Ludzie i style

Szafiara zamiast Renoira

Moda wkracza do muzeów

Kreacje Christiana Diora objechały kilka miast, w tym Szanghaj (na fot.). Kreacje Christiana Diora objechały kilka miast, w tym Szanghaj (na fot.). Moca Shanghai
Superbohaterem muzeów artystycznych na świecie była w ostatnich dekadach sztuka impresjonizmu. Ale rośnie jej właśnie poważny i zaskakujący konkurent: sztuka mody.
Sukienki Aleksandra McQueena w wyrafinowanej oprawie pokazano zarówno w nowojorskim MoMA, jak i w londyńskim Victoria&Albert Museum – obie wystawy zwiedziło w sumie ponad milion osób.Platos Atlantis Gallery Sukienki Aleksandra McQueena w wyrafinowanej oprawie pokazano zarówno w nowojorskim MoMA, jak i w londyńskim Victoria&Albert Museum – obie wystawy zwiedziło w sumie ponad milion osób.
Przygotowana przez Muzeum Narodowe w Krakowie wystawa poświęcona modzie PRL cieszyła się dużą popularnością.Mirosław Żak/Muzeum Narodowe w Krakowie Przygotowana przez Muzeum Narodowe w Krakowie wystawa poświęcona modzie PRL cieszyła się dużą popularnością.

Artykuł w wersji audio

Okazuje się, że publiczność uwielbia oglądać, jak ubierali się i ubierają inni. Muzealna oferta wystawowo-odzieżowa z roku na rok jest coraz bogatsza. Są ekspozycje historyczne i współczesne, problemowe, tematyczne i autorskie. Skromne, ale i takie, których przygotowanie kosztuje kilka milionów euro. Moda wkracza do muzeów, które jeszcze niedawno nie miały najmniejszej potrzeby prezentowania choćby najbardziej niezwykłych strojów. I na razie nie widać jakichkolwiek oznak zmęczenia.

Są oczywiście muzea wyspecjalizowane w prezentacji sukni, butów czy torebek. Kilka z nich to prawdziwe potęgi w gromadzeniu tekstyliów. O miano wiodącego i nadającego ton rywalizują ze sobą zasłużone (założone w 1894 r.) paryskie Musée Galliera z 70 tys. ciuszków i francuską pieczęcią jakości oraz nowojorski Fashion Institute of Technology z 50 tys. eksponatów. Tyleż ambitnie, co bezskutecznie starają się im dorównać londyńskie Fashion and Textile Museum oraz Kyoto Costume Institute.

Wielcy kreatorzy mody źle się jednak czują w tłumie konkurentów. W 1995 r. we Florencji powstało muzeum poświęcone w całości dorobkowi Salvatore Ferragano – szewca-czarodzieja, który sprawie damskich butów przysłużył się jak Kopernik astronomii. Dwa lata później w eleganckiej willi z początków XX w., usytuowanej w Granville na wybrzeżu Normandii, podwoje otworzyło muzeum dedykowane wielkiemu Christianowi Diorowi. W 2011 r., ponownie we Florencji, wystawiono torebkowy dorobek Guccio Gucciego i jego potomków, a w zaadaptowanym starym silosie w Mediolanie (od 2015 r.) – 800 projektów Armaniego. W hiszpańskiej Getarii (Kraj Basków) wielką atrakcję stanowi muzeum hiszpańskiego kreatora Cristobala Balenciagi.

Jest jeszcze Bata Museum w Toronto – o tyle nietypowe jak na branżę mody, że gromadzi kolekcję (10 tys. eksponatów) obuwia nie tylko z rodzinnej firmy, ale z całego świata i ze wszystkich epok. Powstają też pierwsze branżowe muzea wirtualne (na taki wariant zdecydowali się m.in. dwaj wielcy włoscy kreatorzy mody: Roberto Cavalli i Valentino). W szczególny i nietypowy sposób uhonorowano natomiast dorobek i osobę Coco Chanel. W 2011 r. otworzono w Paryżu specjalny pawilon zaprojektowany przez Zahę Hadid. Znalazło się w nim 20 instalacji artystycznych, zamówionych u znanych twórców ze świata, takich jak Nobuyoshi Araki, Daniel Buren czy Yoko Ono. Inspiracją dla tych wszystkich dzieł była legendarna torebka kobieca „2.55” projektu Chanel.

Wędrujące po świecie „blockbustery”

Jest i drugi sposób na poznawanie mody: polowanie na okresowe ekspozycje. Organizują je oczywiście głównie te muzea, których magazyny przepełnione są tekstylnymi atrakcjami. Dwa wyróżniają się szczególnie. To londyńskie Victoria&Albert Museum i nowojorskie Metropolitan Museum of Art (80 tys. odzieżowych eksponatów!). Nawet w zbiorach amsterdamskiego Rijksmuseum, które kojarzy się wyłącznie z XVII-wiecznymi płótnami Rembrandta, Vermeera czy Fabritiusa, znajduje się ponad 10 tys. historycznych ubrań. Ale w miarę jak ta wystawiennicza fala wzbiera, dociera także do muzeów artystycznych, galerii sztuki współczesnej i sal wystawowych wcześniej niekojarzonych z pokazywaniem sukienek. Na przykład dwa lata temu kreacje Oscara de la Renty wystawiono w Bibliotece Prezydenckiej George’a W. Busha w Dallas.

W ostatnich latach pojawiły się wielkie ekspozycje poświęcone modzie ślubnej, ale i żałobnej. Prezentowano osobno kapelusze, torebki, a nawet mufki i peleryny. Obok tematów dość oczywistych, jak „Paryski haute couture”, „Moda Hollywood” czy „Moda londyńska lat 80. XX w.”, poprzez mniej oczywiste opowiadające o wpływie Chin na światową modę lub o modzie z Korei, po wystawy naprawdę zaskakujące konceptem, jak „Lolita Fashion” czy prezentacja związków mody z bajkami. Solą branży pozostają jednak monograficzne, retrospektywne pokazy dorobku wielkich kreatorów. Tylko w ubiegłym roku można było obejrzeć dzieła m.in. Karla Lagerfelda (Bonn), Jeanne Lanvin (Paryż), Coco Chanel (Londyn), Yves Saint Laurenta (Nowy Jork), Cristobala Balenciagi (Calais), Moschino (Chicago), Driesa Van Notena (Antwerpia) czy Iris van Herpen (Atlanta). Ta ostatnia, holenderska projektantka ledwo skończyła 30 lat, a już doczekała się wystawy retrospektywnej, co znaczy, że „ssanie” muzealnego rynku jest coraz silniejsze. A młodzi projektanci stają się dla galerii niekiedy równie atrakcyjnymi bohaterami co gwiazdy malarstwa czy rzeźby.

Oczekiwania publiki są tak wielkie, że z dorobku wielkich projektantów tworzy się typowe „blockbustery” wędrujące po świecie. W ten sposób kreacje Vivienne Westwood objechały w ciągu trzech lat siedem miast, od Londynu i Düsseldorfu, przez Szanghaj, Tajpej i Bangkok, po Tokio i Canberrę. Najsłynniejsze kreacje Diora podróżowały w latach 2013–15 m.in. do Tokio, Seulu, Moskwy i kilku innych miast. Wcześniej podobny ogólnoświatowy tour sygnowała Chanel. Ale wszystko to blednie wobec wyczynu człowieka, który wydaje się najmocniej utożsamiany z tym zjawiskiem, czyli Alexandra McQueena.

Brytyjski projektant popełnił samobójstwo w 2010 r., mając zaledwie 41 lat. Rok później wystawę jego niezwykłych kreacji przygotowano w Metropolitan Museum of Art. Okazała się jednym z największych sukcesów frekwencyjnych w długiej i chwalebnej historii tej placówki. Szalone suknie obejrzało wówczas ponad 650 tys. widzów. Po raz drugi McQueen miał swą odsłonę w ubiegłym roku we wspomnianym już londyńskim Victoria&Albert Museum – i znów bezprecedensowe zainteresowanie: blisko pół miliona zwiedzających. Organizatorzy musieli zatrudnić specjalną firmę do kierowania kolejką po bilety, a przez kilka ostatnich weekendów trwania wystawy była ona otwarta do 5.30 rano! Nie trzeba dodawać, że osiągnięto historyczny rekord sprzedanych biletów, a przecież V&A znane jest z wcześniejszych, licznych, spektakularnych i ciekawych ekspozycji.

Teatr osobliwości podniesiony do potęgi

Ubiory to teoretycznie takie same obiekty jak porcelana, srebra, meble czy broń, ale jest z nimi pewien kłopot. Pozbawione „żywego” użytkownika wiele tracą. A trudno wyobrazić sobie modelki, które przez kilka miesięcy od rana do wieczora spacerowałyby w wybranych kreacjach po muzealnych salach. Jednak i na to znalazł się sposób. Otóż kuratorzy modowych wystaw niemal zawsze wychodzą z dowartościowującego – słusznego czy nie, to inna sprawa – założenia, że prezentowane przez nich stroje to pełnoprawne dzieła sztuki. A przyjęcie takiej tezy pozwala już na stosowanie różnych trików.

Oto np. w National Art Center w Tokio trwa (do 13 czerwca) wystawa najsłynniejszego japońskiego projektanta Issey Miyakego. Po kilku poprzednich, pełnych aranżacyjnych szaleństw, tym razem zdecydowano się na skrajną prostotę. Stroje prezentowane są na manekinach wykonanych z tektury i przezroczystego akrylu, tak by nic nie zakłócało kontemplacji tego, co najważniejsze: dzieł mistrza. Z kolei na objeżdżających świat ekspozycjach dorobku Christiana Diora wybrano inną drogę. Skoro kreacje są jak arcydzieła, to w towarzystwie dzieł, a nawet arcydzieł, powinny być prezentowane. W każdym z odwiedzanych krajów zapraszano więc do współpracy znanych twórców, którzy przygotowywali na tę okazję specjalne instalacje artystyczne. W Szanghaju Liu Jianhua wykonał rzeźbę złożoną z 3 tys. ceramicznych flakonów po perfumach, w Seulu Heryun Kim namalowała 12 wielkich obrazów inspirowanych modowymi projektami. A w Moskwie kreacje Diora prezentowane były w towarzystwie dzieł m.in. Renoira, Ingresa, van Gogha, Maneta czy Klimta.

Rzadko które dzieła sztuki otrzymują taką aranżację, jaką dostały projekty Alexandra McQueena na wspomnianej londyńskiej wystawie. Czegóż tam nie było! Srebrne manekiny z głowami zwierząt. „Gabinet osobliwości” wyglądający jak skrzyżowanie garderoby fetyszysty z magazynem kabaretu perwersji. Kostiumy pozamykane w szklanych klatkach, nawiązujące do słynnych zwierząt zatopionych w formalinie autorstwa Damiena Hirsta. Czy wreszcie holograficzna postać 3D modelki Kate Moss, obracająca się w szklanej piramidzie. Szalone kreacje w niezwykłej scenografii. Teatr osobliwości podniesiony do potęgi. I trudny do przelicytowania.

„Ożywione” manekiny

Jak – po takim McQueenie – pokazywać modę, by nadal oczarowywać odbiorców? Ciekawą propozycję oglądać możemy w Rijksmuseum (wystawa czynna do 15 maja). Temat teoretycznie umiarkowanie porywający: wybór najciekawszych ubiorów z historycznej kolekcji. Ale aranżację ekspozycji powierzono tu Erwinowi Olafowi, słynnemu holenderskiemu fotografikowi, znanemu z onirycznych, tajemniczych, dziwacznych, a niekiedy wręcz szokujących zdjęć. A to sprawia, że nawet XVIII-wieczne suknie nagle zaczynają żyć nowym, zaskakującym życiem.

Przede wszystkim Olaf postanowił „ożywić” manekiny. W jednej z sal, ubrane w historyczne stroje i poruszane ukrytym mechanizmem, przesuwają się po zaaranżowanym wybiegu. Ten niekończący się, krążący wkoło, pochód kilkudziesięciu wielkich lalek, któremu towarzyszy starannie dobrana współczesna muzyka, robi wielkie wrażenie. Dla widzów przygotowano miejsca siedzące jak na prawdziwym pokazie mody, do ręki dostają książeczki z opisami przesuwających się przed ich oczami eksponatów. W innej części wystawy malutkie manekiny ubrane w dziecięce stroje bawią się w ciuciubabkę. Ale praktycznie każda część ekspozycji ma w sobie coś z teatralnej sceny. Oto z góry ku dołowi spływa tłum kobiecych manekinów, ubranych w długie do ziemi, krępujące ruchy suknie, powstałe od XVIII po początki XX w. Jak zahipnotyzowane podążają w kierunku stojącego naprzeciw nich na wysokim podeście – na wzór bóstwa lub kapłana unoszącego ramiona w geście błogosławieństwa – manekina ubranego w legendarną minisukienkę, którą w 1965 r. zaprojektował Yves Saint Laurent. Trochę to patetyczne i naiwne w przesłaniu, jednak wizualnie intrygujące.

Niewiele dobrego da się za to powiedzieć o polskiej odpowiedzi na ów światowy trend. W Muzeum Narodowym w Warszawie ostatnia podobnego typu ekspozycja – „Modny świat XVIII wieku” – miała miejsce w 2003 r., zatem grubo ponad dekadę temu. I nie dałoby się o niej powiedzieć, że hipnotyzowała odbiorców. Właściwie jedyną placówką, która nie wstydziła się w minionych latach sięgać po sztukę podwiązek, falbanek czy czółenek, jest Muzeum Narodowe w Krakowie. Zorganizowało m.in. wystawy dawnej mody dziecięcej oraz damskich torebek, od średniowiecza po współczesność. Ale największym przebojem była niedawna wystawa mody w PRL; ciekawy pomysł, oryginalna aranżacja, bogactwo eksponatów. Niestety, to raczej wyjątek niż reguła. I trudno przypuszczać, by coś się zmieniło, bo w nowej polityce kulturalnej na uznanie, jak się zdaje, liczyć mogą co najwyżej wojskowe mundury partyzanckie i skromne uniformy powstańczych sanitariuszek.

Polityka 17.2016 (3056) z dnia 19.04.2016; Ludzie i Style; s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Szafiara zamiast Renoira"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną