Ludzie i style

Klany klaunów

„Creepy clowns” wyszły na ulice

Współcześnie częściej niż ze smutkiem klauny kojarzone są z wrogością, złem wcielonym, traumami z dzieciństwa. Współcześnie częściej niż ze smutkiem klauny kojarzone są z wrogością, złem wcielonym, traumami z dzieciństwa. Greame Maclean / Flickr CC by SA
„Wybory w Stanach Zjednoczonych wygrał klaun” – komentują złośliwie ci, którym Trump źle się kojarzy. Obecny prezydent USA na kiepską opinię sobie zapracował. A klauny?
Dziwnym zbiegiem okoliczności policjanci na ogół nie potrafią ich wytropić.materiały prasowe Dziwnym zbiegiem okoliczności policjanci na ogół nie potrafią ich wytropić.

Artykuł w wersji audio

Rzecznik prasowy Białego Domu Josh Earnest odpowiadał już w swojej karierze na najdziwniejsze pytania. 4 października, jeszcze za prezydentury Baracka Obamy, też nie dał zbić się z tropu. Chociaż było blisko, bo po serii zapytań o huragan Matthew i stosunki syryjsko-rosyjskie jeden z zatroskanych dziennikarzy zahaczył o kwestię dla wielu Amerykanów wówczas zasadniczą – czyli o klauny. Czy prezydent zdaje sobie sprawę z zagrożenia? – dociekał publicysta. Po sali rozszedł się rechot.

Nie chodziło, rzecz jasna, o Donalda Trumpa i jego prezydenckie aspiracje, ale o incydenty z udziałem klaunów właśnie. A ściśle rzecz ujmując: osób, które wywołują panikę, bo wkładają kolorowe kostiumy, za duże buty, bujne peruki i czerwone, gąbczaste nosy. Atrybuty może zabawne z osobna i w cyrku, ale niekoniecznie w zwykłych okolicznościach. Bo któż by chciał natknąć się na klauna w lesie, szkole albo supermarkecie?

Jak u braci Grimm

W zachodnich mediach mówi się o nich „creepy clowns” – upiorne klauny. I rzeczywiście, jest coś upiornego w doniesieniach o przebierańcach, którzy wabią dzieci i straszą dorosłych. Głównie dlatego, że dziwnym zbiegiem okoliczności policjanci na ogół nie potrafią ich wytropić. W więziennych celach wcale też nie przesiadują brutale w osobliwych kostiumach i z dorysowanymi na twarzach uśmieszkami (byłby to w istocie widok upiorny). Komentatorzy ostatnich wydarzeń w USA pytają więc zasadnie: jest się czego obawiać? A może daliśmy się ponieść zbiorowej histerii?

Relacje naocznych świadków, nawet te słabo udokumentowane, działają jednak na wyobraźnię. Zwłaszcza że świadkami najczęściej są dzieci. Latem w Karolinie Południowej klauny miały zwabiać je do lasu w zamian za pieniądze. „Klauny mieszkają w lesie, w pobliżu chaty stojącej nad stawem” – przekonywały dzieci. Brzmi jak początek baśni braci Grimm, ale policjanci sprawy nie zlekceważyli. Choć nie odnaleźli też żadnych dowodów, które potwierdzałyby dziecięcą wersję wydarzeń. „Nawet kosmka kędzierzawej peruki” – zanotował półserio „New York Times”. Ale klauna w tym samym hrabstwie Greenville zauważyła też nieco starsza kobieta. Nic nie robił, stał tylko pod latarnią i do niej machał (tu znów kąśliwy komentarz „New York Timesa”: „Odmachała mu”, ale ten podobno nie odwzajemnił już pozdrowienia). Mimo że i tym razem policjanci nie natrafili na żaden ślad, właściciel okolicznych nieruchomości zalecił mieszkańcom ostrożność. Dzieciom pod żadnym pozorem nie pozwalano na samotne tułaczki, zwłaszcza nocą i zwłaszcza w stronę lasu. Podniesiono alarm, częściej patrolowano ulice, sąsiedzi kolportowali ostrzegawcze ulotki. Ich kopie do tej pory krążą po Facebooku.

O spokój i zdrowy rozsądek apelowali do mieszkańców policjanci także w innych stanach. W Alabamie, na Florydzie, w Kentucky, New Jersey, Nowym Jorku, Ohio, Pensylwanii, w Teksasie, jak Ameryka długa i szeroka, lokalne władze nie mogły się pochwalić skutecznością swoich mundurowych, bo klauny, choć raczej rzucają się w oczy, najwyraźniej mają zdolność umykania ludziom z odznakami. A dziwacznych doniesień tylko przybywało: jeden chłopiec zeznał, że klaun go gonił. Inni świadkowie – że widzieli nie jednego, lecz bandę klaunów prowadzących tira. Gdzie indziej grupa kolorowych typów zaczaiła się na ludzi w centrum handlowym. W niektórych szkołach na wszelki wypadek przeprowadzono manewry ewakuacyjne, część placówek na krótki czas w ogóle zamknięto.

Złowieszcze klauny znalazły naśladowców i po drugiej stronie Atlantyku. Były widziane w Wielkiej Brytanii, Walii, Szkocji, Szwecji i Niemczech. W okolicach placów zabaw, szkół i marketów, wymachujące nożami, goniące ludzi, przeraźliwie chichoczące. „To musiały być klauny, prawda? Czy naprawdę nie dało się rozsiać ogólnokrajowej paniki w staroświeckim stylu? Z powodu, powiedzmy, zombie albo nastoletnich, seksownych wampirów? – pytał ironicznie reporter CNN. – Wielkie dzięki, Ameryko”. Na Wyspach i w USA parę osób zatrzymano, bo choć nie wyrządziły nikomu fizycznej krzywdy, to siały postrach już samą cyrkową aparycją.

Polowanie na klauny

Łatwiej się przestraszyć w dobie mediów społecznościowych. Bo nawet jeśli incydenty były i są pojedyncze, a policjantom do tej pory nie udało się złapać nikogo na gorącym uczynku, to użytkownicy sieci dyskutują, plotkują i sieją panikę po mistrzowsku. „Uważajcie na siebie, klauny naprawdę atakują!” – ostrzegała na Twitterze Megan Bell, Brytyjka, która sama przed jednym uciekła. Gonił ją ponoć pół minuty, odprowadził prawie pod sam dom. „Nigdy w życiu nie biegłam tak szybko – przyznała. – Przeżyłam traumę!”.

„Wystraszyłam się na śmierć” – relacjonowała z kolei Emma Smith, która udała się z córką na zwykły spacer. Klaun pojawił się znikąd, przyjął dziwną pozę, spoglądał złowrogo – i więcej robić nie musiał. W sieci roi się też od zdjęć – klaunów przyłapanych w niecodziennych okolicznościach, w przyczepach, na rowerach, chadzających ulicami jak gdyby nigdy nic.

I tylko jeden Stephen King chłodzi społeczne nastroje. „Ludzie, pora skończyć z tą histerią – apelował pisarz na Twitterze. – Klauny w większości są dobre, rozweselają dzieci, mają rozśmieszać”. Czytelnicy szybko mu wypomnieli, że sam się sprawie nieco przysłużył. Morderca z powieści „To” z 1986 r. często przybierał postać Tańczącego Klauna. W ogóle miał zdolność do przeobrażania się w postaci, które działały akurat na wyobraźnię jego ofiar (zawsze dzieci), figur z sennych koszmarów, ucieleśnień najpowszechniejszych ludzkich fobii. Irracjonalny lęk przez klaunami ma nawet własną nazwę – koulrofobia pochodzi z greckiego, koulro oznacza szczudlarza.

Histeria wybuchła właśnie w latach 80., na chwilę przed premierą książki Kinga. Incydenty, które miały wtedy miejsce, były podobne do dzisiejszych: ludzie widzieli klauny, choć nikt potem nie mógł tego poświadczyć. Loren Coleman, specjalistka w dziedzinie kryptozoologii (dyscypliny, której naukowość zoologowie rzecz jasna kwestionują), analizowała ten fenomen i w 1981 r. wymyśliła termin phantom clowns – klauny zjawy, wyimaginowane upiory. Rzecz faktycznie jak ze scenariusza filmu „Polowanie” Thomasa Vinterberga – dzieci rzucały oskarżenia, ale brakowało dowodów, żeby komukolwiek stawiać zarzuty.

W latach 90. klauny widziane przez dzieci i dorosłych podejrzanie często przypominały Homeya D. Clowna, postać z serialu „In Living Room”, odgrywaną przez Bogu ducha winnego Damona Wayansa. Klauny, których nie da się wytropić, zdaniem badaczy folkloru wyrastają więc na bohaterów jeszcze jednej miejskiej legendy – w rodzaju polskiej czarnej wołgi. A w miejskich legendach zawsze były elementy przerażające i moralizatorskie zarazem. Strach zwykle ma czemuś służyć. Dlatego zachodni socjologowie niespecjalnie się dziwią, że ostatnie szaleństwo w Stanach wybuchło w kulminacyjnym momencie wyścigu do Białego Domu, kiedy widmo zwycięstwa Trumpa wydawało się już całkiem realne. Klauny – wyimaginowane czy nie – miały stanowić dowód, że w świecie dzieje się źle.

Mądry błazen, smutny Stańczyk

Wizerunek groźnego klauna w ogóle dobrze się przez lata ukonstytuował. Klauna łatwo zresztą zeszpecić – zakrwawić kostium, wyrwać kilka guzików z koszuli, wykrzywić mu uśmiech. Nawet niewinnie uśmiechnięty wygląda dość upiornie. Korzystają z tego skwapliwie scenarzyści horrorów klasy B i seriali, klaun bywa więc mordercą, a w najlepszym razie uciążliwym prześladowcą, na dużym i małym ekranie. Jak choćby w czwartej serii „American Horror Story” z hasłem „Freak Show” w podtytule, wyraźnie nawiązującej do estetyki filmu „Dziwolągi” z 1932 r. Serialowy klaun Twisty, opasły, z wiecznie odsłoniętym rzędem szarych zębów i zielonym, choć skromnym ufryzowaniem, zasadzał się na ludzi, porywał ich i mordował. Kryła się za tym rzecz jasna smutna historia życiowego rozczarowania i oskarżeń o molestowanie dzieci w czasach, gdy jeszcze był klaunem, by tak rzec, przyjacielsko nastawionym do świata.

O ile klauny w ogóle mogą dobrze się kojarzyć. Benjamin Radford, autor książki „Bad Clowns” (Złe klauny), tłumaczy w wywiadach, których sporo ostatnio udziela, że figura dobrego, rozbawiającego ludzi klauna jest zupełnie nowoczesna. Bo gdyby spojrzeć parę wieków wstecz, to nic życzliwego nie dałoby się o nich powiedzieć. Dalekimi krewnymi klaunów były wszak np. nadworne błazny, w hierarchii społecznej usytuowane bardzo nisko. Czasem złośliwe, czasem niegrzeszące inteligencją, czasem wręcz przeciwnie – objawiające światu fakty tyleż ponure, co prawdziwe.

Spójrzmy choćby na polskiego Stańczyka, smutno zadumanego na obrazie Matejki. Bo też pierwsze klauny, jakie zapisały się w historii i na kartach literatury, były nawet nie złe czy groźne, ale przede wszystkim rozczarowane porządkiem rzeczy, przygnębione. Ponurego klauna jako pierwszy sportretował – zdaniem Radforda – Charles Dickens w „Klubie Pickwicka”, debiutanckiej powieści pisarza publikowanej w odcinkach w latach 30. XIX w. Dickens inspirował się zresztą życiorysem autentycznego klauna Josepha Grimaldiego, który sam o sobie mówił, że włóczy się nieszczęśliwy od rana do nocy. U Dickensa szukał pociechy w alkoholu.

Jeszcze w pierwszych dekadach XX w. – za sprawą Charliego Chaplina chociażby – klaun kojarzył się głównie słodko-gorzko. Bywał smutny, a jeśli żartował, to też nie zawsze w wyszukany sposób (chyba że kogoś bawi obrzucanie tortami albo formowanie zwierzaków z balonów). Właśnie ta jego niejednoznaczność, dwoista natura, wywoływała w ludziach lęk i dysonans. Wciąż wywołuje, choć dzisiaj przeważają w niej inne pierwiastki.

Współcześnie częściej niż ze smutkiem klauny kojarzone są z wrogością, złem wcielonym, traumami z dzieciństwa. Poniekąd przez historię Johna Wayne’a Gacy’ego, seryjnego mordercy, który w połowie XX w. zabijał głównie męskie prostytutki. W tzw. drugim życiu Gacy dorabiał poczciwie – bo charytatywnie – jako klaun. Ostatecznie został skazany na śmierć przez zatrucie.

Swoje zrobiły potem popkultura i horrory, o których słusznie się mówi, że chodzi w nich nie o to, czego się obawiamy, ale o to, jak na ten strach reagujemy: czy rzucamy się do walki, czy do ucieczki. Dokładnie na tych mechanizmach bazuje grupa DmPranksProductions, która – jak w Polsce Sebastian Wardęga – zajmuje się prankami, czyli żartami filmowanymi z ukrycia i publikowanymi potem na YouTube. DmPranksProductions mają słynną serię z klaunami, które polują na ludzi w pełnym uzbrojeniu, np. na stacjach benzynowych. Ludzie na ich widok wpadają zwykle w popłoch i wrzeszczą, na koniec dowiadują się zaś, że to tylko żart i nic im nie grozi. Czasem za późno, bo zdążą już zaalarmować odpowiednie służby, wezwać pomoc. Policjanci w paru brytyjskich miastach apelowali wręcz w tym roku, żeby autorzy pranków poszli po rozum do głowy i nie marnowali ich czasu i zaangażowania.

Czasy upiorów

A co z klaunami, które nie są upiorne – wynajmowanymi na kinderbale, chadzającymi po cyrkowych arenach z naręczami balonów? To dziś najwięksi poszkodowani. Robert Bowker, rzecznik prasowy klubu Clowns International w USA, a zarazem klaun występujący pod pseudonimem Bibbledy Bob, rozzłościł się nie na żarty. W felietonie opublikowanym na portalu „Guardiana” zauważył: „Zawsze kiedy w medialnych doniesieniach mowa o wybuchu masowej histerii, okazuje się, że: 1) do żadnego morderstwa nie doszło; 2) żaden klaun w te przypadki nie-morderstw nie był zaangażowany”.

Bowker wszystkich prawdziwych czy domniemanych napastników nazywa młodocianymi idiotami, którzy noszą „tanie maski”, atakują nieznajomych i działają na szkodę całego środowiska klaunów profesjonalistów. „Czy sam fartuch lekarski uczyniłby ze mnie lekarza?” – pyta retorycznie. A o wybuch histerii obwinia rodziców, którzy nie zapewniają nastoletnim pociechom dość rozrywki – te więc bawią się po swojemu, czyli straszą niewinnych ludzi.

W podobnym tonie wypowiada się w mediach Mike Becvar, też profesjonalny klaun, założyciel strony Just For Clowns. I przypomina, że św. Mikołaj – w którego wierzy ponoć coraz mniej dzieci w Polsce i na świecie – też czasem bardziej przeraża, niż cieszy. Dzieci, sadzane w przedszkolach czy centrach handlowych na kolanach postawnego brodacza w czerwonym kostiumie, reagują czasem histerycznym płaczem. „Ale czy to oznacza, że św. Mikołaja też należy się obawiać?” – pyta Becvar.

Zdaniem specjalistów do masowych wybuchów paniki dochodzi zwłaszcza w czasach niepewnych, kiedy słabnie zaufanie do instytucji i władz. W latach 80. te społeczne niepokoje sprzyjały rozkwitowi ruchów okultystycznych. W latach 90. za owoc społecznej niepewności uznano np. uzależnienie od… zbierania pokemonów. Kilka dekad wcześniej, po drugiej wojnie światowej, w miejscowości Mattoon w stanie Illinois grasował człowiek (lub grupa ludzi) pod pseudonimem Mad Gasser, zakradający się do domów i rozpylający tajemniczy gaz. Sprawy do tej pory nie udało się wyjaśnić. Tak jak teraz nie udaje się namierzyć klaunów albo złowrogich św. Mikołajów. Jeśli więc coś z ostatnich wydarzeń na świecie wynika, to to, że wyjątkowo upiorne są nie tyle klauny, ile czasy.

Polityka 3.2017 (3094) z dnia 17.01.2017; Ludzie i Style; s. 88
Oryginalny tytuł tekstu: "Klany klaunów"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną