Ludzie i style

Propaganda myślenia

Kultowy program „Sonda” wraca na antenę TVP

Naukowy show – Zdzisław Kamiński i Andrzej Kurek w jednym z odcinków „Sondy” Naukowy show – Zdzisław Kamiński i Andrzej Kurek w jednym z odcinków „Sondy” Zygmunt Januszewski/TVP / PAP
Wznowiona telewizyjna „Sonda” próbuje ogrywać legendę oryginału. Bo trudno przebić Zdzisława Kamińskiego i Andrzeja Kurka, którzy program o nauce prowadzili jak „Top Gear”, przyciągając wielomilionową widownię.
Znakiem rozpoznawczym „Sondy” były często bezceremonialne dysputy obu prowadzących.Jerzy Kośnik/Forum Znakiem rozpoznawczym „Sondy” były często bezceremonialne dysputy obu prowadzących.
Dr Tomasz Rożek – prowadzący „Sondę 2”TEDxRawaRiver/Wikipedia Dr Tomasz Rożek – prowadzący „Sondę 2”

Za kulisami 36 lat temu wyglądało to mniej więcej tak: „Późnym wieczorem wpada do mnie Kurek. Trzeba zrobić model. Odkręcam korek z flaszki. Z ksylometazoliną. Doklejam bombkę choinkową. I to jest model sondy, która wyląduje na Wenus”. Dzień później (tak, dosłownie dzień później!) widzowie oglądali kolejny odcinek najlepszego popularnonaukowego show w historii telewizji polskiej.

Zdzisław Kamiński i Andrzej Kurek jako pierwsi przestali traktować naukę jak świątynię. Za to świątynią dla widzów stał się ich program. Dziś wszedł do niej dr Tomasz Rożek, prowadzący „Sondę 2”, którą od 14 marca można oglądać na antenie TVP2. Z czym się będzie mierzył?

To będzie strasznie nudne

Wielka przygoda programu, który w latach 80. gromadził przed ekranami nawet 9 mln osób, rozpoczęła się w 1977 r. 8 września przed kamerami usiedli Andrzej Kurek, 30-letni fizyk, wyglądający tak, jakby dopiero co opuścił wydziałowe laboratorium, współpracujący wcześniej z programem „Eureka”, oraz… Wanda Konarzewska, wówczas doświadczona już dziennikarka redakcji oświatowej TVP. Niektóre źródła podają, że zanim do Kurka dołączył Zdzisław Kamiński, ekonomista z wykształcenia, rodem z Gliwic, jeden odcinek zrealizowała z nim również Zofia Żukowska; zaprzecza temu jednak Konarzewska.

Andrzej był przeciwieństwem celebryty – skromny, niewysoki, chudziutki, z charakterystycznym jasnym wąsikiem. Nie wypowiadał się ani głośno, ani kwieciście, ale była w nim jakaś wielka pasja poznania i kompetencja. Całym sobą wyrażał prawdę tego, o czym opowiadał, a Kamiński mu wtórował. Świetnie się uzupełniali – wspomina Konarzewska. Zanim wykrystalizowała się ostateczna koncepcja „Sondy”, Konarzewska i Kurek spędzili godziny na dyskusjach o formule edukacji telewizyjnej.

Pracowaliśmy zespołowo, więc właściwie wszyscy wtrącali mu się ze swoimi pomysłami – opowiada Konarzewska. – Zgadzaliśmy się, że dla zwykłego człowieka nauka może być przygodą. Starałam się jednak przekonać Andrzeja, by podejmować w programie nie tylko tematy, na które nauka zna odpowiedź, lecz także rzeczy niewyjaśnione, białe plamy, hipotezy. Ale on był niezwykle konkretny i nie mógł zrozumieć, po co zajmować się tajemnicą, skoro tak wiele można mówić o faktach.

Kurek odrzucił też drugą wskazówkę Konarzewskiej – by do studia zapraszać gości. „Rzadko korzystamy z usług ludzi mądrzejszych od nas. Do jednego tematu należałoby przyprowadzić z 10 specjalistów, więc wolimy ich przepytać, by potem wszystko, w syntetycznej formie, przekazać telewidzom” – opowiadali Kurek z Kamińskim w wywiadzie dla tygodnika „RTV” w 1980 r. Gdy startowali trzy lata wcześniej, taka konwencja wydawała się wyzwaniem, z którym nikt w telewizji nie będzie w stanie sobie poradzić.

Nie wróżyłam im powodzenia. Wydawało mi się, że będzie to strasznie nudne! – śmieje się dziś Konarzewska. – Początkowo chyba nikt nie wierzył, że oni we dwójkę będą sami w stanie udźwignąć półgodzinny czas spontanicznej rozmowy w studiu na trudne naukowe tematy.

Andrzej i Danek (tak koledzy mówili na Kamińskiego) nie posłuchali i okazało się, że mieli rację. Słupki oglądalności leciały w górę. Zapracowali nie tylko na uznanie widzów, ale i redakcyjnych kolegów. O to drugie nie było łatwo – co prawda pod koniec lat 70. telewizyjne obyczaje zostały poluzowane i garnitur oraz pozycja siedząca w studiu przestały być kanonicznymi wymogami prezenterskimi, tym niemniej panowie z „Sondy” ze swoim pomysłem na naukowy show (krawatów nie było w ogóle, „eksperckie” krzesła wyrzucili ze studia po pierwszych odcinkach) wzbudzali duże emocje: „Dwa, trzy lata przebijaliśmy się o akceptację formy, zasady. Spotykaliśmy się nawet z opinią: »Sonda« polega na tym, że dwóch wariatów się przebiera i wygłupia przed kamerą”.

Nawet jeśli było tak, jak mówi Wanda Konarzewska: że Kurek z Kamińskim trochę kreowali atmosferę wokół siebie, konwencja, którą dziś porównalibyśmy do słynnego na całym świecie programu „Top Gear”, u telewizyjnych konserwatystów mogła wywoływać zaskoczenie. „Kategorycznie walczyliśmy z poglądem, że dziennikarz nie może mówić: »wiem«, »myślę«, »moim zdaniem«, lecz »jak powiedział prof. X«. W końcu niektórzy zmuszeni byli się z tym pogodzić” – mówił Kamiński w rozmowie z „Ekranem” w 1983 r.

Nawet mikroskopu nam nie kupią

Znakiem rozpoznawczym „Sondy” były często bezceremonialne dysputy obu prowadzących, z których pierwszy (Kurek) przyjmował zawsze pozycję entuzjasty, a drugi (Kamiński) wchodził w rolę sceptyka. Jak opowiadał kiedyś nieżyjący już Tomasz Pyć, wieloletni członek zespołu tworzącego „Sondę”, to Zofia Żukowska wymyśliła, by w studiu posadzić dwóch okularników o rozbieżnych racjach i temperamentach. Nie było w tym zresztą dużo miejsca na improwizację. Sami Kurek i Kamiński nigdy nie ukrywali, że demonstrowanie różnic w poglądach i wnioskach było efektem ich reżyserii. Ustawione było nawet to, kto na koniec zwyciężał kłótnię efektowną ripostą. „Oczywiście, że każdy spór reżyserujemy. Jak inaczej można to sobie wyobrazić? Naturalność czysta nie sprawdza się. A kłótnia jest dlatego, bo najlepszą metodą przekazywania informacji jest podanie jej na początku w wątpliwość” – wyjaśniał Kurek. Zaznaczał przy tym, że do widza należy wyciąganie wniosków z naukowego spięcia w studiu.

To Kurek wymyślił logo programu, oparte na chińskim symbolu Yin i Yang, oznaczającym przeciwstawne, ale uzupełniające się siły. Nikt nie pamięta, kto wpadł na pomysł nazwy, ale telewizyjna inauguracja „Sondy” miała miejsce trzy dni po starcie sondy Voyager 1, której celem było zbadanie Jowisza, Saturna oraz ich księżyców. Równie inspirująca dla widzów była czołówka programu – z wybuchem supernowej, zapłonem silnika rakiety czy podziałem jądra komórkowego.

Wanda Konarzewska podkreśla, że program idealnie wpisał się w epokę, w której mocniejsze niż kiedykolwiek było przekonanie o potężnej mocy technicznej wiedzy, zdolnej do rozwiązania problemów ludzkości. Tym większym osiągnięciem było więc to, że autorzy sprostali oczekiwaniom polskiej widowni, w dodatku w warunkach szalonej prowizorki, wynikających w głównej mierze ze śmiesznego budżetu „Sondy”.

„Zbyt dużo czasu tracimy na drobiazgi” – skarżyli się panowie w wywiadach, tłumacząc, jak powstają kolejne (dziś powiedzielibyśmy: siermiężne) rekwizyty, za pomocą których tłumaczyli widzom naukowe zawiłości. „Potrzebujemy do programu urządzenie, które wykorzystuje energię fal morskich? Pyć bierze laubzegę, rżnie całą sobotę i niedzielę tępy kawałek sklejki. Później amatorsko przesuwa jakąś ośkę, potem to maluje i nawet jeśli nie wyschło, w zębach przynosi na nagranie. I to jest model elektrowni” – opowiadali Kurek z Kamińskim. „Kto zrobi model globusa z plasteliny, który w programie trzeba rozwałkować na płasko? Nikt, jeśli sam Kurek nie zrobi. Kto wykona mi model bakterii? Ja sam. Trzeba przynieść balon do studia i kordonek, którego zresztą nie chciała mi wydać żona, bo podobno jest trudno osiągalny. A mi akurat potrzebny był czerwony i niebieski” – zdradzał Kamiński. W „Sondzie” regularnie wykorzystywane były klocki jego dziecka, nieoceniony był też komputer ZX Spectrum, kupiony przez Kurka za własne pieniądze w Wielkiej Brytanii. Na potrzeby produkcji przed kamerami parokrotnie rozbierano i składano na nowo prywatne samochody prowadzących. „Nasza biedna firma nie jest w stanie zakupić zespołowi jednego mikroskopu” – żalili się już jako gwiazdy ekranu. „Połowy naszych programów nie zrealizowalibyśmy, gdyby nie pomoc z zewnątrz. Ktoś dał śmigłowiec, ktoś wypożyczył tratwę z wyposażeniem, milicja wyposażyła nas w 5 łodzi motorowych”.

Wanda Konarzewska wspomina też zawrotne tempo, w jakim pracowali. „Pomysły rodzą się najczęściej w poniedziałek, a więc dzień przed nagraniem” – mówił na łamach prasy Kamiński. Kierownik produkcji skarżył się, że mogli mu o czymś powiedzieć dwa dni wcześniej. „Ale czy to moja wina, że akurat wieczorem wyśniła mi się taka rzecz – jeśli weźmie się balonik i wypcha kordonkiem, to wyjdą, przy odpowiednim oświetleniu, bakterie?” – żartował Kamiński.

Astronom wychowany na „Sondzie”

Prowizorka obejmowała również pozyskiwanie materiałów filmowych – przez pierwsze dziewięć lat realizacji „Sondy” jej autorzy zdobywali je w pojedynkę i nieodpłatnie („Ale nie dokonujemy aktów piractwa filmowego, jak się niektórym wydaje” – zastrzegał Kamiński). Początkowo z telewizyjnych archiwów, w których wyszukiwali fragmenty zachodnich produkcji popularnonaukowych, później również od zagranicznych instytutów badawczych, za pośrednictwem ambasad i z firm, które mogły w ten sposób pochwalić się swoimi technicznymi dokonaniami. Tomasz Pyć wspominał, że na tym polu Kurek z Kamińskim mieli ciche przyzwolenie nawet na współpracę z Amerykanami. Pierwszy materiał do programu TVP zakupiła dopiero w 1986 r., po zrealizowaniu kilkuset odcinków. Ekipie „Sondy” udawało się także wyjeżdżać na zdjęcia za granicę, nawet do tak egzotycznych krajów, jak Australia czy Japonia. Ale wówczas – wspomina Wanda Konarzewska – „Andrzej i Danek byli już telewizyjną instytucją”. – Po stanie wojennym zrobiło się luźniej na antenie, a po tym, jak wyrzucono większość intelektualistów, przed kamerą pojawiali się generałowie. Kurek i Kamiński byli jedną z niewielu atrakcji tamtej telewizji – opowiada.

Obaj panowie mieli tego pełną świadomość. „Mówią nam, że jesteśmy najlepsi, ale nie sztuka być dobrym w sytuacji, gdy nie ma konkurencji” – podkreślali w wywiadach. Nie dowiemy się, jak radziliby sobie dziś z konkurencją tańców z gwiazdami i telenowel. Obaj twórcy programu zginęli w 1989 r. w wypadku samochodowym. 29 września jechali do Raciborskiej Fabryki Kotłów Rafako. Tuż przed Raciborzem auto, prowadzone przez kierowcę rajdowego Andrzeja Gieysztora, czołowo zderzyło się z ciężarowym Starem. Telewizja nawet nie próbowała szukać następców charyzmatycznego duetu – „Sonda” umarła razem z nimi. Tym większym fenomenem jest pamięć o programie, kultywowana przez lata nie tylko przez Tomasza Pycia (zmarł w 2008 r.), ale i całe grono wielbicieli, skupione na forach internetowych, a nawet spotykające się na zlotach fanów. Na fali tej nostalgii jeszcze w latach 90. wydano kolekcję kaset VHS z ocalałymi odcinkami „Sondy”. Z kolei trzy lata temu firma GAD Records opublikowała z trudem skompletowaną muzykę wykorzystywaną przez Kurka i Kamińskiego.

Gdyby w szkołach uczono tak nowatorsko, jak robiła to „Sonda”, mielibyśmy rzeszę doskonałych inżynierów i techników. Sam dzięki fascynacji, którą zaszczepili u mnie Kurek z Kamińskim, poszedłem na studia astronomiczne – mówi Waldemar Doros, lat 41. Od kilku lat Doros prowadzi facebookowy profil w hołdzie słynnej „Sondzie”. Fani programu, oprócz osobistych wspomnień, przerzucają się również trafnymi prognozami Kurka i Kamińskiego sprzed ćwierćwiecza: o internecie, miniaturyzacji komputerów czy rozwoju tomografii komputerowej.

Właśnie próby przewidywania przyszłości i dalszego rozwoju techniki z programów Kurka i Kamińskiego są bazą dla „Sondy 2”, która wystartowała w telewizyjnej Dwójce. Tomasz Rożek, doktor nauk fizycznych, znany również z telewizji popularyzator nauki, w każdym programie ma przypominać, co 30 lat temu o danym temacie mówili jego legendarni poprzednicy.

Chcę sprawdzić, co z ich przewidywań się sprawdziło. Będę dyskutował z tymi wizjami, ale nie oznacza to programu wspominkowego. Nie zamierzam też udawać, że jestem Kurkiem czy Kamińskim – podkreśla dr Rożek. Tak jak to było w oryginalnej „Sondzie”, o nauce zamierza mówić w sposób prosty i zrozumiały. Kluczem, jak zaznacza sam fizyk, jest „zrozumienie samemu tego, co chce się przekazać widzom”. Nowa wersja programu ma niezłe wyniki oglądalności, choć spotkała się z publiczną krytyką ze strony Marka Siudyma, współautora oryginalnej „Sondy”.

Zdaniem Wandy Konarzewskiej do powtórzenia sukcesu Kurka i Kamińskiego potrzebne będzie coś jeszcze, bo widz stał się bardziej wymagający: – Pokolenie wnuków potrzebuje innych pobudzeń intelektu i emocji niż ich dziadkowie, którzy przyjmowali najprostsze formy – mówi współautorka kultowego programu.

Kurek i Kamiński 35 lat temu swoją misję definiowali zarazem prosto i przewrotnie, jak przystało na czasy PRL: „My też prowadzimy działalność propagandową. Ale propagujemy myślenie”.

Polityka 14.2016 (3053) z dnia 29.03.2016; Ludzie i Style; s. 107
Oryginalny tytuł tekstu: "Propaganda myślenia"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną