Maria bolesna
Maria Szarapowa, gwiazda kobiecego tenisa, przyłapana na dopingu. Co to zmieni?
Pozazdrościć scenariusza i roli pierwszoplanowej. Maria Szarapowa, jedna z największych gwiazd kobiecego tenisa, postanowiła wyprzedzić atak i na konferencji prasowej poinformowała, że podczas ostatniego Australian Open wpadła na dopingu. Były skrucha, odważne deklaracje o całkowitej odpowiedzialności za wpadkę i przeprosiny dla fanów. Miała budzić współczucie i jej się udało.
Przy okazji wyszło na jaw, że Szarapowa jest osobą schorowaną: permanentne przeziębienia, podatność na wirusy, niepokojące wyniki badań EKG i wreszcie genetyczne obciążenie skłonnością do cukrzycy. I na prostą mógł ją wyprowadzić tylko pewien specyfik o nazwie meldonium produkowany na Łotwie, który jednak przy okazji jest zabroniony do sprzedaży w Stanach Zjednoczonych (gdzie Rosjanka mieszka od 7. roku życia), ale przede wszystkim ma cudowne właściwości związane z poprawą wydolności. Szarapowa przyznała, że brała lek przez 10 lat. Był dla niej jak witaminy. Albo probiotyk.
Dopingowe władze dopiero w zeszłym roku zorientowały się, że meldonium jest przebojem wśród sportowców i od 1 stycznia trafił na listę substancji zakazanych, o czym tenisistka nie wiedziała. Czy Szarapowa, ultraprofesjonalistka otoczona najwyższej klasy fachowcami, również z dziedziny medycyny, mogła też nie wiedzieć o dopingowych właściwościach leku? Czy nikt jej tego faktu nie uświadomił? Raczej mało prawdopodobne, ale o tym na konferencji nie usłyszeliśmy.
Z drugiej strony – trudno robić jej zarzut z faktu, że pomagała sobie w karierze, regularnie przyjmując lek ewidentnie poprawiający naturalne możliwości organizmu, ale którego nie ma na liście zabronionej. Bo patrząc na to z cynicznego punktu widzenia: co nie jest zakazane, jest dozwolone. Zwłaszcza że z tą drobną farmakologiczną pomocą można utrzymać się na szczycie sportowym i finansowym, zostać po raz kolejny najlepiej zarabiającą sportsmenką świata (Rosjanka zdobywała ten tytuł przez 11 kolejnych lat). Kto będąc na miejscu Szarapowej, postawiłby zasady i moralność na pierwszym miejscu?
Ile jeszcze jest takich substancji, o których cudownych skutkach ubocznych pozytywnie wpływających na siłę, wydolność albo regenerację organizmu doskonale wiedzą sportowcy w przeciwieństwie do łowców dopingu? Czy opieszałość w rozszerzaniu listy substancji zakazanych to efekt złej woli czy może zwyczajnego niedofinansowania Światowej Agencji Antydopingowej i wynikających z niego ograniczonych możliwości działania, pod każdym względem?
Jest jednak i w tej sprawie coś pozytywnego: status Szarapowej stwarzał ryzyko zamiecenia sprawy pod dywan. A jednak tenisowe władze zdecydowały się ją ujawnić, mimo niechybnych szkód na wizerunku białego sportu. Ciekawe tylko, czy to oznacza, że od teraz w tenisie nie będzie już świętych krów? Czy tylko świętej krowy?
Czytaj także: Szarapowa, czyli skutki nieczytania mejli – komentarz Krzysztofa Matlaka