Ludzie i style

Jedź z apetytem

Jedzenie w muzeum: coraz więcej osób chce je tam oglądać

Muzeum Chleba w Radzionkowie koło Bytomia. W ciągu roku przyjeżdża tu ponad 40 tys. osób. Muzeum Chleba w Radzionkowie koło Bytomia. W ciągu roku przyjeżdża tu ponad 40 tys. osób. Jacenty Dędek / Reporter
Muzea kulinariów przyciągają nierzadko więcej zwiedzających niż hity świata sztuki. Także w Polsce, gdzie rezerwacje w tych najpopularniejszych kupuje się z dwuletnim wyprzedzeniem.
W Żywym Muzeum Piernika w Toruniu każdy może upiec swój piernik.Tytus Żmijewski/PAP W Żywym Muzeum Piernika w Toruniu każdy może upiec swój piernik.
Poświęcone jedzeniu i piciu interaktywne Alimentarium Museum w szwajcarskim Vevey nad Jeziorem Genewskimmateriały prasowe Poświęcone jedzeniu i piciu interaktywne Alimentarium Museum w szwajcarskim Vevey nad Jeziorem Genewskim

François Rabelais pisał, że „apetyt rośnie w miarę jedzenia”, a w pięciotomowym dziele „Gargantua i Pantagruel” dał na to niezbity dowód. Bohaterowie powieści – rubaszne olbrzymy – rośli, pochłaniając wielkie ilości jedzenia i picia. Kulinarna gigantomania we współczesnym wydaniu właśnie rozkwita. Symbolem będzie zajmujący prawie 10 ha park rozrywki Eataly World, który ma zostać otwarty w przyszłym roku w Bolonii.

Eataly – sieć sklepów i restauracji założona przez szefów kuchni i restauratorów Mario Balaliego i Joe Bastianicha (ten ostatni zdobył popularność jako juror amerykańskiego „Masterchefa”) – promuje włoską kuchnię. Pięknie opakowane produkty i przemyślana strategia marketingowa – takie ich podejście do promocji kulinariów skrytykował w rozmowie z POLITYKĄ (23/15) szef organizacji Slow Food Carlo Petrini. Mimo krytyki kulinarny Disneyland powstaje w najlepsze. Amerykański portal Eater już dworuje z rzekomych atrakcji w Eataly World, pisząc o „wspinaniu się na ściany z sera pecorino romano” i „kąpielach w fontannach z nutelli”. Jeśli plany szefów przedsięwzięcia się powiodą, park będzie odwiedzać 10 mln osób rocznie. Założenia to ambitne, ale moda na kulinaria nie przemija, więc wydają się całkiem realne. Dla porównania – do paryskiego Disneylandu przyjeżdża co roku około 12 mln gości.

Według statystyk prowadzonych przez The Art Newspaper wśród tradycyjnych muzeów do takich liczb zbliżają się w Europie tylko Luwr i British Museum (ponad 8,5 mln zwiedzających w 2015 r.). Londyńskie Tate Modern odwiedziło w tamtym roku prawie 5 mln osób, a Muzeum Watykańskie około 4 mln. Rodzimym rekordzistą wydaje się warszawskie Muzeum Narodowe. Eksponaty w gmachu głównym wraz z tymi w oddziałach – m.in. Królikarni i Muzeum Plakatu w Wilanowie – obejrzało około 550 tys. osób. Inny gigant to Muzeum Narodowe we Wrocławiu z ubiegłoroczną frekwencją na poziomie prawie 470 tys. w głównej siedzibie oraz Panoramie Racławickiej i Muzeum Etnograficznym (statystyka sprzed otwarcia kolejnego oddziału, Pawilonu Czterech Kopuł). Dane wyglądają imponująco, ale to wyjątki. Liczby te od lat się zmniejszają.

Pobawić się jedzeniem

Tym bardziej wrażenie robi zainteresowanie Żywym Muzeum Piernika w Toruniu, które w ubiegłym roku odwiedziło 120 tys. osób. Mieszczącą się nieopodal pomnika Kopernika, założoną dekadę temu przez Elżbietę i Andrzeja Olszewskich, placówkę portal Huffington Post nazwał „jednym z miejsc na świecie, które koniecznie trzeba zobaczyć”. Muzeum jest prywatne, podobnie jak większość innych tego typu miejsc w Polsce.

Zaczynaliśmy od jednej sali o powierzchni 150 m kw. Dziś zajmujemy dwa piętra, ale gdyby przestrzeń była większa, pomieścilibyśmy więcej zwiedzających. Część grupowych rezerwacji wyprzedaliśmy na 2018 r. – mówi Karolina Sarmow, kierownik marketingu muzeum.

Wśród 250 eksponatów są oryginalne niemieckie maszyny służące do wypieku piernika, formy woskowe i piece. Pod okiem mistrza piernikarskiego każdy może upiec swój piernik i ozdobić go lukrem. A potem spotkać się z Wiedźmą Korzenną.

Nawet jeśli zgadzamy się z Petrinim, orędownikiem ekologicznych upraw, zrównoważonego handlu i niekomercyjnego podejścia do jedzenia, nie możemy odmówić kulinarnej gigantomanii walorów edukacyjnych i rozrywkowych. A formuła interaktywnych muzeów polega przecież na dotykaniu, smakowaniu, grach, zabawach i bezkarnym bawieniu się jedzeniem. Na współuczestniczeniu, co wydaje się najbardziej atrakcyjne, szczególnie dla młodszego odbiorcy.

Apetyt rośnie także w miarę zwiedzania, smakowania i dotykania, więc gdyby zrobić sobie tournée po kilkunastu z tysięcy kulinarnych muzeów, które powstały w Europie i na świecie, można by się upodobnić do Gargantui i Pantagruela. I to na rauszu, bo po wizycie w nowojorskim Muzeum Jedzenia i Picia, Muzeum Ery Śledzia w islandzkim Siglufjörður, Muzeum Frytek w Brugii, Muzeum Kiełbasek w Berlinie czy Muzeum Lodów Gelato w Bolonii warto wstąpić do Muzeum Tanich Win w Szklarskiej Porębie, czekając na otwarcie Muzeum Polskiej Wódki, które powstanie w kolejnym roku w warszawskim Centrum Praskim Koneser. A jeśli zmęczeni gastroturystyką poczujemy potrzebę odświeżenia się, zawsze możemy zajrzeć do Muzeum Mydła i Historii Brudu w Bydgoszczy.

Niedofinansowane hity

Pasjonaci rodzimego dziedzictwa kulinarnego wzięli przykład ze swoich zagranicznych kolegów. Na fali popularności gotowania oraz coraz większego zainteresowania produktami regionalnymi w ostatnich latach powstało w Polsce kilka nowych muzeów kulinariów. Wśród nich jest Rogalowe Muzeum Poznania (działa od 2014 r.), które w listopadowy weekend świętomarciński przeżywało prawdziwe oblężenie. Jak duże, Szymon Walter, współzałożyciel muzeum mieszczącego się w starej kamienicy w poznańskim Rynku, z widokiem na wieżę ratuszową z koziołkami, zdradzać nie chce.

Z nikim się nie ścigamy. Staramy się jednak, aby ludzie czuli się tutaj dobrze – podkreśla Walter. I dodaje, że muzeum powstało dlatego, że w Poznaniu brakowało miejsca promującego wielkopolską dumę, jaką jest rogal świętomarciński. W programie zwiedzania jest 50-minutowy pokaz, który obejmuje m.in. przygotowanie rogala i jego degustację, oglądanie animacji o historii Poznania, rozszyfrowywanie poznańskiej gwary.

Chętniej o statystykach rozmawia Piotr Mankiewicz, twórca Muzeum Chleba w kilkunastotysięcznym Radzionkowie koło Bytomia (założone 16 lat temu). W ciągu roku przyjeżdża tam ponad 40 tys. osób. Jednak mimo imponującej frekwencji i takich nagród, jak tytuł Wydarzenia Muzealnego Roku Sybilla 2008 za „działanie na rzecz edukacji szkolnej”, przyznanego przez ministra kultury, siedziba muzeum niszczeje, a Mankiewicz musi dokładać do interesu z pieniędzy zaoszczędzonych na emeryturę.

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego dopłaca do prywatnych teatrów, a do muzeów kulinariów nie. Zresztą w naszym kraju, jeśli nie ma się fundacji lub stowarzyszenia, trudno zdobyć jakiekolwiek dofinansowanie – nie kryje żalu Mankiewicz.

W sezonie letnim oczekiwanie na zwiedzanie muzeum, w którym można poznać historię chleba, jego rolę w przysłowiach i literaturze, samodzielnie go upiec, a potem zjeść w bacówce położonej w pięknych okolicznościach przyrody, trwa dwa miesiące.

Oscypkowe konsorcjum

Cieszy mnie awans społeczny kulinariów i zainteresowanie nimi, ze studiami z kultury kulinarnej i powstającymi muzeami włącznie. W Norwegii czy na Litwie w ministerstwach kultury są specjalne komórki odpowiedzialne za dziedzictwo kulinarne, u nas mogłoby być podobnie. Wtedy problem finansowania tego typu prywatnych muzeów zostałby rozwiązany. Spełniają one przecież istotną rolę edukacyjną – uważa Maciej Nowak, krytyk kulinarny, juror w programie „Top Chef”.

Sprawa nie jest taka prosta. Mimo że na przykład rogal świętomarciński figuruje na liście produktów regionalnych z unijnym certyfikatem – więc wydawałoby się, że już sama jego promocja zasługuje na unijne dofinansowanie – właściciele muzeum traktowani są przez państwo jak jedni z wielu prywatnych przedsiębiorców. Podobnie jest z innymi muzeami kulinariów – dla urzędników są to po prostu kolejne firmy, które same muszą na siebie zarabiać, same finansować wszelkie remonty i zadbać o promocję. Ciekawe, że rok temu dzięki miejskiemu i unijnemu dofinansowaniu powstało Muzeum Toruńskiego Piernika, konkurencyjne dla prywatnego Żywego Muzeum Piernika. Pieniądze się znalazły, bo nowa placówka jest oddziałem Muzeum Okręgowego w Toruniu.

Od Biura Prasowego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na zapytanie o możliwość powstania komórki odpowiedzialnej za dziedzictwo kulinarne otrzymujemy taką oto odpowiedź: „Minister wspiera wszelkie inicjatywy mające na celu promocję kultury i tradycji polskiej w jej wszelkich przejawach. Niewątpliwie tradycyjna kuchnia polska z jej odrębnościami na tle europejskiej tradycji kulinarnej zasługuje na uwagę. Dlatego, jeżeli pojawi się muzeum o takim profilu, będzie ono mogło, podobnie jak inne podmioty zajmujące się kulturą, ubiegać się o wsparcie w ramach Programów Ministra”. Na razie jednak praca w tej dziedzinie lepiej idzie Ministerstwu Sportu i Turystyki. Wspomogło ono Konsorcjum Polskie Szlaki Kulinarne, w ramach którego powstał na przykład Oscypkowy Szlak Kulinarny. Inicjatywa zakłada, że w czasie dojenia owiec, czyli od kwietnia do września, w 25 bacówkach można spróbować w Zakopanem i okolicach góralskich serów i żętycy, czyli serwatki ze ściętego podpuszczką mleka owczego.

Banan Jacksona

Najstarsze muzeum na świecie w całości poświęcone jedzeniu i piciu mieści się w szwajcarskim Vevey nad Jeziorem Genewskim. Interaktywne Alimentarium Museum powstało w 1985 r. w neoklasycystycznym budynku, będącym kiedyś siedzibą zarządu firmy Nestlé&Anglo-Swiss Condensed Milk Company. Dziś pieczę nad nim sprawuje Fundacja Nestlé. Można tu spróbować potraw różnych kuchni świata i poznać ich historię. Siedziby muzeum turyści nie powinni przegapić – wita ich ośmiometrowy widelec, który trafił do Księgi rekordów Guinnessa.

W kulinarnej gigantomanii pomnikowej przodują jednak Amerykanie. W Ashburn w Georgii od 1975 r. stoi dumnie pomnik Fistaszka, nazywany „największym orzechem ziemnym na świecie”. Został nawet oficjalnym symbolem stanu. Nic dziwnego – to właśnie stamtąd pochodzi 50 proc. całej produkcji amerykańskich fistaszków. Tzw. roadside foods, jak sama nazwa wskazuje, kierowcy najczęściej spotykają na poboczach dróg i autostrad. Tak jest z karczochem o średnicy 10 m w Castroville w Kalifornii czy 40-metrową brzoskwinią w Gaffney w Południowej Karolinie. W Polsce mamy dwa pomnikowe hołdy kulinarne, oba oddane ziemniakowi: jeden (9 m) we wsi Biesiekierz w woj. zachodniopomorskim – na cześć wyhodowanej tam odmiany ziemniaka, a drugi to pięciotonowy pomnik Pyry w Poznaniu (więcej: POLITYKA 44).

Muzea i pomniki poświęcone konkretnym produktom powstają zwykle w miejscach, które z tych produktów słyną. Są jednak wyjątki. No bo co wspólnego z dziedzictwem Walonów, którzy w średniowieczu szukali w Sudetach złota, ma Muzeum Tanich Win znajdujące się w Chacie Walońskiej w Szklarskiej Porębie? Ten zacny lud romański nie mógł przecież znać win o wdzięcznych nazwach Rozkosz, Viagra i Mocny Walduś K. Nawet jeśli związane z kulinariami muzea mają charakter satyryczny, a przedmioty ich ekspozycji wydają się błahe, bardziej wymagających wciąż powinny zadowolić walory edukacyjne. Nie brakuje ich nawet w Międzynarodowym Muzeum Banana z siedzibą w kalifornijskim miasteczku Mecca. Powinno zainteresować łowców popkulturalnych smaczków, kampowców i fanów estetyki Las Vegas. Założycielem muzeum jest Ken „Top Banana” Bannister. Od 40 lat szeroko uśmiechnięty gospodarz wita gości w swoich podwojach. I pokazuje im banany: pluszowe, marmurowe, z wełny i plastiku, a także wyszywanego złotymi cekinami banana, który należał do Michaela Jacksona. Bannister zarabia też, rozdając „stopnie naukowe” z bananologii. Za jedyne 15 dol. każdy może zostać członkiem specjalnego klubu, a im więcej datków zostawimy w muzeum, tym wyżej zajdziemy w bananowej hierarchii. Najbardziej znani członkowie klubu to Jay Leno i Ronald Reagan. Nawet taki kiczowaty przykład kulinarnego muzeum czegoś uczy.

Polityka 51.2016 (3090) z dnia 13.12.2016; Ludzie i Style; s. 94
Oryginalny tytuł tekstu: "Jedź z apetytem"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną