Przez ciasne uliczki arabskiego miasta uciekają cztery Amerykanki. Szybko, zważywszy na wysokość pantofelków na obcasach, ale napędza je strach przed siedzącym im na plecach tłumem rozgniewanych mężczyzn. W ostatniej chwili schronienia udzielają im kobiety odziane w czarne jak smoła nikaby. Chwilę później zrzucają je i oczom pierwszej modnisi Nowego Jorku Carrie Bradshaw oraz jej przyjaciółek ukazują się najdroższe i najmodniejsze stroje, między innymi od Louisa Vuittona. Skąd ta scena? Z filmu „Seks w wielkim mieście 2”. Świetnie też podsumowuje zjawisko, które właśnie przybiera na sile, czyli zainteresowanie świata mody klientkami z krajów muzułmańskich. Nie tylko tymi bajecznie bogatymi.
Gdy na początku roku włoski dom mody Dolce&Gabbana stworzył niewielką kolekcję strojów dla kobiet ubierających się zgodnie z wytycznymi islamu, zebrał mnóstwo pochwał. Doceniono nie tyle same kreacje, co pomysł włączania potrzeb muzułmański klientek do modowych atelier. Oczywiście arabskie księżniczki od lat noszą kolorowe i kipiące seksem stroje włoskiego duetu, tyle tylko, że ukrywają je pod nikabami lub noszą wyłącznie w domu (czy raczej pałacu) lub we własnym, kobiecym gronie. Dolce&Gabbana tym razem zaprojektowali coś, w czym mogą wyjść na ulicę – oczywiście odpowiednio podrasowane drogą torebką czy obcasami – i nikogo nie urazić.
Ramadanowy sezon mody
Kolekcje kłaniające się muzułmańskiej elicie finansowej stworzyli nie tak dawno również Oscar de la Renta, Tommy Hilfiger czy Monique Lhuillier. Weszły one do butików i sprzedaży internetowej w czasie ramadanu, świętego miesiąca muzułmanów, który pod względem szału zakupowego przypomina, czy wręcz prześciga, chrześcijańskie Boże Narodzenie. Dziennikarze zastanawiają się, czy nie warto by wypromować nowego „sezonu” w światowej modzie.