Ludzie i style

Klub Szalonego Rodzica

Rodzicielski doping w sporcie bywa udręką

Dwa lata temu tenisowym światkiem wstrząsnęły wyznania Szwajcarki Timei Bacsinszky, która w magazynie „L’illustré” zapewniała, że oddałaby wszystkie trofea za normalne dzieciństwo. Dwa lata temu tenisowym światkiem wstrząsnęły wyznania Szwajcarki Timei Bacsinszky, która w magazynie „L’illustré” zapewniała, że oddałaby wszystkie trofea za normalne dzieciństwo. Tatiana / Wikipedia
Każdy ojciec wie, że jego kopiącego piłkę syna i Roberta Lewandowskiego dzieli tylko różnica wieku. Stawka jest tak duża, że tacie mogą czasem puścić nerwy.
Problem tysięcy chłopców, którzy kopią piłkę w szkółkach i akademiach, polega na tym, że dziś w Polsce na wyobraźnię wielu rodziców działa sukces Roberta Lewandowskiego.Roger Gorączniak/Wikipedia Problem tysięcy chłopców, którzy kopią piłkę w szkółkach i akademiach, polega na tym, że dziś w Polsce na wyobraźnię wielu rodziców działa sukces Roberta Lewandowskiego.
Siedmioletni Andre Agassi, Las Vegas, 1977 r. W swojej biografii dorosły już mistrz opowiadał, jak bardzo nienawidził tenisa, do którego przymuszał go ojciec.John Russell/Getty Images Siedmioletni Andre Agassi, Las Vegas, 1977 r. W swojej biografii dorosły już mistrz opowiadał, jak bardzo nienawidził tenisa, do którego przymuszał go ojciec.

Artykuł w wersji audio

Mecz może niespecjalnie emocjonujący, ale na widowni atmosfera elektryczna jak na derbach powiatu krapkowickiego w siódmej lidze. Z boiska można wyłowić każde słowo z potoku szczerych kibicowskich instrukcji: „Co ty? Zwariowałeś?”. „Do przodu, nie do tyłu!”. „Wstawaj! Szybciej! Z życiem!”. „Połóż się i leż!”. „Weź mnie nie poganiaj!” – odszczekuje się jeden z futbolistów. Widać, że presja trochę go paraliżuje. Może dlatego, że ma 9 lat, a w chórze krewkich ultrasów słyszy głosy rodziców.

– Udostępniłem ten film na Facebooku, żeby ludzie zobaczyli, co wyprawiają rodzice na meczach swoich dzieci. Że łamią wszystkie zasady, bywają agresywni, chamscy i czują się bezkarni – mówi Piotr Borkowski, trener młodych piłkarzy Polonii Warszawa. – Na jednym turnieju rodzice pobili się na trybunach o błąd sędziego. Zabrała ich policja. Podczas innych zawodów ojciec krzyczał do swojego syna: „Na twoim miejscu połamałbym mu nogę!”. Skandal.

Jak mogłeś to przegrać, ofermo?

Anonimowy arbiter piłkarski w wywiadzie z portalem Weszło: „Sędziowałem mecz ośmiolatków na orliku u siebie w mieście. Jeszcze nie zdążyłem wyjść na boisko, a jakiś nabuzowany rodzic do mnie – ku..., sędziuj dobrze, bo stąd nie wyjedziesz!”. Wyzwiska wobec młodych piłkarzy? „Notoryczne”. Ktoś się wyróżnia? Rodzic z drużyny przeciwnej. („Zaj… mu, skoś go, niech kontuzji dostanie!”). Mecz rocznika U12: po wzajemnych obelgach wobec siebie, po ostatnim gwizdku rodzice zaczęli się bić. „Atmosferę uspokoili normalni kibice” – opowiada sędzia.

Trenerzy, sędziowie i różni animatorzy sportu młodzieżowego mają nazwę tego zjawiska, które jak plaga opanowuje boiska dla dzieci. Mówią: Komitet Oszalałych Rodziców. Albo: Klub Szalonego Rodzica. Istniał pewnie od lat, ale o problemie zaczęto mówić głośno dopiero kilka miesięcy temu, po awanturze wywołanej przez Marcina Mięciela, byłego piłkarza Legii Warszawa i kilku zagranicznych klubów, a do tego byłego reprezentanta Polski. W październiku ubiegłego roku Mięciel, prowadzący akademię piłkarską STF Champion, zaatakował sędziego po meczu 12-latków z jego szkółki z drużyną KS Raszyn. „Trener Marcin Mięciel wszedł do szatni sędziowskiej i używał w moim kierunku słów wulgarnych: »Ty k…, nierobie pier…, ty k… zobaczysz, będziesz w supermarkecie pracować!«” – napisał arbiter w protokole.

Mięciel, który za swój wybryk musiał przeprosić sędziego, odpowiadał: „Piłka nożna to emocje. Wiem jednak, że trzeba je studzić, i mam nadzieję, że mój przykład będzie lekcją dla innych. Liczę, że dojdziemy do porozumienia na linii sędziowie–rodzice–trenerzy”.

Przy okazji incydent otworzył usta innym. Na Facebooku powstał profil „Nie ma szacunku, nie ma sędziego, nie ma gry”, na którym przytaczane są m.in. kuriozalne występki Klubu Szalonego Rodzica. I rzecz bynajmniej nie dotyczy wyłącznie boisk piłkarskich. „Podczas kibicowania starszej córce na turnieju tańca towarzyskiego, byłem świadkiem, gdy zastraszony sędzia wezwał policję, by uspokoić rodziców” – czytamy. Pisarz Szczepan Twardoch w internecie zamieścił też opis sytuacji, której był świadkiem na zawodach szermierczych z udziałem jego syna. „Obok mnie, na planszy, zaraz poniżej trybun, na swojego na oko dziesięcioletniego syna wrzeszczy wielki, nalany chłop o figurze sugerującej, że wysiłkiem fizycznym się raczej nie para – pisze Twardoch. – Ryczy: Jak mogłeś to przegrać, żałosna ofermo, gamoniu? Jak mogłeś??? Wstyd mi za ciebie! Daj se spokój z szermierką, jak masz przegrywać!”. Chłopiec przegrał po dobrej walce 3:4 z dobrym, starszym kolegą, który „na planszy skakał jak olimpijczyk i wrzeszczał przy każdym trafieniu jak berserker”. „Ta, jeszcze się rozpłacz, niedorajdo!” – ojciec krzyczał do syna, którego doprowadził do łez.

Najłatwiej w takich sytuacjach powiedzieć, że rodzice obarczają swoje dzieci własnymi niespełnionymi marzeniami o karierze sportowej. Ale – jak podkreśla dr Teresa Sikora, psycholog z Uniwersytetu Śląskiego – to znacznie bardziej skomplikowane zjawisko. – Niedawno w gazecie widziałam wyliczenia, ile kosztuje dziecko – jego wychowanie, wyżywienie czy ubranie do osiągnięcia pełnoletności. Zaczęliśmy traktować dzieci jak inwestycję – mówi dr Sikora. – A skoro to inwestycja, oczekujemy zwrotów. I imamy się różnych narzędzi motywowania, czasem w postaci pochwał i zachęt, a czasem również takich jak ośmieszenie czy deprecjonowanie. Wszystko to ma służyć osiągnięciu celu ostatecznego: zdobyciu którejś z trzech wartości: money, image, fame (pieniądze, wizerunek, sława), a najlepiej wszystkich trzech w pakiecie.

Wielu rodziców niechętnie patrzy na sportowe potknięcia swoich synów i córek. „Bo jeśli tobie, synu, nie wychodzi albo wychodzi gorzej od innych, to ja przez twój pryzmat mogę być oceniony”. Od tego rozpoczyna się cała udręka w dążeniu dziecka do doskonałości. To oczywiście zjawisko znane od dekad istnienia sportu zawodowego.

Sala tortur

Przez lata na miano ojców sadystów pracowali najmocniej tatusiowie słynnych tenisistów i tenisistek. W swojej biografii Andre Agassi opowiadał, jak bardzo nienawidził tenisa, do którego przymuszał go ojciec. Mały Andre odbijał dziennie 2,5 tys. piłek wyrzucanych przez maszynę, która stała na zbudowanym przy domu korcie. Automat nazywał smokiem. „Moje dzieciństwo to więzienie, moja młodość to sala tortur” – pisał Agassi. Dwa lata temu tenisowym światkiem wstrząsnęły wyznania Szwajcarki Timei Bacsinszky, która w magazynie „L’illustré” zapewniała, że oddałaby wszystkie trofea za normalne dzieciństwo. „Chciałam uciec z domu. Cierpiałam z powodu dręczącego mnie ojca, który wszystko podporządkował tenisowi. Marzyłam, że jak dorosnę, rzucę to wszystko – mówiła. – Na korcie nie mogłam się odezwać. On wrzeszczał tak, że wszyscy na nas patrzyli. Tak się wstydziłam, że odpowiadałam mu po węgiersku”. Bo ojciec Timei Igor Bacsinszky, trener tenisa, był z pochodzenia Węgrem.

Agassi i Bacsinszky zrobili wielką karierę, ale trzeba pamiętać, że na jednego terroryzowanego za młodu mistrza przypada pewnie z tysiąc takich, którym w sporcie przy podobnym traktowaniu się nie powiodło. Twardoch podkreśla, że pewnie nie wychowa olimpijczyka, ale jego chłopak, gdy dorośnie, przynajmniej nie będzie musiał wydawać pieniędzy na terapeutów.

Problem tysięcy chłopców, którzy kopią piłkę w szkółkach i akademiach, polega na tym, że dziś w Polsce na wyobraźnię wielu rodziców działa sukces Roberta Lewandowskiego. Takiego wzoru do naśladowania nie mają ani szermierze, ani – nawet mimo osiągnięć Agnieszki Radwańskiej – tenisiści. Jarosław Kaszowski, były piłkarz Piasta Gliwice, obecnie prowadzący Akademię Piłkarską Team, przyznaje, że przykład Lewandowskiego, zachęcający do futbolu rzesze dzieci, może być także dla nich przekleństwem. Jeśli tylko ojcowie uwierzą, że mają w domu następcę gwiazdy Bayernu Monachium. Albo za wszelką cenę będą starali się wychować na taką gwiazdę swojego syna.

– W normalnych okolicznościach przykład Lewandowskiego jest marzeniem każdego trenera. Ale każdy z nas słyszy dziś: jakim prawem daje pan mojego syna do obrony? Przecież on jest napastnikiem, ma strzelać bramki – mówi Kaszowski. – Grałem w Piaście z Kamilem Glikiem, dziś jednym z liderów polskiej reprezentacji. Też miał trudne dzieciństwo, z innych powodów. Ale kłopoty nie każdego hartują. Nie zagwarantuję żadnemu rodzicowi, że ich dziecko wyrośnie na fantastycznego piłkarza. Jeśli jednak za młodu sprawimy, że przestanie się cieszyć sportem, zrobimy mu krzywdę nie tylko w życiu piłkarskim.

Trenerzy rozmawiają o tym z ojcami młodych piłkarzy, ale obie strony nie zawsze są w stanie się zrozumieć. Czasem, żeby zrozumieć, trzeba zobaczyć. Właśnie dlatego Kaszowski, który prowadzenie własnej akademii łączy z obowiązkami marketingowymi w Piaście, trzy miesiące temu wymyślił filmik instruktażowo-ostrzegawczy. W rolach głównych: ojciec z Klubu Szalonego Rodzica oraz syn. Tata zostaje wyproszony z treningu, ale i tak zza siatki głośno komentuje każde zagranie swojego Kuby: „Co ty robisz? Podaj! Kiwaj! Przytrzymaj! Myśl! Wejdź w to pole karne!”. Wideo kończy się wypowiedzią zupełnie skołowanego dzieciaka: „Tato, nie pomagasz. Nie patrz, jak gram”. Najbardziej wymowny komentarz pod filmikiem w internecie: „Jako ojciec dziewięciolatka, który trenuje w UKS, przyznaję, że faktycznie zachowywałem się jak ten facet. Akcja słuszna i osobiście dała mi do myślenia”.

– Takich głosów mieliśmy mnóstwo, również ze środowiska, które nie jest przygotowane na poskromienie Klubu Szalonego Rodzica – mówi Kaszowski. – Chorobliwa presja opiekunów dotyczy bowiem nie tylko dzieci, ale i trenerów czy sędziów, często również bardzo młodych ludzi bez doświadczenia w radzeniu sobie z tym zjawiskiem. Jesienią ubiegłego roku byłem ze swoim zespołem na turnieju. Podczas jednego meczu rodzice dziecka z przeciwnej drużyny od pierwszego gwizdka obrażali nas, moich piłkarzy i sędziego. Trener naszych rywali był tak zawstydzony, że po zawodach przyszedł do mnie z przeprosinami.

Młodym trenerom i sędziom ulżyć starają się same kluby i akademie. Rośnie liczba ośrodków, które w programie mają nie tylko treningi dla piłkarzy, ale i specjalne szkolenia dla rodziców.

– Spotykamy się co pięć miesięcy, ale oprócz tego staramy się również edukować ich na co dzień. Tłumaczymy, co można, a czego absolutnie nie wolno na meczach i podczas zajęć. Jak dopingować, jak pozytywnie mobilizować swojego syna – wyjaśnia Piotr Borkowski. – Złych zachowań jest tak wiele, że miną lata, nim wszystkie wyeliminujemy. Niektóre bywają wręcz absurdalne i zakrawają na „hodowanie” piłkarzy. Np. ojciec, który nagrywał mecze dziewięcioletniego syna, a potem siadał z nim w domu przed telewizorem i każdy występ dziecka szczegółowo analizował, wytykając jego błędy. Gdy nasze zasady nie są respektowane, mówimy rodzicom, że jeśli się nie uspokoją, ich dziecko nie będzie mogło uczęszczać do naszego klubu.

Dr Teresa Sikora ubolewa, że to coś, co kiedyś wydawało się normalne i oczywiste w konstrukcji społecznej świata, dziś bywa przedmiotem do zaliczenia na zaocznym kursie.

– Jest w tym jeszcze jeden paradoks: relacja rodzic–dziecko jest w dzisiejszym świecie wyjątkowa, to dla nas oaza bezpieczeństwa, umiłowania bezwarunkowego. Do innych ludzi nie mamy zaufania, uważamy na nich i zachowujemy dystans. W tej układance powstają kuriozalne formy opieki rodzicielskiej – wrzeszczymy z miłości, radości, przydeptujemy ze złości i rozczarowania – mówi psycholog. – Przy takiej niestabilności trudno nam odczytywać sygnały, które wysyła do nas dziecko czujące, że sport to nie hobby, tylko droga do celu po sławę i pieniądze dorosłych.

Bójka ojców w Dzień Ojca

Kilka miesięcy temu w szkółce MKS Piaseczno przeprowadzono ankietę wśród 10-latków. Pytano o to, co wywołuje u nich największy stres podczas zajęć i meczów. Większość wskazała presję rodziców. Rzecz jasna, Polska wcale nie jest pod tym względem samotną wyspą. W amerykańskiej koszykówce od kilku miesięcy jednym z tematów numer jeden jest błazenada, którą urządza LaVar Ball, ojciec Lonzo, jednego z najzdolniejszych zawodników, mających tego lata trafić do NBA. Ball senior ośmiesza siebie i swojego syna, twierdząc nie tylko, że Lonzo jest najlepszym zawodnikiem na świecie, ale i sam byłby w stanie „zabić Michaela Jordana w meczu jeden na jednego”. Część koszykarskich ekspertów, trenerów i menedżerów uważa, że kampania LaVara może popsuć zawodową karierę Lonzo już na samym starcie. Bo kluby w drafcie NBA będą się bały sięgnąć po utalentowanego zawodnika, wiedząc, że biorą go w pakiecie z nieprzewidywalnym ojczulkiem, nazywanym „Kardashianem akademickiego sportu”.

Z kolei wiosną tego roku wszystkie telewizje w Europie pokazywały bójkę, jaką rozemocjonowani tatusiowie młodych piłkarzy urządzili podczas meczu juniorów w hiszpańskiej Palma de Mallorca. Żeby podkreślić kuriozalność tego incydentu, warto dodać, że spotkanie zorganizowano w Dzień Ojca, przypadający w Hiszpanii na 19 marca.

– Rozmawiałem z kolegami we Włoszech i tam sytuacja jest identyczna – mówi Zbigniew Boniek, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej. – Rodzice nie umieją się zachować na meczach swoich pociech. Z tego, co zaobserwowałem, to brak kultury jest wprost proporcjonalny do braku umiejętności u dziecka takich rodziców. Im poziom rozgrywek dziecięcych jest wyższy i poważniejszy, tym mniej jest takich kłopotów.

Szef PZPN zapowiada, że związek zajmie się problemem Klubu Szalonych Rodziców. W ramach tego zajmowania warto przeczytać biografię Andre Agassiego. Przy swoim domu w Las Vegas nie wybudował kortu tenisowego dla dzieci.

Polityka 38.2017 (3128) z dnia 19.09.2017; Ludzie i Style; s. 83
Oryginalny tytuł tekstu: "Klub Szalonego Rodzica"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną