Ludzie i style

Rzadkość nieunikniona

Piłkarze też chorują na serce

Pogrzeb Davide’a Astoriego, kapitana Fiorentiny, zgromadził we Florencji tłumy fanów piłkarza. Pogrzeb Davide’a Astoriego, kapitana Fiorentiny, zgromadził we Florencji tłumy fanów piłkarza. Alessandro Bianchi/Reuters / Forum
Zawodowi sportowcy nie są ludźmi bez wad. W tym również – wad serca.
Piłkarze Fiorentiny w koszulkach z numerem 13, z którym grał Davide Astori.Alessandro Bianchi/Reuters/Forum Piłkarze Fiorentiny w koszulkach z numerem 13, z którym grał Davide Astori.

Był piłkarz, nie ma piłkarza. Davide Astori, kapitan Fiorentiny, na początku marca przyjechał z drużyną do Udine, gdzie zaplanowano mecz 27. kolejki Serie A. W sobotę wieczorem położył się spać w swoim hotelowym pokoju. W niedzielę rano koledzy zaniepokoili się jego nieobecnością na śniadaniu. Gdy weszli do pokoju, nie dawał oznak życia. Zmarł we śnie.

Śmierć Astoriego wywołała szok i niedowierzanie. Przecież piłkarze, szczególnie na futbolowym topie, gdzie orbituje również Fiorentina, to wyjątkowa kasta. Jeśli chodzi o popularność, sławę, zarobki, ale również – opiekę medyczną. Prześwietlani do spodu przed podpisaniem kontraktu, by nie było wątpliwości, że za ciężkie miliony euro kupuje się piłkarza, a nie pacjenta. Potem kolejne badania, rutynowe, jakie w każdym profesjonalnym klubie przechodzi się mniej więcej co pół roku. Na dodatek Włochy są na mapie sportowej medycyny wyjątkowym miejscem. – Tamtejsi profesorowie, Domenico Corrado i Antonio Pelliccia, to globalne autorytety w dziedzinie sportowej kardiologii – mówi profesor Artur Mamcarz, kardiolog, ekspert Komisji Medycznej Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

Tragiczny przypadek Astoriego jest tym bardziej zadziwiający, że krótko przed śmiercią przeszedł serię badań przy okazji przedłużania umowy z Fiorentiną. Nie dały powodów do obaw. – Nawet najlepsze narzędzia przesiewowe, którymi dysponuje współczesna medycyna, nie są w stanie zdiagnozować wszystkich ukrytych wad serca. To przypadki rzadkie, ale i nieuniknione. Będą się zdarzać – przyznaje prof. Mamcarz.

Śmierć na boisku

O piłkarzach umierających niespodziewanie, w sile wieku i w rozkwicie kariery, słyszy się za często. Astori umarł po cichu, ale niejeden dramat rozegrał się na treningach albo podczas meczu, przy dziesiątkach tysięcy świadków. W ostatnich latach takich przypadków było kilkanaście. Najgłośniejsze: Marc Vivien Foe, Antonio Puerta, Miklós Fehér.

Cudownie ocalony Fabrice Muamba przywrócony został do życia mimo długotrwałego zatrzymania akcji serca. To gracze dobrych klubów, w których raczej nie oszczędza się na kardiologicznej profilaktyce: Benfica Lizbona, Sevilla, Bolton, Manchester City. W autopsjach można potem wyczytać o ukrytych wadach serca: anomaliach naczyń wieńcowych z powodu niemożliwych do wykrycia arytmii, genetycznie uwarunkowanych nieprawidłowościach w przepływie jonów, zwiększających ryzyko śmiertelnie groźnej arytmii.

Czy skoro paradoks sportowego okazu zdrowia umierającego nagle wskutek powikłań kardiologicznych stosunkowo często dotyka piłkarzy, to znaczy, że akurat przedstawiciele tej sportowej specjalizacji są grupą wysokiego ryzyka? Maciej Tabiszewski, lekarz piłkarzy Legii Warszawa oraz wiceprzewodniczący zespołu medycznego Polskiego Związku Piłki Nożnej, uważa, że taki wniosek jest błędny. – To raczej prawo statystyki – piłka nożna jest najbardziej popularnym sportem na świecie – tylko w Polsce zarejestrowanych jest ponad pół miliona zawodników. Dlatego tych przypadków jest najwięcej. Futbol przyciąga globalną uwagę, więc tragedie są nagłaśniane – o wiele bardziej niż np. nagłe zgony w trakcie maratonów, które przecież też się zdarzają. Prof. Mamcarz dodaje: – Akurat w Polsce najgłośniejsze przypadki miały miejsce poza światem futbolu. Z powodu anomalii kardiologicznych zmarli koszykarka, młociarka i kolarz (Małgorzata Dydek, Kamila Skolimowska i Joachim Halupczok – red.).

Zdaniem doktora Tabiszewskiego piłka nożna jako taka nie jest specjalnie „winna” wyzwalania uśpionych wad. Natomiast generalnie każdy sport oparty na forsownym bieganiu i zmuszaniu organizmu do ekstremalnego wysiłku – już tak. Profesor Mamcarz: – Zawodowe uprawianie sportu może być więc wyzwalaczem pewnych niebezpiecznych procesów. Ale czy można powiedzieć, że sport jest też sprawcą? Zdarza się – np. zator występuje u sportowców pięciokrotnie częściej niż przeciętnie, w populacji. Choćby z powodu częstych i długotrwałych podróży, ponieważ unieruchomienie sprzyja zatorom. Poza tym sportowcy przyzwyczajają się do życia z bólem, towarzyszącym np. przeciążeniom. I mogą ignorować sygnały mające zupełnie inne podłoże.

Serce piłkarza

Ale sport, czy też konkretnie piłka nożna, będący sposobem na życie, może również uratować. U Mateusza Szwocha, obecnie pomocnika Arki Gdynia, kilka lat temu zdiagnozowano niebezpieczną arytmię. Akurat trafił wówczas do Legii, badania zaniepokoiły lekarzy, dalsza diagnoza wykazała ponad 20 tysięcy (sic!) zaburzeń pracy serca w ciągu doby. Co ciekawe, występowały one nie przy obciążeniach, które Szwoch znosił dobrze, ale w czasie spoczynku. A symptomów – kołatania, kłucia, duszności, omdleń – nie miał. Gdyby nie zawodowa konieczność poszerzonych badań, mógłby się o swojej chorobie nie dowiedzieć. Nie wspominając o tym, że statusowi piłkarza zawdzięczał drogę na skróty – najpierw do rezonansu serca, a potem do zabiegu ablacji.

Marek Saganowski, były piłkarz, który z powodu niepokojącej diagnozy kardiologicznej musiał zawiesić karierę na kilka miesięcy, mówi, że przypadki zgonów wśród kolegów po fachu, tak poruszające i wymykające się logice, są w środowisku żywym tematem, ale po tygodniu, dwóch przykrywa je proza piłkarskiego życia, czyli cel do zrealizowania na boisku. – Żaden zdrowy piłkarz nie bierze tego do siebie, nie myśli o sobie jako przypadku zagrożonym. Ja też, dopóki nie usłyszałem diagnozy, uważałem, że ten problem mnie nie dotyczy.

Doktor Tabiszewski mówi, że śmierć Astoriego zrobiła jednak duże wrażenie – zwłaszcza wśród tych zawodników, dla których po rutynowej kontroli kardiologicznej zapaliła się lampka ostrzegawcza i skierowano ich na dalsze badania. – Żadne obawy się nie potwierdziły, wszyscy są zdolni do gry. Ale klimat niepokoju spowodowany śmiercią Astoriego został zasiany. Bo to jeden z tych przypadków, które nie mieszczą się w głowie: podstawowy gracz, ba – kapitan, przyjechał na mecz, miał grać. A umarł.

Profilaktyka kardiologiczna dla piłkarzy jest, z grubsza rzecz biorąc, zestandaryzowana. Zgodnie z rekomendacjami FIFA i UEFA, bardzo poważnie traktujących eliminowanie ryzyka kardiologicznych niedopatrzeń, każdy piłkarz do 21. roku życia powinien poddać się spoczynkowemu, 12-odprowadzeniowemu EKG. W klubach obowiązuje rutyna: EKG, badanie krwi, ciśnienie, a jeśli wyniki są niepokojące – zleca się echo serca. Marek Saganowski, który reprezentował wiele klubów, w tym kilka zagranicznych, mówi, że jeśli ktoś nie ma wpisanych w medyczny rejestr kłopotów kardiologicznych, poprzestaje się na EKG. – Za to mięśnie, ścięgna, stawy prześwietla się dogłębnie. W końcu to nogi są narzędziem pracy – śmieje się Saganowski.

