Ludzie i style

Polish Men United

Polish Men United. Polska drużyna w angielskiej lidze

Członkowie polskiego klubu piłkarskiego United Worksop Członkowie polskiego klubu piłkarskiego United Worksop materiały prasowe
W angielskim miasteczku Polacy założyli klub piłkarski. Polacy w nim grają, Polacy go sponsorują i mu kibicują. Nazywają się jak słynny klub z Manchesteru.
materiały prasowe

Rok temu Adrian i Marcin pracowali razem w tym samym magazynie w Worksop i gdy na przerwie miejscowi raczyli się herbatką, oni we dwóch rozmawiali o drużynie, którą zamierzali od zera zbudować. Klimat na takie szalone przedsięwzięcia był w wyspiarskiej piłce lepszy niż kiedykolwiek – po mistrzostwo kraju zmierzał Leicester City, kopciuszek upokarzający potęgi Premier League. 12 miesięcy później polska drużyna United Worksop grała już o punkty w najniższej z angielskich lig z ekipą Ashfield FC. Mimo dwóch czerwonych kartek wygrała 2:0. „Zasłużyliście” – chwalił Polaków jeden z rywali.

Gdy w 1958 r. w Worksop, pół godziny drogi od Sheffield, urodził się Bruce Dickinson, nikt w 40-tysięcznej mieścinie nie przypuszczał, że wyrośnie na jedną z największych na świecie gwiazd heavy metalu, wokalistę Iron Maiden. Trudno było też w Worksop przewidzieć, że syn Taylorów, Graham w 1990 r. obejmie jako trener piłkarską reprezentację Anglii. Albo że Donald, syn Pleasence’ów, zostanie sławnym aktorem. Ale najtrudniej chyba byłoby wyprorokować, że w XXI stuleciu miasteczko, w którym w średniowieczu bogatych łupił grasujący w okolicznych lasach Sherwood Robin Hood, stanie się kolonią polskich imigrantów.

Polskie sklepy, bistro, fryzjer

– Sam kiedyś zastanawiałem się, dlaczego tylu Polaków przyjeżdża akurat do Worksop. To chyba efekt łańcuszka powiązań – ktoś dostał tu pracę, ściągnął brata i siostrę, siostra zaprosiła szwagra, szwagier znajomego, znajomy swoją rodzinę… – mówi Adrian Szewczyk, wrocławianin, w Worksop od 2013 r. Na boisku gracz środka pola, z wykształcenia kucharz, z charakteru – realista. Po ukończeniu szkoły zawodowej w Gdańsku doszedł do wniosku, że godne życie czeka go tylko poza Polską. Dziś jest kontrolerem jakości w fabryce kanapek Greencore (w tym samym zakładzie pracuje też napastnik United Marcin Sylwisty). – Nie nazwałbym tego ciężką robotą. Jedyny minus: trzeba się ciepło ubierać, bo pracujemy w temperaturze 4–5 st. C. Można się przyzwyczaić – dodaje Szewczyk.

– Mamy w Worksop z dziesięć polskich sklepów, bistro, polskiego fryzjera, polską myjnię samochodową, warsztat i lakiernika – wylicza Adrian Błachewicz. – Brexit? Dzień po referendum mojej ciotce ktoś podrzucił do domu kartkę z wulgarnym napisem sugerującym, by wracała do siebie. Ale to były incydenty. Rasiści to tutaj margines.

Cztery lata temu Adrian przyjechał do Worksop ze Szczecina. Narzeczona została w Polsce, miała dołączyć do niego, gdy ten już coś zarobi i trochę ułoży sobie życie w nowym kraju. Wytrzymała miesiąc i przyleciała. Dziś Ewa jest już panią Błachewicz, trzy lata temu, na emigracji, urodziła im się córka. Adrian pracuje jako magazynier w firmie Wilkinsons. To w tej robocie poznał Marcina Jaszczyka, chłopaka z Zawiercia, który przed dekadą zapowiadał się na zawodowego piłkarza. Bronił bramki juniorów Górnika Jaworzno i Zagłębia Sosnowiec – był nawet w kadrze sosnowieckiej drużyny, gdy ta grała w Ekstraklasie. Ale z kariery nic nie wyszło, Marcin wyjechał do Anglii, a w wolnym czasie w Worksop kopał piłkę w miejscowej amatorskiej lidze szóstek. On w FC Kanapka, Adrian w Dynamix.

– Oba zespoły cały czas miały braki kadrowe, bo mecze odbywały się w niedziele i poniedziałki. Więc połączyliśmy je w jedną ekipę. Ale z Adrianem cały czas rozmyślaliśmy o czymś większym: o stworzeniu ligowej drużyny na dużych boiskach – mówi Jaszczyk.

