Ludzie i style

Huragan Georgette

Georgette Mosbacher nową ambasador USA w Polsce

Georgette Mosbacher z ukochanym spanielem Guinevere. Piesek jest dla niej tak niezbędny, że zamierza go sklonować. Georgette Mosbacher z ukochanym spanielem Guinevere. Piesek jest dla niej tak niezbędny, że zamierza go sklonować. Lucian Perkins/For The Washington Post / Getty Images
Wśród amerykańskich dyplomatów świeżej daty nowa ambasador USA w Warszawie będzie postacią wyróżniającą się i kolorową. I bardzo wpływową.
Georgette Mosbacher z byłym burmistrzen Nowego Yorku — Rudolphem Giulianim, listopad 2008 r.ASSOCIATED PRESS/EAST NEWS Georgette Mosbacher z byłym burmistrzen Nowego Yorku — Rudolphem Giulianim, listopad 2008 r.

Na początku zeszłego roku 70-letnia multimilionerka, biznesmenka i celebrytka Georgette Mosbacher wystawiła na sprzedaż swój apartament przy Piątej Alei na Manhattanie i przeprowadziła się na Florydę. Planując jednocześnie kupno domu we Włoszech, na wyspie Capri. Jak powiedziała dziennikarce „New York Timesa”, od dłuższego czasu myślała o zamieszkaniu w Europie. Dla Amerykanów Europa oznacza na ogół zachodnią część kontynentu, więc nie wiemy, czy nominacja na ambasadora w Warszawie, potwierdzona niedawno przez Biały Dom, jest na pewno spełnieniem jej marzeń. Klimat w „Paryżu północy” mamy zimny i tylko jedną palmę, na rondzie de Gaulle’a.

Ambasadorowie USA dzielą się na dwie kategorie: zawodowych dyplomatów i tzw. nominatów politycznych. Z pierwszymi sprawa jest prosta – najwybitniejsi wyjeżdżają do najważniejszych lub najbardziej kłopotliwych dla Ameryki krajów, pomniejsi do mniej ważnych. Ci drudzy to prominentni politycy, byli gubernatorzy lub członkowie Kongresu, wysyłani do kluczowych państw, jak Chiny, Japonia czy Rosja. Albo osoby z pogranicza polityki i biznesu, nagradzane przez prezydentów placówkami za hojne donacje na kampanie wyborcze czy inne zasługi. Georgette Mosbacher należy do tej ostatniej grupy. Ale jest w niej postacią szczególną.

W swoim apartamencie z widokiem na Metropolitan Museum, kupionym od włoskiej hrabiny, umeblowanym antykami, rzeźbami w stylu starożytnego Rzymu, lustrami w pozłacanych ramach i ozdobionym zdjęciami właścicielki z możnymi tego świata, przez lata prowadziła salon, znany w zdominowanym przez demokratów Nowym Jorku jako intelektualny przyczółek republikanów.

Na organizowane kilka razy w roku przyjęcia przychodziło po 200 gości, a najbardziej pożądani, najsławniejsi, zasiadali przy okrągłym stole na 18 osób, by rozmawiać o problemach kraju i świata.

Polityka 8.2018 (3149) z dnia 20.02.2018; Ludzie i Style; s. 72
Oryginalny tytuł tekstu: "Huragan Georgette"
Reklama