Ludzie i style

Czy jesteś przygotowany na swoją wirtualną śmierć?

Facebook Facebook Jorge Caballero Jiménez / Flickr CC by 2.0
Nieruchomości, dobra materialne – to nie wszystko, co zostawiamy na tym świecie. Jest jeszcze internet. A w nim sporo śladów naszej obecności.
TwitterWDnet Studio/StockSnap.io Twitter
InstagramFreestocks.org/StockSnap.io Instagram
LinkedinFreestocks.org/StockSnap.io Linkedin
TumblrMarcin Czaja/StockSnap.io Tumblr

Dobra materialne można zapisać w testamencie, ale co zrobić z kontami w mediach społecznościowych? – zastanawia się Tim Herrera w felietonie dla dziennika „New York Times”. I wbrew pozorom nie jest to sprawa błaha. Bywa – i to wcale nie tak rzadko – że konta zmarłych pozostają aktywne po ich śmierci, pogłębiając cierpienie bliskich, a innych wprowadzając w błąd. Według ostatnich doniesień zmarłych na Facebooku będzie wkrótce więcej niż żyjących!

„W ostatnich dwóch dekadach centrum naszego życia przesunęło się w stronę internetu” – notuje Herrera. Tworzymy tu jakieś wersje samych siebie. Na różnych portalach zamieszczamy różne informacje na swój temat. Na niektórych dzielimy się zdjęciami, na innych ujawniamy przebieg naszej kariery zawodowej, na jeszcze innych – zdradzamy, jakiej słuchamy muzyki i jakie oglądamy filmy. Mnóstwo danych, po których zawsze zostaje jakiś ślad – bo nasze cyfrowe „ja” jest zasadniczo nieśmiertelne.

Dlatego – podpowiada publicysta „NYT” – już teraz, za życia, warto się zastanowić, co z tym począć. Czyli zadać sobie dwa pytania: gdzie jesteśmy aktywni w sieci i jakie dane w tych miejscach zamieściliśmy. „To ponura myśl, ale to jak spisywanie testamentu. I jeszcze jedna forma oswojenia własnej śmierci” – pisze Herrera.

Są takie portale, które przygotowują się na okoliczność naszej śmierci – jakkolwiek makabrycznie to brzmi. Ale są i takie, które niekoniecznie zakładają taką możliwość. Martwe dusze błąkają się tu i tam, przypominają całkiem aktywne konta i wliczają do statystyk. Trzeba więc wziąć sprawy w swoje ręce.

Jak popularne serwisy przygotowują się na ewentualność śmierci swoich użytkowników – i jak sami użytkownicy mogą z tych narzędzi korzystać?

1. FACEBOOK. Inicjatywa leży po naszej stronie. Możemy już teraz dać znać administratorom serwisu, czy kiedy umrzemy, konto otrzyma status „in memoriam” czy też zostanie trwale usunięte. Jeśli zdecydujemy się na wariant pierwszy, musimy wyznaczyć osobę, która będzie sprawować pieczę nad naszym kontem. „Opiekun konta” może zamieścić na osi czasu zmarłego przypięty post, w którym go pożegna albo poinformuje o uroczystości pogrzebowej. Może nawet odpowiadać na zaproszenia do znajomości. A także zmienić zdjęcia: profilowe i w tle. Opiekunowi możemy nadać też inne uprawnienia: umożliwić mu np. pobranie kopii kompletu naszych informacji.

Facebook troszczy się jednak o naszą prywatność – dlatego opiekun nie może logować się na nasze konto, odczytywać naszych wiadomości, ingerować w listę znajomych, usuwać ani modyfikować postów i innych materiałów, które dany użytkownik tu zamieścił.

Przy koncie „in memoriam” będą widnieć te słowa, nie pozostawiając wątpliwości, że to konto osoby zmarłej. Oś czasu zacznie więc pełnić funkcję wirtualnej księgi wspomnień. Osoba zmarła nie będzie się wyświetlać w sferze publicznej serwisu – nie trafi np. na listę sugerowanych „osób, które możesz znać”.

2. INSTAGRAM. Procedura jest podobna – aplikacja należy zresztą do koncernu Marka Zuckerberga. Tyle że w tym przypadku nie możemy wyznaczyć „opiekuna konta”. Konta na Instagramie są usuwane tylko na wniosek bliskich osób. Wniosek zaś musi być solidnie przygotowany – najlepiej dołączyć do niego stosowny dokument, taki jak akt zgonu albo inny dowód, że zostało nam nadane pełnomocnictwo.

Instagram ocenia też stopień pokrewieństwa między zmarłym a osobą, która wnioskuje o dezaktywację konta.

3. GOOGLE. Google zakłada, że mamy więcej niż jedną zaufaną osobę, dlatego możemy wskazać nawet dziesięć, które będą mogły zadecydować o naszych wirtualnych losach po śmierci. Wystarczy wejść w ustawienia konta, później w szczegółowe ustawienia prywatności – i wybrać opcję „Kontroluj treści”. To tutaj wyznaczymy powiernika lub powierników naszego konta.

Musimy też ustalić, ile czasu powinno minąć od ostatniego logowania, żeby Google uznał nasze konto za nieaktywne. Powiernik (lub powiernicy) otrzyma (lub otrzymają) wówczas od nas maila i ewentualne wytyczne, jeśli je wcześniej doprecyzujemy.

Oczywiście może się zdarzyć, że wyjedziemy gdzieś na dłużej – i (wyznaczony przez nas) czas od ostatniego logowania mimowolnie upłynie. Google i na to jest przygotowany – już miesiąc wcześniej wyśle nam mail z przypomnieniem.

Powiernik konta ma więcej uprawnień niż opiekun z Facebooka. Może zajrzeć do maili, historii czata, pobrać nasze dane. Chyba że wcześniej te uprawnienia mu odbierzemy.

Konto może też, rzecz jasna, zostać usunięte – jeśli uznamy, że powiernik jest nam niepotrzebny, a dane zgromadzone w Google już na nic i nikomu się nie przydadzą.

4. TWITTER. W tym akurat serwisie analogicznych narzędzi nie ma – Twitter nie pozwala wyznaczyć takich osób jak „opiekun” czy „powiernik”. Ale jeśli bliscy zmarłego zgłoszą się do administratorów serwisu z wnioskiem o unieważnienie konta, Twitter na pewno go rozpatrzy. Do wniosku należy dołączyć akt zgonu lub inny urzędowy dokument. Procedura jest podobna jak w przypadku użytkowników ubezwłasnowolnionych.

W tzw. interesie społecznym Twitter może zechcieć usunąć zdjęcia zmarłego. Wynika to głównie z faktu, że Twitter jest narzędziem informacyjnym i trudno, żeby pełnił po śmierci użytkownika funkcję księgi kondolencyjnej.

5. LINKEDIN. Nie jest przygotowany na ewentualność śmierci swoich użytkowników w tym sensie, że nie pozwala im samodzielnie zaplanować jakichkolwiek działań. Tu zadziałać mogą jedynie nasi krewni – wypełniając stosowny formularz.

6. SNAPCHAT. Jak wyżej. To krewni mogą zgłosić się do administratorów aplikacji z wnioskiem o dezaktywację konta i – naturalnie – aktem zgonu.

7. TUMBLR. Jak wyżej. Zarówno Snapchat, jak i Tumblr zastanawiają się, czy nie wprowadzić dodatkowych narzędzi na wzór Facebooka czy Google.

Podsumowując: jeśli nie wyznaczymy osób, które zaopiekują się naszymi kontami na wypadek naszej śmierci (o ile dany serwis na to zezwala), tylko dzięki dobrej woli naszych bliskich znikniemy z sieci. Albo w niej pozostaniemy na takich czy innych zasadach. Żyć, nie umierać.

Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama