Ludzie i style

Wyprawa słodko-gorzka

Narodowa wyprawa na K2 to były dobrze wydane pieniądze?

Jeśli himalaizm jest nam dziś do czegoś potrzebny, to do budujących opowieści o sile ludzkiej woli. Jeśli himalaizm jest nam dziś do czegoś potrzebny, to do budujących opowieści o sile ludzkiej woli. Forum
Cel został osiągnięty z punktu widzenia zapewnienia Polsce pozytywnego rozgłosu na świecie. Wielu okazji do tego nie mamy. Zwłaszcza ostatnio.

Do czego jest nam dziś potrzebny himalaizm? Przecież nie do pompowania narodowego ego i wyprowadzania z tych bardzo szczególnych przypadków odwagi, brawury, siły woli i pokonywania niemożliwych, wydawałoby się, do pokonania trudności jedynej w swoim rodzaju, ogólnej, polskiej wyjątkowości. Himalajskie metafory miały może sens w latach 70. i 80., gdy genezy twardości polskich lodowych wojowników doszukiwano się w trudnych doświadczeniach pokolenia ukształtowanego przez powojenną rzeczywistość i życie w szarzyźnie komunizmu. A ich idealistyczna pogoń za marzeniami stawała się niemal poetyckim wyrazem ogólnonarodowej tęsknoty za wolnością utraconą.

Narodowa wyprawa na K2

Jeśli ktoś wciąż ulega pokusie rozciągania polskiego zimowego himalaizmu – sprowadzonego właściwie do obsesji zdobycia o tej porze roku niedostępnego K2 – do patetycznej opowieści o tym, że jest to najlepszy sposób, by zareklamować przed światem nasz gen walki do upadłego wbrew przeciwnościom losu, to przede wszystkim sponsorzy tego marzenia, czyli państwowe władze, dotujące projekt z ministerialnych środków oraz pieniędzy spółek skarbu państwa. Na okoliczność ewentualnego sukcesu mają już zakodowane napuszone przemowy przesycone przekonaniem o naszej narodowej wyjątkowości, jakby konieczność udowodnienia wyższości wobec innych nacji była ich życiową ambicją.

Kultywowanie prywatnego hobby – w bardzo egoistycznym przecież celu wzbicia się na wyżyny osobistej sławy i chwały – za państwowe pieniądze ma jednak wielu przeciwników. W przypadku K2 wątpliwości i wymownego pukania się w czoło jest jeszcze więcej, bo żadna z dotychczasowych, nielicznych bardzo, wypraw nawet nie zbliżyła się do ataku szczytowego. Ta ostatnia, poturbowana na dodatek przez wypadki jej uczestników oraz tętniący medialnym życiem konflikt polskich uczestników z zaproszonym do pomocy Denisem Urubką, skazana – jak zwykle – na dość płonną nadzieję, że pogoda tym razem się ulituje i górską akcję można będzie kontynuować, wpisała się w historię niepowodzeń na K2. Co jednak, paradoksalnie, jest dla Polskiego Himalaizmu Zimowego dobrą informacją, bo skoro cel jest w dalszym ciągu niezdobyty, projekt wymaga kontynuacji. Już słychać głosy, że doświadczenia zdobyte tym razem na pewno zaowocują w przyszłości.

Do czego nam dziś potrzebny himalaizm?

Jeśli himalaizm jest nam dziś do czegoś potrzebny, to raczej do budujących opowieści o sile ludzkiej woli oraz o przyzwoitości, której często tak brakuje na nizinach. Historia zawodowej wspinaczki ma swoje niechlubne karty, gdy pęd do osobistego sukcesu przesłonił fundamentalną zasadę, że w górach najpierw liczy się człowiek. Ale więcej jest tych przypadków, gdy zdrowy rozsądek, odpowiedzialność i zwykła empatia wzięły górę. A marzenie, często będące na wyciągnięcie ręki, porzucano na rzecz pomocy dla potrzebujących.

Spontaniczna akcja ratowania z kłopotów, w jakie wpędziła się na nieodległej od K2 Nandze Parbat Francuzka Elisabeth Revol, zainicjowana przez członków wyprawy Krzysztofa Wielickiego, to kolejna z himalajskich legend mówiących o jasnej stronie ludzkiej natury. Ten wyścig z czasem budził globalne zainteresowanie, a szczęśliwy koniec sprawił, że za sprawą brawurowych himalaistów Polska miała w światowych mediach swoje pięć minut chwały (nie wdawano się w szczegóły, że drugi obok Adama Bieleckiego autor ratunkowej wspinaczki, Denis Urubko, jest Kazachem).

Patrząc więc z punktu widzenia dobrego polskiego piaru w świecie, publiczny sponsoring narodowej wyprawy na K2 to dobrze wydane pieniądze. A wielu okazji do tego nie mamy. Zwłaszcza ostatnio.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną