Za nami cztery odcinki polskiej wersji legendarnego programu ze Stanów Zjednoczonych. Z poziomem bywa różnie, bo naprawdę świetne skecze mieszają się z przeciętnymi bądź po prostu złymi – i będąc uczciwym, trzeba przyznać, że tego się raczej nie uniknie. Bo to przecież nie tak, że wszystko, czego dotkną się Amerykanie, to złoto, i u nich bywa żenująco nieśmiesznie.
W odcinku trzecim na ten przykład, z Jakubem Gierszałem w roli prowadzącego, dostaliśmy zarówno wybitną parodię teledysku Taco Hemingwaya i chyba najlepszy dotychczas skecz z pizzą i negocjatorem, jak i niewypał w postaci scenki z listem z pogróżkami do Mikołaja czy słabą konferencją Szydło i Morawieckiego.
W ogóle skecze wybitnie polityczne „SNL” wychodzą raczej słabo, często są zbyt oczywiste, idą po zbyt przewidywalne żarty – przykładem odezwa Putina do Polaków, która otwiera czwarty odcinek serii.
Odcinek, który generalnie rozpoczął się wybitnie źle, bo tak jak Robert Biedroń jako prowadzący z pewnością pomógł „SNL” promocyjnie, tak już na scenie wypadł bardzo, bardzo, bardzo słabo. Czy to wina Biedronia? Tylko po części – ot, ktoś chyba uznał, że skoro sympatyczny i w sumie obyty medialnie, to da sobie radę z monologiem i skeczami. Tymczasem dostaliśmy absolutną amatorszczyznę. Nie pomogło też to, że żarty były po prostu złe, więc prowadzący niespecjalnie miał z czym pracować (znowu – wybitnie polityczne).
„Saturday Night Live” potrzebuje dobrego prowadzącego
Z czasem okazało się jednak, że były to złe dobrego początki, ponieważ kolejne skecze zaskakiwały raczej na plus i z minuty na minutę zyskiwały na jakości, od spotkania Mikołaja z kolegami i koleżanką po fachu (pomysł był świetny, wykonanie nieco gorsze), przez stojący świetnymi parodiami spot #exdepl, kultową scenę z „To właśnie miłość” w wykonaniu Jarosława Kaczyńskiego i Danuty Holeckiej, do po raz kolejny solidnego Weekend Update, czyli chyba jedynego segmentu „SNL”, który od czterech odcinków zasługuje na pochwały (i prowadzący ewidentnie mniej stremowani, i gość świetny). Sam Biedroń był tu już raczej w cieniu, inaczej niż wcześniej Adamczyk, Piróg i Gierszał, na pierwszym planie pokazując się chyba tylko w scence o roninach.
I patrząc na wszystkie cztery odcinki, możemy mówić raczej o wzroście formy, przynajmniej stałej obsady. Wyróżniają się zwłaszcza Michał Zieliński, Sebastian Stankiewicz i Szymon Mysłakowski, coraz lepiej radzą sobie Michał Meyer, Mateusz Grydlik i Magda Smalara.
Może wreszcie Showmax do roli prowadzącego zatrudni dobrego aktora komediowego i doczekamy się monologu na otwarcie z prawdziwego zdarzenia?