Ludzie i style

Powołanie Tarasa Romanczuka do kadry symbolem polsko-ukraińskiego pojednania?

Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
Taras Romanczuk nie jest pierwszym „naturalizowanym” piłkarzem w historii polskiej kadry. Ale jego powołanie zbiega się ze wzmożoną falą emigracji zarobkowej do Polski.

O Tarasie Romanczuku można powiedzieć, że to self-made player. Urodzony w 70-tysięcznym Kowle piłkarz Jagiellonii Białystok przeszedł długą drogę, zanim trafił do polskiej kadry. Karierę zaczynał w Kowle Wołyń, ale chłopakowi, który nie przejdzie przez szkółki Szachtara Donieck czy Dynama Kijów, trudno się wybić.

Tym bardziej że Romanczuk nie zawsze wiązał przyszłość z grą w piłkę. Ukończył stosunki międzynarodowe i dyplomację na lokalnym uniwersytecie, a popołudnia poświęcał na treningi. Na jednym z turniejów wpadł w oko włodarzom Legionovii Legionowo, którzy ściągnęli go do Polski. Trochę ponad rok później trafił do Jagiellonii Białystok, z którą zajmuje trzecie miejsce w lidze.

Piłka w ręku oligarchów

Kiedy Romanczuk robił błyskotliwą karierę, granice Polski przekroczyły tysiące jego rodaków. Na zwiększającą się emigrację z terytorium Ukrainy wpływ mają wojna w Donbasie i związane z nią tąpnięcie gospodarcze. Sam Romanczuk dostał powołanie do wojska dwukrotnie, ale wybronił się, pokazując umowę z polskim klubem. Zresztą piłka nożna u naszych wschodnich sąsiadów wydaje się dobrym papierkiem lakmusowym dla sytuacji w całym kraju.

Początkowe problemy niepodległego ukraińskiego futbolu skończyły się, gdy zaczęli w niego inwestować najbogatsi ludzie w państwie. Właściciel Dynama Kijów Ihor Surkis, związany ze środowiskiem Leonida Kuczmy, oraz prezes Szachtara Donieck Rinat Achmetow, jedna z czołowych postaci Partii Regionów, stworzyli duopol, za pomocą którego oba kluby zdeklasowały rywali na 20 lat. Z czasem nieśmiało zaczęli dołączać inni, choćby oligarchowie z Dniepropietrowska czy Charkowa. Złotym interesem okazała się organizacja Euro 2012. Państwo godziło się na umowy, w ramach których prywatyzowało np. linie lotnicze w zamian za modernizację stadionu.

Wojna zamknęła ten okres wyraźną klamrą. Znajdujący się na terytorium Noworosji klub z Doniecka pozostał w lidze ukraińskiej. Mecze rozgrywa na wygnaniu, raz we Lwowie, raz w Zaporożu. Dobrych graczy trudno skusić grą w państwie, w którym wciąż nie zakończył się konflikt zbrojny. Liga zmniejszyła się z 16 do 12 drużyn. Ukraina dynamicznie się rozwarstwiła i zbiedniała.

Polski sen?

Wspieranie niepodległej i niezależnej od Rosji Ukrainy powinno być kluczowe dla polskiej racji stanu. Dopóki nie zakończy się wojna w Donbasie, nie ma możliwości, żeby Ukraina dołączyła do Unii Europejskiej, Rosjanie będą więc przedłużać konflikt tak długo, jak tylko jest to możliwe. Do tej pory dogadywanie się z Ukrainą wychodziło nam różnie. Z jednej strony polscy politycy okazywali solidarność w momentach szczególnego wzburzenia – podczas Pomarańczowej Rewolucji i Euromajdanu. Z drugiej – Ukrainy nie zaproszono na zeszłoroczny szczyt Trójmorza.

Inny rozdział stanowią osobiste relacje Ukraińców, którzy niedawno zamieszkali w Polsce. Wstrząsający obraz działających w Polsce „obozów pracy” pojawił się niedawno w tekście Rafała Wosia „Kolory wyzysku”. Schemat: pierwsze miejsce pracy prowadzi do popadnięcia w spiralę długów, a ta z kolei do systematycznego wyzysku.

Do kompletnego unormowania polsko-ukraińskich relacji jeszcze bardzo długa droga. Historia Tarasa Romanczuka, który mówi, że w Polsce czuje się znakomicie, śpiewa hymn i będzie reprezentować nasze barwy narodowe, może stać się symbolem pojednania. Tym bardziej że w Polsce wzbiera brunatna fala, której nie są obce hasła nawołujące do przemocy wobec „ukrytej opcji banderowskiej”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama