Millenialsi, zwani inaczej pokoleniem Y, wciąż są na celowniku opinii publicznej. Przede wszystkim dlatego, że – jak się uważa – wychowali się w czasach dobrobytu i kwitnącego konsumpcjonizmu. Millenialsi napędzają rynek i różne marki próbują im się przypodobać. Kusząc czasem bardzo skutecznie.
W związku z tym sądzi się, że przedstawiciele młodych pokoleń są rozrzutni do przesady (co jest, rzecz jasna, wnioskiem generalizującym i niedającym się odnieść do ogółu populacji dwudziesto- i trzydziestoparolatków). Miliarder Tim Gurner w wywiadzie dla australijskiego programu telewizyjnego „60 minutes” stwierdził – i wieść ta popłynęła w świat – że młodym ciężko w życiu osiąść, bo... nie stać ich na mieszkanie. A nie stać ich na mieszkanie, bo dosłownie przejadają swoje majątki.
„Kiedy szukałem domu, nie kupowałem pasty z awokado za 19 dol. i czterech kaw po 4 dol. każda. Oczekiwania młodych ludzi są dzisiaj bardzo wysokie” – tłumaczył.
Millenialsi przywykli do pewnego standardu
Zmiana stosunku do wartości pieniądza to skutek pewnych zachodzących wciąż procesów społecznych. Pokolenie Y wychowało się w dostatku zapewnionym przez ich rodziców. Rozpieszczani wakacjami i różnego rodzaju rozrywkami, dorastali w przekonaniu, że nie muszą się o nic martwić, zwłaszcza o start w dorosłość. Millenialsi przywykli do pewnego standardu życia.
– Młodsze pokolenia chciałyby żyć na poziomie rodziców, którzy są zazwyczaj w lepszej sytuacji ekonomicznej. To jest pewien fundament aksjologiczny i wcale nie jest tak, że to pierwsze takie pokolenie, które neguje wartości materialistyczne – tłumaczy Mateusz Zaremba, socjolog z Uniwersytetu SWPS. – Jeśli chodzi o polskie społeczeństwo, to ono jest specyficzne.