Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Klub Ognistego Lisa

Mozilla otwarta dla wszystkich

Zdaniem Baker przeglądarki są najważniejszymi narzędziami internetu Zdaniem Baker przeglądarki są najważniejszymi narzędziami internetu Forum
Rozmowa z Mitchell Baker, szefową Mozilli

Mitchell Baker (ur. 1957 r.), szefowa Fundacji Mozilla, wcześniej kierowała Mozilla Corporation – przedsiębiorstwem zależnym od Fundacji i odpowiedzialnym za rozwój oprogramowania internetowego opartego na zasadzie open source (otwartego dostępu do kodu programistycznego). Baker z wykształcenia jest prawniczką, studiowała także problematykę Dalekiego Wschodu (zna chiński). W 2005 r. magazyn „Time” zaliczył ją do 100 najbardziej wpływowych osób na świecie.

Edwin Bendyk: – Czym jest Mozilla?

Mitchell Baker: – Zrzeszeniem ludzi działających na rzecz dobra publicznego, jakim jest lepszy Internet. Lepszy, czyli taki, który służy wszystkim jako narzędzie ułatwiające samookreślenie się i współpracę. Są nas tysiące, lecz tylko niewielka grupa 250 osób na całym świecie ma stałe zatrudnienie. Wspomniane idee zamieniamy w czyn, dostarczając ludziom konkretne narzędzia, najbardziej znanym jest przeglądarka internetowa Firefox.

Czy to znaczy, że korporacje takie jak Google lub Microsoft, oferujące podobne do Mozilli rozwiązania, nie służą dobru publicznemu?

My tworzymy oprogramowanie, a naszym sztandarowym produktem jest Firefox. Przeglądarka, choć być może na co dzień się nad tym nie zastanawiamy, jest najważniejszym narzędziem dla każdego użytkownika Internetu. Praktycznie każdy bit informacji, każda wiadomość dociera do niego za jej pośrednictwem. W rezultacie przeglądarka stała się narzędziem kontroli sieci to ona decyduje, co i w jaki sposób staje się dla internautów dostępne.

Przypomnijmy sobie sytuację, gdy na skutek inicjatywy Netscape’a w 1998 r. powstawał nasz ruch. Nie istniał wówczas żaden wybór, na rynku dostępna była jedna przeglądarka Internet Explorer. Ponieważ brakowało konkurencji, produkt ten miał fatalną jakość i był po prostu niebezpieczny, o czym ostatnio mogli sobie przypomnieć użytkownicy IE w wersji 6 podczas fali ataków hakerskich, wykorzystujących słabe punkty tej przeglądarki. Wielu z nas, inicjatorów Mozilli, miało doświadczenie biznesowe. Wiedzieliśmy więc, że logika działania firm komercyjnych nie polega w istocie na tworzeniu rozwiązań, które mają zaspokoić ludzkie potrzeby, tylko takich, które przynoszą największy zysk.

Stwierdziliśmy, że dobrze będzie, jeśli internauci zyskają możliwość wyboru i nie będą skazani na jeden produkt. Zdecydowaliśmy, że narzędzie tak fundamentalne jak przeglądarka powinno być dobrem publicznym.

Co to znaczy?

Że wszyscy, z konkurencją włącznie, mogą w otwarty sposób korzystać ze stworzonych przez Mozillę programów.

Czy ten zamiar się powiódł?

Nadzwyczaj dobrze. Jako niekomercyjna organizacja działająca publicznie udostępniliśmy wszystkim produkt, który wykreował rynek na przeglądarki. To najważniejszy efekt konkurencja w tej dziedzinie cały czas się nasila, a nas cieszy, że Firefox zdobywa coraz lepszą pozycję. Jego udział w światowym rynku przeglądarek wynosi już ok. 30 proc, a w Polsce ponad 50 proc. To potwierdza nie tylko jakość naszego produktu, lecz również pomaga upowszechniać naszą ideę.

W jaki sposób zorganizowana jest praca Mozilli? 250 osób na etatach to zbyt mało, by wyprodukować i upowszechnić tak złożony produkt jak Firefox.

Nie mamy sztywnej struktury, jesteśmy dość luźnym zrzeszeniem dziesiątków tysięcy ludzi działających na całym świecie, w większości społecznie. Silna społeczność Mozilli istnieje w Polsce, i to już od 1999 r., a więc niemal od początku. W pracy posługujemy się w dużej mierze metodami wypracowanymi przez ruch wolnego oprogramowania jego uczestnicy od lat tworzą społecznie doskonałe oprogramowanie. Większość internautów nie zdaje sobie nawet sprawy, że Internet praktycznie w całości pracuje na oprogramowaniu stworzonym społecznie.

Współpracujecie z jakimiś firmami?

Tak, to cecha wyróżniająca Mozillę. Od samego początku zależało nam, by połączyć ducha wolnego oprogramowania i pracy społecznej z zaangażowaniem w nasze projekty firm komercyjnych. Niektóre ze współpracujących z nami przedsiębiorstw zatrudniają programistów rozwijających Firefoksa, inne utrzymują testerów sprawdzających jego jakość. Jeszcze inne zajmują się opracowywaniem dodatkowego oprogramowania, rozszerzającego możliwości naszej przeglądarki. Jak widać, jesteśmy organizacją hybrydową mimo że polegamy głównie na zaangażowaniu społecznym, korzystamy także z zatrudnionych profesjonalistów.

Często podkreśla pani, że podstawą Internetu powinna być zasada otwartości i współpracy. Ostatnio coraz częściej podzielają takie myślenie przedstawiciele instytucji kojarzonych bardziej z kontrolą. W USA i Wielkiej Brytanii administracja państwowa otwiera zasoby danych, zachęcając obywateli do tworzenia nowych serwisów i usług wykorzystujących te źródła. Czy sympatia dla otwartości to trwała tendencja, czy tylko chwilowa moda?

Nie sądzę, by to była jedynie moda. Coraz bardziej przekonujemy się, że otwarta współpraca może być źródłem olbrzymiej wartości o wymiarze społecznym i ekonomicznym. Z drugiej jednak strony obserwujemy także silną tendencję, by zaostrzać egzekwowanie praw własności intelektualnej. W efekcie mamy do czynienia z równoległymi procesami. Trudno w tej chwili przesądzić, czy ustali się tu jakaś równowaga.

No właśnie, władze wielu krajów podejmują próby zaostrzenia kontroli Internetu, m.in. ze względu na nagminne łamanie przepisów prawa autorskiego. Poważne restrykcje wprowadziła Francja i Korea Południowa, podobne pomysły rozważa Unia Europejska. Jak ocenia pani sensowność takich działań?

Internet to ciągle nowa rzeczywistość, więc by lepiej ją zrozumieć, warto posłużyć się analogiami ze świata fizycznego. Wyobraźmy sobie prawo, które nakładałoby na budowniczych i administratorów dróg publicznych odpowiedzialność za przestrzeganie przepisów prawa przez kierowców. Prawo, które dodatkowo nakładałoby obowiązek dokładnej identyfikacji kierowcy przed wjazdem na drogę. Być może organom ścigania łatwiej łapałoby się przestępców, lecz kosztem olbrzymich nakładów i całkowitej dezorganizacji życia społecznego. Ta analogia doskonale opisuje obecne próby porządkowania sieci.

Być może jednak jako społeczeństwa uznajemy, że ochrona własności intelektualnej wymaga szczególnych regulacji, wykraczających poza rozwiązania, jakie stosujemy, regulując na przykład korzystanie z dróg. My w Mozilli mamy odmienne podejście. Jak wspominałam, cała nasza produkcja jest dobrem publicznym, chronimy jedynie nasz znak towarowy głównie dlatego, żeby nikt nie mógł się pod niego podszywać i żądać pieniędzy za korzystanie z Firefoksa.

Google ogłosił swoją decyzję o wycofaniu się z Chin, uzmysławiając inny aspekt kontroli Internetu – cenzurę.

To szeroki problem dotyczący nie tylko Chin formy cenzury bezpośredniej lub ukrytej stosuje większość państw na świecie, w tym wiele liberalnych demokracji. Pytanie, gdzie przebiega granica między uzasadnioną kontrolą a łamaniem wolności? Przyznam, że nie wiem.

Skoro jednak wspomnieliśmy Chiny, to jaki będzie wpływ tego kraju na Internet? Chińczycy, z ponad 400 mln użytkowników, są już teraz największą społecznością w sieci. Czy dadzą się przekonać do takich rozwiązań, jakie proponuje Mozilla, czy też zaczną narzucać reszcie świata swoje?

Chiny rzeczywiście tworzą tak wielki rynek, że mogą sobie pozwolić na niezależny rozwój własnych rozwiązań. Z czasem na pewno zaczną one wywierać wpływ na Internet poza Chinami, choć jestem przekonana, że będzie się to działo wolniej, niż mogłoby wynikać z wielkości chińskiego potencjału. Główną przeszkodą w ekspansji będzie wyraźna lokalna specyfika dobrą analogią jest rozwój Internetu w Korei Południowej. Mimo że nie podlega takiej kontroli jak sieć w Chinach, integruje się z resztą świata bardzo słabo.

Coraz częściej zwraca się uwagę na bezpieczeństwo w Internecie. Ataki hakerskie z początku tego roku uświadomiły, że nawet największe firmy informatyczne nie są bezpieczne. Czy nie obawia się pani, że ucierpią na tym także projekty takie jak wasz?

W sytuacjach zagrożenia zawsze pojawia się pokusa, by rozwiązać problem przez centralizację kontroli i zmniejszenie otwartości, bo może być ona wykorzystana podczas ataków. W rzeczywistości jest jednak odwrotnie dotychczasowe doświadczenie pokazało, że to właśnie rozwiązania oparte na otwartej współpracy są bezpieczniejsze. Po prostu niczego nie można ukryć każda luka grożąca bezpieczeństwu zostaje ujawniona. Nikt nie ma też interesu, by ukrywać zagrożenia.

Zgadzam się jednak, że kwestie bezpieczeństwa będą nabierać znaczenia. Z jednej strony trzeba zwiększać bezpieczeństwo infrastruktury sieci, ale najważniejsze są jednak postawy samych internautów. Znowu posłużę się analogią ze świata fizycznego. Jako użytkownicy ulic wiemy, jak się chronić przed zagrożeniami czego nie robić, by nie kusić losu. W Internecie musimy nauczyć się tego samego pomagać samym sobie w zapewnieniu bezpieczeństwa.

Staramy się uczestniczyć w tym procesie użytkownicy Firefoksa dostają od nas automatycznie informacje o pojawiających się nowych wersjach naszych produktów lub o aktualizacjach dodatków oferowanych przez współpracujące z nami firmy. Zachęcamy do ich instalacji, bo to właśnie w niezaktualizowanym oprogramowaniu najczęściej tkwią niebezpieczne luki. W większości przypadków głównym źródłem zagrożenia jesteśmy my sami i nasza niedbałość.

Wybiegnijmy nieco w przyszłość. Co będzie kolejnym przełomem w świecie Internetu?

Dane. Internet produkuje olbrzymie ilości danych, a ten zasób szybko rośnie z każdym nowym użytkownikiem i każdym włączonym do sieci urządzeniem. Dla wielu osób to przekleństwo, ale dla większości to wielka kopalnia użytecznej wiedzy, która zmieni sposób, w jaki projektujemy miasta, sprawujemy kontrolę nad własnym życiem, dbamy o zdrowie.

Polityka 15.2010 (2751) z dnia 10.04.2010; Nauka; s. 74
Oryginalny tytuł tekstu: "Klub Ognistego Lisa"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi - nowy Pomocnik Historyczny POLITYKI

24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny POLITYKI „Dzieje polskiej wsi”.

(red.)
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną