Michał Haratyk, Wojciech Nowicki, Paulina Guba, Adam Kszczot, Justyna Święty-Ersetic, kobieca sztafeta 4x400 i w ostatnim dniu zawodów, jakżeby inaczej, Anita Włodarczyk. To mistrzowskie grono naszych lekkoatletów.
Pasjonujące mistrzostwa w lekkoatletyce
To były pasjonujące mistrzostwa do ostatniej konkurencji. Kto pamięta tak rewelacyjny konkurs skoku o tyczce? Ofiarami szwedzkiego nastolatka Armanda Duplantisa i Rosjanina Timura Morgunowa zostali Polacy – Piotr Lisek i Paweł Wojciechowki. 5,90 m tego pierwszego wystarczyło tylko do czwartego miejsca. W sztafecie 4x100 m Dina Asher-Smith na ostatniej zmianie połykała rywalki niczym Ewa Kłobukowska w dawnych latach. Wcześniej najmłodszy z trzech braci Ingrebrigstenów, Jacob, dzień po dniu nie miał sobie równych w biegach na 1500 i 5000 m. Norweski chłopak ma niespełna 18 lat. To wielka gwiazda mistrzostw. Oby tylko nie dopadła go popularna w jego kraju astma.
Polscy bohaterowie
Na szczęście my też mamy swoich bohaterów. I to zarówno pierwszego, jak i drugiego planu. Czwarte, piąte, szóste i siódme miejsca to była norma w reprezentacji. Na przykład młoda kulomiotka Klaudia Kardasz, której niewiele zabrakło, aby stanąć na podium obok Pauliny Guby. Albo Anna Sabat w biegu na 800 m. Te dalsze, choć bliskie czołówki miejsca cieszą mnie bardzo, bo widać wyraźnie, że czołówka z międzynarodowymi aspiracjami znacznie się powiększyła.
Sprawdził się plan Tomasza Majewskiego
Powątpiewałem trochę w możliwości naszej kadry, nie bardzo mi się podobało wysyłanie 86-osobowego tłumu zawodniczek i zawodników do Berlina. Ale była w tym metoda. Tomasz Majewski, nasz były mistrz, a dziś wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, miał niezłe rozeznanie, spodziewając się dobrych wieści ze Stadionu Olimpijskiego w Berlinie.
W przyszłym roku mistrzostwa świata, a za dwa lata igrzyska w Tokio. Wynik mistrzostw Europy daje zawodnikom i działaczom spokój na co najmniej rok. Oby tylko reprezentacji nie rozsadziły widoczne tu i ówdzie konflikty.