W Polsce oświadczenie o regularnych badaniach układu krążenia, autoryzowane przez klubowego lekarza, jest jednym z warunków uzyskania licencji na grę w lidze. Maciej Tabiszewski mówi, że w profesjonalnych klubach problem załatwiania badań po znajomości i na skróty raczej nie występuje. – Choć w klubach, gdzie się nie przelewa, 200–250 zł za echo serca razy 30 piłkarzy dwa razu w roku – to może być odczuwalny wydatek.

Do niedawna medycyna sportowa była u nas traktowana jako specjalizacja poboczna, stosowne 3-letnie kursy mógł zrobić każdy lekarz i następnie wystawiać orzeczenie o tzw. zdolności sportowej. Popyt na nie był, bo według ministerialnego rozporządzenia każdy zawodowy sportowiec musi taką zdolność aktualizować co pół roku. Obecnie są czynione starania, aby specjalizacji tej nadać większą rangę, tak jak jest to choćby we Włoszech, gdzie jest dla lekarzy opcją pierwszego wyboru. – Nie twierdzę, że pieczątki na oświadczeniach o zdolności sportowej podbija się u nas jak leci, ale znam przypadki, gdzie EKG było robione, ale już nie analizowane – dodaje doktor Tabiszewski.

Organizm zawodowego sportowca, regularnie poddawany obciążeniom, często ekstremalnym, funkcjonuje na innych prawach niż u przeciętnego człowieka. Dość powszechnym odstępstwem od normy jest tzw. serce sportowca, charakteryzujące się przerostem lewej komory. Dla lekarza nieoswojonego z trybem życia badanego takie wyniki mogą być sygnałem alarmowym. Tymczasem specjalista z zakresu medycyny sportowej wie, że to tylko przejaw adaptacji organizmu do zwiększonego wysiłku.

Doktor Tabiszewski pamięta przypadek Takesure Chinyamy, napastnika z Zimbabwe, którego transfer z Groclinu Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski do Legii Warszawa o mało nie upadł z powodu wątpliwości sztabu medycznego warszawskiego klubu co do stanu zdrowia zawodnika. Początkowo wyniki jego badań kardiologicznych uznano za sygnał poważniejszych problemów. Dopiero pogłębiona analiza, w tym świadomość fizjologicznej specyfiki czarnoskórych, wywabiły wszystkie wątpliwości. – O różnicach w poziomie poszczególnych markerów występujących między rasami niechętnie się mówi, bo temat jest delikatny. Ale medycyna nie może udawać, że rasa nie ma znaczenia dla możliwości organizmu. Weźmy np. poziom kinazy kreatynowej (enzym, który pod wpływem wysiłku wydostaje się z komórki mięśniowej do krwiobiegu – red.) – wartości typowe dla czarnoskórych, odniesione do przedstawicieli naszej rasy, mogą być sygnałem bardzo poważnych schorzeń – uzupełnia doktor Tabiszewski.

W pogoni za sensacją

Przy okazji tragedii kapitana Fiorentiny opinia publiczna jest karmiona informacyjną papką – ubolewa prof. Mamcarz. Udramatyzowany proces śmierci Astoriego przedstawiano następująco: jego serce zwalniało, zwalniało, aż stanęło. Prof. Mamcarz kwituje taki opis krótko: bzdura. – Przebiło się też, że bradykardia, czyli zwolniony rytm serca w spoczynku, to niekorzystne, śmiertelnie groźne zjawisko. Tymczasem w przypadku zawodowych sportowców jest wręcz przeciwnie, to pożądana adaptacja do obciążeń treningowych. Podaje się ją jako uzasadnienie wielu fizjologicznych fenomenów.

Z kolei Marek Saganowski czytał o sobie, że postanowił wrócić do piłki na własną odpowiedzialność, bo lekarze nie byli w stanie jasno wypowiedzieć się co do tego, czy zdiagnozowana w jego EKG anomalia jest groźna. – Nigdy by mi nie przyszło do głowy ryzykowanie swojego zdrowia, a może i życia, dla piłki. Jeśli wśród pierwszych czarnych scenariuszy rozważa się i taki o ewentualnym przeszczepie serca, to naprawdę jest się bardzo daleko od podejmowania decyzji na własną rękę.

I tak na prawdziwych ludzkich dramatach pasie się pogoń za sensacją – choroba naszych czasów, na którą lekarstwa jeszcze nie wymyślono.

Polityka 12.2018 (3153) z dnia 20.03.2018; Ludzie i Style; s. 72
Oryginalny tytuł tekstu: "Rzadkość nieunikniona"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną