Wysypują się z busów, którymi trenerzy właśnie podwieźli ich pod skocznie Centralnego Ośrodka Sportu w Szczyrku. Najczęściej prosto z lekcji w sportowych gimnazjach i liceach. Szlifują spody nart, przebierają się w pstrokate kombinezony, zarzucają narty na ramiona i siadają parami na wyciągu wiozącym ich na szczyt skoczni. Na drewnianym podeście, położonym między progami skoczni K-70 i K-90, próby obserwują trenerzy. Narty szorują po rozbiegu, młodzi skoczkowie znikają nad bulą, o lądowaniu świadczy tylko ciche klaśnięcie desek o zeskok. Szkoleniowcy komentują: tego nieco odkręca w lewo, ten po wyjściu z progu przymyka odbicie (przez co go nie wyciąga), ta ma za wysoko biodro, a tamten za bardzo odkręca do świecy i potem musi nad bulą pakować. Cokolwiek to znaczy.
Czasami spod kolorowych kasków powiewają kitki, warkocze. Dziś dziewcząt skacze siedem. W tym wszystkie najlepsze w Polsce. Ściśle rzecz biorąc, seniorka jest w Polsce jedna: Magda Pałasz, 22-letnia studentka katowickiej AWF. Powinny być dwie, ale Joanna Szwab, rówieśniczka Magdy, ostatnio wypadła z centralnego szkolenia, trenuje tylko w klubie w Chochołowie. Żeby mistrzostwa Polski miały w ogóle sens, obok Magdy walczą też juniorki. Zresztą jedna z nich, 16-letnia Kinga Rajda, jest aktualną mistrzynią Polski. I drugą obok Magdy członkinią kadry narodowej. Trzecia to Ania Twardosz, lat 15 (krajowa mistrzyni latem, w skokach na igielicie). W sumie skaczących dziewcząt jest u nas około 30.
Ciekawość latania rodzi się w polskich skoczkiniach pod wpływem bliskich. Magda trafiła do klubu, bo pozazdrościła młodszemu bratu, który jeździł z zawodów na zawody i puchary nie mieściły mu się na półce (rzucił skoki po maturze, bo wypalił talent w juniorach).