United Worksop stworzyli w trzech: Błachewicz, Szewczyk i Jaszczyk. Ten pierwszy to piłkarz, prezes, kierownik drużyny i jej rzecznik w jednej osobie. Nazwali się United, bo – jak mówi – to słowo najlepiej oddawało ducha tego przedsięwzięcia.

– Tu, w Anglii, mieliśmy wszyscy tylko siebie, pracę i piłkę. Zależało nam na zbudowaniu jakiejś nowej wspólnoty. W drużynie utrzymujemy przyjacielskie relacje – wyjaśnia Błachewicz, dodając, że United było zjednoczeniem różnych mniejszych zespołów, które grywały w małej lidze. – Takie „zjednoczenie polskich uchodźców” na Wyspach. Myśleliśmy też o polskim szyldzie, ale Anglicy połamaliby sobie języki na nazwie typu Pszczółka Worksop.

Po meczu do roboty

Na pierwsze ogłoszenie o naborze do polskiej drużyny przyszło 20 osób. Nie tylko znajomi, a wśród nieznajomych również tacy, którzy piłkę nożną do tej pory głównie oglądali w telewizji. Dla rozpropagowania idei twórcy United słali maile do polskich i angielskich gazet i portali. Najwyraźniej jednak pomysł założenia emigranckiego zespołu w angielskich rozgrywkach dziennikarzom wydał się abstrakcyjny i karkołomny lub potraktowano go jak żart, bo nikt nie odpisał. Z większym zrozumieniem inicjatywę gości z Polski odebrali urzędnicy w Worksop – United dostali miejską dotację, za którą mogli kupić komplet strojów i zapłacić za boisko. Drużyna ma też kilku lokalnych sponsorów. Jednym z nich jest firma świadcząca usługi fryzjerskie dla psów, prowadzona przez żonę Błachewicza.

– Żeby spełnić wymagania drużyny ligowej, nawet na najniższym 24. szczeblu rozgrywkowym w Anglii, musieliśmy wynająć na miejscu obiekt z trawiastym boiskiem, szatniami i prysznicami. Musieliśmy ułożyć budżet z ligowymi opłatami, wynagrodzeniem dla sędziów, kosztami wyjazdów czy ubezpieczeń (roczny budżet United Worksop to ok. 5 tys. funtów) – mówi Adrian Szewczyk. – Formalności było mnóstwo, na szczęście w biurze ligi Midland spotkaliśmy wyjątkowo serdecznego człowieka. Pan o nazwisku Norman Frith bezinteresownie pomógł nam z rejestracją klubu, bo jego dziadek był Polakiem.

Zjednoczeni z Worksop w końcu skompletowali ponad 30-osobową kadrę, naszpikowaną niespełnionymi talentami piłkarskimi z Polski. Szewczyk – napastnik – grał w juniorskich drużynach Śląska Wrocław. Bramkarz Piotr Strycharz bronił w V-ligowej Wiśle Szczucin. Pomocnik Kuba Gąsior trenował w Górniku Łęczna, ale jego zawodową karierę zahamowały problemy ze zdrowiem. Napastnik Karol Szczygłowski to wychowanek Polonii Miłoszyce, obrońca Mariusz Zagrodnik – Włókniarza Głuszyca, a skrzydłowy Artur Kaczmarek – Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, która jeszcze kilka lat temu rywalizowała w polskiej Ekstraklasie. Środkowy pomocnik Aleksander Rutkowski pukał do pierwszej drużyny III-ligowej Lechii Zielona Góra. Zaś szef United, stoper Adrian Błachewicz, kiedyś nie został doceniony w Pogoni Szczecin, a potem wylądował w A-klasowym klubie Kasta Szczecin-Majowe. Trenerem drużyny jest Kamil Fujarowicz, który przed przyjazdem do Anglii szkolił młodzież w polskiej Akademii Panathinaikos.

– Większość z nas marzyła w dzieciństwie o piłkarskiej sławie, ale dziś dawne marzenia musimy pogodzić z zawodowymi realiami. Jeden z naszych piłkarzy pracuje na nocną zmianę od czwartku do niedzieli. Gdy w soboty gramy o godz. 14, prosto z szatni pędzi do fabryki. Zasadę mamy taką, że jeśli ktoś w tygodniu nie pokaże się ani razu na treningu, nie dostanie powołania na mecz – zaznacza Błachewicz.

Coś jak Athletic Bilbao

Tradycja imigranckich drużyn w zawodowym futbolu jest długa i bogata. Ponad sto lat temu słynną Borussię Dortmund założyli przyjezdni z Górnego Śląska i Poznania. Czterokrotny mistrz Brazylii, Cruzeiro Belo Horizonte, powstał w 1921 r. z inicjatywy włoskich imigrantów. Urugwajski Montevideo FC w 1897 r. stworzyli Niemcy, klub wówczas nosił nazwę Deutscher Fussball Klub. Szwedzka drużyna Assyriska Föreningen (grała w tamtejszej Ekstraklasie w latach 2004–05) to dzieło migrujących z Turcji Asyryjczyków (1974 r.). W 1977 r. Asyryjczycy założyli też Syrianska FC, klub, który od 2010 r. gra na najwyższym szczeblu w Szwecji. Z kolei AEK Ateny został stworzony w 1924 r. przez greckich uciekinierów z Konstantynopola, zaś szkockie Celtic Glasgow i Hibernian FC – przez tułaczy z Irlandii.

Polskiemu zespołowi w angielskiej lidze blisko również do hiszpańskiego Athletic Bilbao, który doktrynalnie zakłada, że jego barwy mogą reprezentować tylko rodowici Baskowie lub zawodnicy o baskijskim pochodzeniu. W Zjednoczonych z Worksop grają tylko Polacy, choć, przynajmniej teoretycznie, nie obowiązuje żaden zakaz dla obcokrajowców.

– Mieliśmy niedawno długą rozmowę na ten temat w klubie. Teoretycznie przyjmiemy każdego, ale w praktyce Anglicy zawsze wybiorą któryś z angielskich zespołów, więc problem właściwie nie istnieje – mówi Błachewicz.

Debiut United w rozgrywkach ligowych? Piłkarze z Worksop mówią z pamięci: 3 września ubiegłego roku. W Ashfield polska ekipa zremisowała 2:2. Tydzień później Zjednoczeni debiutowali na własnym boisku, podejmując Blidworth Welfare Red.

– Pierwsze zaskoczenie: na trybunach ponad 50 dopingujących nas osób, głównie Polaków. Drugie: przez większość meczu przegrywaliśmy 1:2, ale dzięki niesamowitej końcówce wygraliśmy 3:2 – wspomina Szewczyk. Wylicza jeszcze dwa mecze, które szczególnie zapadły mu w pamięć. Pierwszy z Ripley Town Res: w 87. minucie strzelił wyrównującego gola na 3:3 z rzutu wolnego z 27 m od bramki. Piłka wpadła w samo okienko. I drugie spotkanie, z grającym 16 poziomów wyżej Stockisbridge Park Steel, w którym kilka lat temu występował sam Jamie Vardy, as mistrzów Anglii i reprezentacji. – Jechaliśmy tam jak na pożarcie, tymczasem po pierwszej połowie prowadziliśmy 1:0. Potem nie wytrzymaliśmy kondycyjnie, rywale wygrali 3:1, ale w dowód uznania zaprosili nas na mecz towarzyski przed następnym sezonem.

– Jeśli chodzi o poziom piłkarski, to w lidze Midland jest on porównywalny z naszą klasą B (ósmy szczebel w Polsce). Ale sędziowanie jest zupełnie inne – arbitrzy pozwalają na bardzo ostrą grę. Anglicy po prostu mają taki styl – podkreśla Błachewicz. Szewczyk dodaje: – Rywale zazwyczaj są do nas wrogo nastawieni. Wystarczy, by dowiedzieli się, że Polacy przyjechali do nich na mecz. Starają się za wszelką cenę udowodnić, że są lepsi, a nie zawsze im to wychodzi. Inna sprawa, że walka o każdy centymetr boiska to coś, co cenię.

W debiutanckim sezonie United Worksop wciąż liczą się w rywalizacji o awans do pierwszej dywizji ligi Midland. Po 15 kolejkach zajmują szóste miejsce w tabeli, z 8-punktową stratą do lidera, Sutton Travellers. Ambicje Zjednoczonych sięgają wyżej, ale żeby wskoczyć na kolejny szczebel mistrzostw, konieczny będzie większy budżet i bardziej profesjonalna organizacja. Drużyna szuka sponsorów, również w Polsce, gotowych do wyłożenia ok. 2 tys. funtów miesięczne na bieżącą działalność. – Pierwsze reakcje są bardzo pozytywne. Dostaliśmy też szereg pytań o sekcję piłkarską dla dzieci. Zamierzamy uruchomić ją latem – zapowiada Błachewicz.

Różne marzenia spełniają się na emigracji, czasem również te zupełnie małe. Marcin Jaszczyk podkreśla, że dzięki Zjednoczonym ułożył sobie życie w nowym kraju. Kuba Gąsior, że w United zapomniał o samotności na obczyźnie. A Artur Kaczmarek zrealizował najważniejszy plan z czasów chłopięcych: grania w piłkę nożną w lidze angielskiej.

Polityka 4.2017 (3095) z dnia 24.01.2017; Ludzie i Style; s. 90
Oryginalny tytuł tekstu: "Polish Men United"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną