzić – mówi Ewa Oliver, która na początku listopada wyjechała z mężem i córką do Nowej Zelandii. Kierunek był naturalny – mąż jest Nowozelandczykiem. Ewa, urodzona w Krakowie, poznała go, gdy po studiach wyjechała do Anglii. Po sześciu latach praca rzuciła ich do Stanów. – Gdy byłam w Nowym Jorku, w ciąży, i strasznie tęskniłam za Polską, za Krakowem, za domem, miałam ginekolog położną z Chin – opowiada. – Pytałam ją: „A pani nie tęskni za Chinami?”. A ona powiedziała: „Nie, tu jest mi dobrze, przede wszystkim mam czyste powietrze”. Powiedziałam mężowi: „Niesamowite, że ludzie muszą myśleć takimi kategoriami”. Wróciliśmy do Krakowa i wpadliśmy dokładnie w tę samą sytuację. Rozmawiamy przez Skype’a. W Dunedin na Wyspie Południowej, gdzie tymczasowo zatrzymali się u teściów, jest piękny poranek, początek lata, dzieci bawią się za plecami Ewy w zielonym ogrodzie. Po tej stronie łącza mamy ponury krakowski wieczór, mimo szczelnie zamkniętych okien czuć, że stężenie PM10 ponad 6-krotnie przekracza dopuszczalną normę. Gdy Ewa mówi o tym Nowozelandczykom, patrzą na nią wielkimi oczami. Teść Ewy, architekt, pyta się: „Dlaczego nie zakażą palenia węglem?”. Ona odpowiada, że zdrowie ludzi nie jest u nas priorytetem. Ważniejszy jest interes lobby węglowego. Po urodzeniu córki ciągnęło ją do Krakowa, bliżej rodziny. Stwierdzili, że to będzie idealne miejsce na ten etap życia. Przyjechali do miasta, które właśnie uświadomiło sobie swój największy problem. W 2013 r. wreszcie powołano do życia Krakowski Alarm Smogowy. – Człowiek z małym dzieckiem bardziej się obawia. Zaczęliśmy to śledzić, mierzyć, popadliśmy w małą paranoję. Zamykanie okien, uszczelnianie ich, siedzenie w domu w te najgorsze smogowe dni. Mój mąż, umysł ścisły, natychmiast zaczął myśleć, jak nas ratować, robił research na ten temat – wspomina.

Kupili maszynę do oczyszczania powietrza – taką, z jakiej korzystają także lepiej sytuowani mieszkańcy Pekinu. Angażowali się w działania KAS, Ewa, graficzka z zawodu, zrobiła logo na antysmogowy wieckrakowianka i krakus w maskach gazowych, czarni od smogu. Smogowi zawdzięczają jedynie to, że poznali nieznane rejony Polski, bo jechali tam, gdzie jest najczyściej. Zamiast do Zakopanego na przykład nad Solinę. Zdarzało się jednak, że przez cały listopad córka kaszlała. Podobnie jak inne dzieci w przedszkolu. Zawsze nasilało się to, gdy stężenia pyłów były większe. Doktor Anna Prokop-Staszecka, pulmonolog i dyrektor krakowskiego szpitala im. Jana Pawła II, nie ma wątpliwości: – Przez to, że oddychamy toksynami, mamy przez cały czas stan zapalny, albo na skórze, albo w górnych drogach oddechowych.

– W zimie prawie nie wychodziliśmy na spacer. Gdy było słońce, zazwyczaj był też ciężki smog – opowiada Ewa. Wytrzymali tak 2,5 roku. Dziś twierdzą, że w 50, może 60 proc. na ich decyzję o wyjeździe wpłynął smog. Oraz fakty z nim związane. Jak ten, że dzieci w Krakowie prawie trzy razy częściej chorują na astmę oskrzelową niż ich rówieśnicy oddychający czystym powietrzem. Z tym nie dało się polemizować. Argument zdrowia dziecka ostatecznie zaważył. – Nie do zaakceptowania jest dla nas, żeby córka wychowywała się w takim środowisku. Zwłaszcza jeżeli mamy alternatywę – mówi.

Alternatywy postanowił poszukać też Wojciech Zięba. Chociaż znacznie bliżej. Wygodne mieszkanie w mieście chce zamienić na mały domek położony do 40 km od niego. – Decyzja zapadła. Na pewno się wyprowadzimy – mówi w grudniu w położonym w centrum Krakowa biurze kierowanej przez siebie Polskiej Fundacji dla Afryki, w którym powietrze też oczyszcza maszyna. Miesiąc wcześniej koleżanka z pracy zapomniała zażyć leków na astmę, powietrze zgęstniało od pyłów i wylądowała na SOR. W tym czasie dzieci Ziębów z opiekunką były na placu zabaw. Także w ich przypadku głównym impulsem do przeprowadzki było zdrowie dzieci. Zwłaszcza że 3,5-roczna córeczka Ziębów urodziła się z wadami serca. Jest po ciężkiej operacji, ma wszyte łaty z goreteksu. Lekarze powiedzieli, że cząstki pyłu PM2,5 wnikają do krwi, uszkadzają układ krwionośny. Wojciech Zięba: – Powietrze, które nas osłabi, jej znacząco skróci życie. Przy ciężkim smogu jest apatyczna, śpiąca, marudna. Mogę jej tego zaoszczędzić na przynajmniej kilkanaście lat.

Kropla w morzu 

Podobnie jak powtarzających się przeziębień. Młodszy, półtoraroczny syn złapał infekcję we wrześniu i przez trzy miesiące kaszlał. Leczący go pediatra wiązał infekcję z zapyleniem powietrza, zalecał inhalacje, wyjazdy dla dotlenienia poza miasto.

– Już 30 lat temu uciekałam z dziećmi do rodziny na wsi, bo zdawałam sobie sprawę, że w Krakowie jest nie najlepsze powietrze, a teraz jest jeszcze gorsze, niż było – mówi Prokop-Staszecka, poza szpitalem także radna miejska. – Wieczorem wychodzę z psem na spacer i widzę wielkie czerwone kule dymu wokół latarni – opisuje Zięba. Tego dnia poza biurem obaj nie paląc ani jednego papierosa, przyjmiemy do płuc dawkę silnie rakotwórczego benzo(a)pirenu równą wypaleniu siedmiu papierosów.

W Pekinie, gdzie problem smogu jest jeszcze poważniejszy niż w Krakowie, pierwszymi ekologicznymi emigrantami byli milionerzy. Choć w ich wypadku tłem ucieczek oficjalnie ekologicznych były nieraz i względy polityczne.

Nie ma jeszcze badań na temat polskich ekouchodźców. Mają jednak prawo tak się klasyfikować. Pojęcie to w brzmieniu „uchodźca środowiskowy” (ang. enviromental refugee) zaproponował już w 1976 r. amerykański uczony Lester Brown. Pierwszym zaś szeroko opisanym naukowo i kulturowo (powieści Johna Steinbecka, muzyka Woody’ego Guthriego, zdjęcia Dorothei Lange) przypadkiem ekomigracji były „brudne lata trzydzieste” w USA, gdy wyeksploatowane rolniczo środkowe stany nawiedziła susza, a z nią suche burze pyłowe, zwane dusterami, powodując pylicę i zmuszając nawet pół miliona rolników i innych mieszkańców do opuszczenia swoich gospodarstw. Międzynarodowa Organizacja ds. Uchodźców dzieli tych ekologicznych na trzy grupy: nagłych, którzy opuszczają swoje wioski i miasta w wyniku katastrof naturalnych; przymusowych, których do ucieczki zmuszają zmieniające się warunki środowiskowe i klimatyczne; oraz motywowanych, którzy wybierają przeprowadzkę, by uniknąć ewentualnych problemów w przyszłości. Tych pierwszych może przybyć na świecie już w tym roku, ze względu na najsilniejsze notowane zjawisko El Nińo, które przyczyniło się do największej katastrofy ekologicznej XXI w., jak określono już pożary w Indonezji, a w innych miejscach świata wywołuje ono nie susze, lecz powodzie. Do tych uciekinierów mogą w niedalekiej przyszłości dołączyć uchodźcy klimatyczni migrujący ze względu na skutki globalnego ocieplenia. Przewiduje się, że liczba ekouchodźców będzie na świecie drastycznie rosła, a nawet, że przewyższy liczbę uchodźców wojennych, osiągając do 2050 r. nawet ćwierć miliarda.

Nasi uchodźcy smogowi to na razie ledwie kropla w morzu. Ale i ich prawdopodobnie przybędzie. Pod rozmową z „uchodźcą ekologicznym” zamieszczoną na Facebooku KAS zalew komentarzy: „My wyjechaliśmy z Polski, żeby uciec m.in. od powietrza”, „Z żoną powiedzieliśmy sobie, że to ostatnia zima w tym syfie”, „Coś o tym wiemy, od maja mieszkamy w Gdańsku”, „Ekoemigracja to moje marzenie”. Nie należy bagatelizować powodów ich decyzji. Dr Anna Prokop-Staszecka: – Mieszkańcy Krakowa żyli dotąd najdłużej, ale to się zmieni. Dzieci rodzą się ze zmianami, przekazywane są im wadliwe środowiskowe geny. Nie mówiąc o astmie, POChP czy jeszcze dalszych skutkach, czyli o nowotworze. Sama jednak do ekoemigracji nie namawia. Bo kto będzie walczył ze smogiem, współczesnym krakowskim smokiem? – Dużo ludzi, którzy powinni wyjechać, to osoby starsze, ich na to nie stać, nie mają dokąd wyjechać – dodaje. – Ja nie mogę straszyć, muszę pocieszać. I szukać rozwiązań, żeby już teraz coś poprawić i ustalić strategię zmian na lata. Anna Dworakowska z KAS zwraca też uwagę na inny problem: – Były przypadki, że duże firmy zdecydowały się wybrać inną lokalizację ze względu na jakość powietrza. Wysoko wykwalifikowani pracownicy nie chcą mieszkać w zanieczyszczonym powietrzu. Joanna Mieszkowicz: – Gdy prezydent podpisał ustawę antysmogową, skakałam i podrzucałam mojego Maciusia z taką radością, że może wrócimy kiedyś do tego Krakowa, jak on pójdzie do szkoły. Bo wtedy pojawią się wyzwania, dylematy dotyczące poziomu nauczania, dostępu do kultury.

Emilia Ślimko: – Wielu ludzi powątpiewa, jak będzie z realizacją uchwały antysmogowej do 2019 r. Szkoda, bo Kraków to fajne miasto. Ewa Oliver: – Patrząc na to, jak powoli posuwają się te sprawy, może za 20 lat się coś zmieni. Wtedy może wrócimy. Dla mnie decyzja o wyjeździe była trudna. Przyjechaliśmy z zamiarem zostania w Krakowie na stałe, to było nasze marzenie, mieliśmy kupić mieszkanie, zakorzenić się. Próbowałam męża przekonać. Ale te zimy były nie do przejścia.

Polityka 3.2016 (3042) z dnia 12.01.2016; Ludzie i Style; s. 92
Oryginalny tytuł tekstu: "Smogowi uchodźcy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną