Ludzie i style

Zima wasza

Polski bilans olimpijski

Mistrz Kamil Stoch na ramionach kolegów. Polska radość w Pjongczangu ograniczyła się do skoczków. Mistrz Kamil Stoch na ramionach kolegów. Polska radość w Pjongczangu ograniczyła się do skoczków. Dominic Ebenbichler/Reuters / Forum
Na dalekich i trudnych do śledzenia igrzyskach w Pjongczangu polskie klęski prowokują kolejną dyskusję o naszym sportowym chałupnictwie. Poza skokami narciarskimi, które są wyspą profesjonalizmu.
Mateusz Sochowicz, czyli nasz człowiek bez maski na saneczkowym torze.Grzegorz Momot/PAP Mateusz Sochowicz, czyli nasz człowiek bez maski na saneczkowym torze.

Złoto Kamila Stocha, dzięki któremu Polska wreszcie zaistniała w klasyfikacji medalowej, zostało przyjęte narodowym westchnieniem ulgi. Odliczanie dni bez medalu trwało przy alarmujących doniesieniach o niespotykanej wcześniej perspektywie przedłużenia igrzysk w związku z torpedującą zawody pogodą, jednak czarny scenariusz się nie sprawdził. Wiatr zelżał, kolejne konkurencje rozgrywano sprawnie. Ale bez znaczącego udziału 61 reprezentantów Polski wysłanych z olimpijską misją do Pjongczangu.

Swoje chwile narodowej dumy miały kraje, na które zwykliśmy patrzeć z góry – Słowacja i Białoruś, nie wspominając o Czechach, przeżywających radość za sprawą wychowanych własnym sumptem biathlonistów, specjalistki od ścigania się na snowboardzie, panczenistek, hokeistów ogrywających Kanadę oraz pewnej snowboardowej mistrzyni, która pozornym ograniczeniem swych zjazdowych umiejętności do jednej deski uśpiła konkurentki i pożyczywszy narty od usposobionej w olimpijskim duchu koleżanki z ekipy amerykańskiej, zjechała po złoto w supergigancie. Medale zdobywały też słoneczna Hiszpania oraz maleńki Liechtenstein, zaistniała wszechstronna sportowo Słowenia, a w podsumowaniu startów polskich zawodników pojawiała się ta sama śpiewka: niemoc, rozczarowanie, bezradność, przeciętny wynik na miarę skromnych możliwości. Na otarcie łez skoczkowie dołożyli brąz w drużynie.

I tak zrodzone na poprzednich igrzyskach zimowych poczucie, że w sportach zimowych wreszcie wstaliśmy z kolan, momentalnie się ulotniło. Zanim powszechnie odnotowano klasę mistrza Stocha, jego niebywałą odporność na presję, skromność, taktowność, zamiłowanie do literatury oraz podkreślanie przy każdej okazji wkładu małżonki w sukces, najgłośniej było o naszym saneczkarzu Mateuszu Sochowiczu. W ogólnym podnieceniu wywołanym olimpijskim startem Mateusz zapomniał włożyć maskę i popędził lodową rynną w dół dobrze ponad 100 km na godzinę z przymkniętymi oczami.

Polityka 8.2018 (3149) z dnia 20.02.2018; Na własne oczy; s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Zima wasza"
Reklama