Ludzie i style

Krzywe koła

Skandal w Polskim Związku Kolarskim

Część artystyczna przed rozpoczęciem Tour de Pologne na torze kolarskim w Pruszkowie. Zaległości finansowe wobec wykonawców toru były główną przyczyną audytu kompromitującego Polski Związek Kolarski. Część artystyczna przed rozpoczęciem Tour de Pologne na torze kolarskim w Pruszkowie. Zaległości finansowe wobec wykonawców toru były główną przyczyną audytu kompromitującego Polski Związek Kolarski. Bartłomiej Zborowski / PAP
Kolarki molestowane przez Nadtrenera liczą na sprawiedliwość w sądzie. A większość środowiska najchętniej by o aferze zapomniała.
Większość ludzi ze środowiska najchętniej by o skandalu zapomniała.Tasnim News Agency/Wikipedia CC BY 4.0 Większość ludzi ze środowiska najchętniej by o skandalu zapomniała.

Artykuł w wersji audio

Nie chcą się ujawniać. Ani tym bardziej wypowiadać, nawet anonimowo. Proszą o nienagabywanie, uszanowanie prywatności. Na początku mówiło się o czterech, teraz wiadomo, że jest ich więcej. Czekają na wyniki śledztwa prowadzonego w Prokuraturze Regionalnej w Warszawie. Wynajęły adwokatów. Zeznawały już w charakterze świadków, otrzymały status pokrzywdzonych.

Śledztwo badające – według oficjalnego komunikatu – wątek przestępstw przeciwko „szeroko rozumianej wolności seksualnej i obyczajności” jest na początkowym etapie. Trwają przesłuchania. Toczy się na razie „w sprawie”, a nie „przeciwko”. Śledztwo jest szerokie, bo skandali w Polskim Związku Kolarskim kwalifikujących się do zbadania przez prokuraturę jest więcej: niegospodarność, działanie na szkodę kolarskiej federacji, podejrzenia malwersacji finansowych.

Ofiary Nadtrenera

Niektóre z ofiar zrezygnowały z kariery jeszcze przed wybuchem afery. Był nawet przypadek M., odejścia nagłego i niespodziewanego. Wtedy tłumaczono je wypaleniem i pewną bezradnością wobec naporu krajowej konkurencji. Teraz okazuje się, że powód mógł być inny, bo M. też przewija się jako ofiara Nadtrenera. Jeszcze inne wciąż są czynne sportowo, biorą udział w wyścigach, zamieszczają na portalach społecznościowych najnowsze relacje z zawodów. Nadtrener na razie wycofał się z życia sportowego, ale bardzo udziela się w mediach społecznościowych. Przede wszystkim kolportuje wyniki uzyskiwane przez Polaków na międzynarodowych zawodach, komentuje ich postawę. Zamieszcza po kilkanaście wpisów dziennie. W nielicznych oficjalnych wypowiedziach, nie ujawniając personaliów (chociaż w środowisku sportowym wszyscy wiedzą, o kogo chodzi; bezpośrednie aluzje co do tożsamości pojawiają się też w internetowych komentarzach), zapewnia o tym, że padł ofiarą spisku.

Sprawa molestowania kolarek przez Nadtrenera jest największym od lat skandalem obyczajowym w polskim sporcie. Lawinę uruchomił audyt zamówiony przez poprzedniego prezesa PZKol Dariusza Banaszka. Celem audytu było, jak się wydaje, ustalenie sytuacji finansowej Związku, stojącego na krawędzi bankructwa, głównie z powodu konieczności uregulowania ponad 10 mln zł zaległości na rzecz budowniczego krytego toru kolarskiego w Pruszkowie, czyli Mostostalu Puławy. A przy okazji – poszukanie winnych kłopotów federacji i wykorzystanie raportu na użytek wewnętrznej walki w środowisku.

Niespodziewanie audytorzy złamali zmowę milczenia w zupełnie innej sprawie. Gdy prezes Banaszek zorientował się, w którą stronę dryfuje zainteresowanie wynajętych fachowców z PricewaterhouseCoopers, że przybywa wstrząsających relacji, a zarzuty ważą coraz więcej, wystraszył się konsekwencji, w tym przede wszystkim exodusu sponsorów i obcięcia ministerialnej dotacji (do czego i tak w końcu doszło). Kazał więc audyt przerwać, zaś jego wyniki utajnić. Tylko że nie wszystkim członkom zarządu, którzy tę przykrą i bulwersującą prawdę poznali, taki obrót spraw się spodobał. Piotr Kosmala, ówczesny wiceprezes: – Już sam pomysł, by aferę posprzątać po cichu, był dla mnie nie do zaakceptowania. A gdy na dodatek usłyszałem, że osoba, której dziewczyny zarzucały wykorzystywanie seksualne, ma wrócić do PZKol na ważne stanowisko, coś we mnie pękło.

Kosmala udzielił więc 5 miesięcy temu wywiadu portalowi Sportowe Fakty. Ujawnił tam, że pewna osoba, bardzo wpływowa w środowisku – jak jasno wynikało z jego słów: trener – wykorzystywała seksualnie swoje podopieczne. Dojść miało również do podawania im koktajli z alkoholu i leków, po których traciły świadomość (po co – można się łatwo domyślić), a nawet usiłowania gwałtu oraz seksu z nieletnią zawodniczką. Potem swoimi przeżyciami podzieliła się jedna z wykorzystywanych kolarek. Opowiedziała Sportowym Faktom o zaproszeniach do pokoju Nadtrenera, gdzie czekały drinki. O jego natarczywości, przed którą nie miała siły się obronić. O pijanej koleżance przyniesionej przez niego do pokoju. O kopertach z pieniędzmi dla Nadtrenera, które on traktował jak należną mu działkę od kontraktów sponsorskich. I o poczuciu, że z tej matni nie można się wyrwać, bo Nadtrener szantażował ofiary odwoływaniem się do swoich rozlicznych znajomości, w tym również w Ministerstwie Sportu – znajomości zdolnych złamać kariery tym, które o swojej krzywdzie odważą się pisnąć.

Te obawy nie były bezpodstawne. Jeden z działaczy: – Jeśli w pewnym okresie pewien minister sportu budzi w sobie nagle pasję kolarza i zaczyna pokazywać się publicznie na drogich markowych rowerach, które, tak się składa, może po okazyjnej cenie załatwić ów trener, to wiadomo, że jego znajomości sięgają wysoko. I lepiej nie stawać mu na drodze, bo można dostać między oczy tak, że wyleci się z futryną.

Nietykalności Nadtrenera – błyszczącego na sportowych salonach, brylującego w telewizji w roli eksperta – miała dowodzić niespodziewana sekwencja zdarzeń: zwolniony nagle i niespodziewanie z funkcji trenera kadry, wrócił niebawem na jeszcze bardziej eksponowane stanowisko w Związku. Wacław Skarul, prezes PZKol w latach 2011–16: – Zawodniczki nie chciały z nim pracować, tak samo jak członkowie jego sztabu. Tylko jedna z kolarek zdecydowanie go broniła. Byliśmy niespełna rok przed igrzyskami w Londynie i uznałem, że dobro zawodników jest najważniejsze, a skoro chcą zmian, trzeba im wyjść naprzeciw. Dlaczego wrócił? Po prostu wygrał konkurs. Dziewczynom zagwarantowałem, że nie będzie miał wpływu na ich przygotowania do najważniejszych imprez.

Najlepiej zapomnieć

Większość ludzi ze środowiska najchętniej by o skandalu zapomniała. Przemawia za tym bulwersujący charakter sprawy, tropy wiodące wprost do prokuratury i zła sława ściągnięta przez seksaferę na polskie kolarstwo. Poręcznym narzędziem tej taktyki jest ignorowanie audytu. Taką postawę prezentuje choćby nowy prezes Janusz Pożak, działacz z Lubartowa, wybrany na stanowisko w lutym, po powszechnie oczekiwanej dymisji Dariusza Banaszka, skompromitowanego nieudolnymi próbami zamiecenia skandalu pod dywan. Prezes Pożak twierdzi, że dokumentu nigdy nie widział. – Ani ja, ani nikt inny z zarządu – precyzuje. – Zresztą prezes Banaszek też twierdzi, że go nie ma.

Wbrew nadziejom działaczy audyt – a wraz z nim zeznania pokrzywdzonych oraz świadków, spisane i utrwalone w formie plików dźwiękowych – nie rozpłynął się w powietrzu. Niedawno został włączony jako dowód w sprawie prowadzonej przez prokuraturę. Żeby do tego doszło, sąd musiał zwolnić autorów zamówionego przez eksprezesa Banaszka raportu z zachowania tajemnicy zawodowej. Sprawa, zwłaszcza z punktu widzenia pokrzywdzonych kobiet, wlokła się jednak niemiłosiernie. Zadawały sobie pytanie: czy szczerość, na jaką się zdobyły przed audytorami, to za mało, by pomóc ukarać człowieka, który je skrzywdził?

Wśród działaczy popularna jest teoria, że afera została rozdmuchana przez media. Że nawet jeśli zasady etyczne zostały naruszone, to teraz trzeba zewrzeć szyki i zająć się w pierwszej kolejności problemami finansowymi, w tym przede wszystkim uporać z komornikiem, który zajął na kontach PZKol około 200 tys. zł oraz zlicytował sprzęt, m.in. urządzenie do pomiaru czasu. Sebastian Rubin, wiceprzewodniczący Komisji Rewizyjnej PZKol: – Paradoksalnie mimo rozkwitu, jaki przeżywa polskie kolarstwo za sprawą Kwiatkowskiego, Majki, Marczyńskiego, Niewiadomej, Sajnoka i wielu innych, codzienne funkcjonowanie Związku jest zagrożone z powodu wielomilionowego długu wobec Mostostalu, dodatkowego zadłużenia dokonanego przez prezesa Banaszka oraz konieczności dokładania do utrzymania toru w Pruszkowie. To wszystko są realne problemy, ale nie powinny przesłonić ludzkich dramatów, o których wiemy.

Prezes Pożak pytany o to, czy PZKol zdobył się na zaoferowanie poszkodowanym pomocy – finansowej, psychologicznej, w odbudowaniu kariery – mówi, że priorytetem obecnych władz jest gaszenie ewentualnych problemów natury obyczajowej w zarodku. – Uczuliliśmy wszystkich, by zgłaszali takie przypadki. Psycholog dla poszkodowanych? Hm, psychologowie pracują w grupach zawodowych, w których trenują kolarki. Jeśli któraś ma ochotę, może się do niego zgłosić. Ale przecież nikogo nie można do tego zmusić, prawda? – kwituje prezes Pożak, podkreślając jednocześnie, że afera to „stare sprawy”, a obecnie nikt „takich rzeczy” nie zgłasza.

Patologiczne romanse

Jeśli chodzi o relacje Nadtrenera z zawodniczkami, plotek nie brakowało. Również o długoletnim związku z jedną z kolarek. Dopóki jednak były wyniki, determinujące przecież również ministerialne dotacje dla PZKol, to naruszenie zasad nikomu nie przeszkadzało. – Nikt nie przypuszczał, że te romanse mają tak patologiczne oblicze – mówi jeden z działaczy.

Źródłem obojętności niemałej części środowiska może być fakt, że w profesjonalnym sporcie układy damsko-męskie często przenoszą się ze sfery zawodowej na prywatną. W końcu nie ma zwyczaju przeprowadzania dochodzeń, czy plotki o okazjonalnym seksie są prawdziwe. I czy to tylko sposób na rozładowanie permanentnie towarzyszącej sportowcom hormonalnej burzy, czy też może początek prawdziwej love story, która też się przecież może w sporcie zdarzyć.

Jeden z wysoko postawionych kolarskich działaczy uważa, że sprawa, choć bulwersująca, nie jest taka prosta w ocenie. – Wielu ludzi ze środowiska uważa, że dziewczyny same właziły podejrzanemu do łóżka, wiedząc, że w ten sposób pomogą swojej karierze. Że to był rodzaj transakcji: ciało za przywileje sportowe, a wszystko działo się za porozumieniem dorosłych ludzi. Bo jeśli szły do jego pokoju, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jaki jest układ i co je tam czeka? Gdzie tu przymus? Napastowanie? Ale ci, którzy tak mówią, najwyraźniej nie rozumieją, że to po prostu wykorzystywanie podległości służbowej. I zapominają, jaki jest kaliber stawianych mu zarzutów.

Prokuratura jak na razie skąpi szczegółów. Ale osoba wtajemniczona w prace śledczych mówi, że wątek seksafery jest traktowany bardzo poważnie. Przesłuchano już ponad 20 świadków, prokuratorzy starają się wzbudzić poczucie, że nie bagatelizują sprawy. Bo są przekonani, że jeszcze nie wszystkie ofiary Nadtrenera mają odwagę zeznawać.

Polityka 14.2018 (3155) z dnia 03.04.2018; Ludzie i Style; s. 66
Oryginalny tytuł tekstu: "Krzywe koła"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną