Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Dozgonna miłość

O kanibalizmie seksualnym

Kanibalizm seksualny jest korzystny dla samic owadów - na przykład modliszek - niestety dla samców oznacza często straszny koniec. Kanibalizm seksualny jest korzystny dla samic owadów - na przykład modliszek - niestety dla samców oznacza często straszny koniec. Shiva shankar / Wikipedia
Samice modliszek oraz niektórych pająków pożerają żywcem swoich partnerów podczas zalotów lub kopulacji. Tak dramatyczna śmierć przynosi sporo korzyści: czasem zjadającej, czasem zjadanemu.

Skończą tak samo, ale jakże różnie podchodzą do swego przeznaczenia! Samiec modliszki chińskiej (Tenodera aridifolia sinensis) wygląda, jakby się bał. Jeśli ma wybór, zwiewa od wygłodzonej samicy i zaleca się do najedzonej. Jeśli wyboru nie ma, podrywa również i głodną, tyle że zbliża się do niej dużo wolniej i ostrożniej. Na jej grzbiet skacze też z większej odległości, a potem dużo dłużej kopuluje – średnio 86 minut, podczas gdy z najedzoną ledwie 28. Tak długi akt to efekt strachu. Bo właśnie w momencie oderwania się od pleców samicy najłatwiej wpaść w jej łapy.

Przeciwnie zachowują się samce australijskiego pająka Latrodectus hasselti. Wyglądają, jakby w ogóle nie bały się kopulacji, choć ich wybranka, w kolorze głębokiej czerni przeciętej czerwoną linią, jest ze trzy razy od nich większa. Jej rozmiary dochodzą bowiem do 1 cm, a samca – ledwie 3–4 mm. Samica jest przy tym jednym z bardziej jadowitych zwierząt świata, nie tak słynnym jak jej bliska krewna czarna wdowa (Latrodectus martans), ale równie niebezpiecznym. Samiec, gdy tylko spędzi przepisowe sto minut na zalotach, podbiega do samicy, wtyka swój organ kopulacyjny w jej narządy płciowe i – uwaga! – robi salto, dzięki któremu umieszcza swoje ciało tuż nad kłami partnerki. Dla niej to wielka gratka – natychmiast przekłuwa samca, wpuszcza w niego jad i zaczyna wysysać soki. To nie od razu go zabija – nadal ma czas, by pompować nasienie do jej narządów. A gdy już jest częściowo nadgryziony, ostatkiem sił odrywa się od samicy, wraca na sieć, ponownie zaleca się i tym razem pozwala jej na definitywne morderstwo.

Pożywny kochanek

Kanibalizm seksualny wydaje się niezrozumiały. Przyjęło się bowiem zasady ewolucji drogą doboru naturalnego streszczać wyrażeniem: przeżycie najlepiej dostosowanych. Termin ten ukuł XIX-wieczny angielski filozof Herbert Spencer, zachwycony dziełem Darwina „O powstawaniu gatunków”. Dziś przeważa pogląd, że ten termin nie tylko nie pomógł, ale wręcz zaszkodził właściwemu rozumieniu teorii ewolucji. A doskonałym przykładem jest właśnie kanibalizm seksualny. Bo różne rzeczy mogą w tej sytuacji przytrafić się samcowi, ale żadnej nie da się określić słowem przeżycie. Mimo to kolejne pokolenia samców są zjadane podczas aktu miłosnego. I ewolucja nie ma nic przeciwko temu.

Badania z ostatnich lat przynoszą coraz więcej dowodów, że kanibalizm seksualny daje naprawdę wymierne korzyści. W 2008 r. w czasopiśmie internetowym „PLoS One” zespół hiszpańskich badaczy ogłosił wyniki badań nad tarantulą włoską (Lycosa tarantula). Odkryli oni, że w naturze co trzecia samica atakowała i pożerała samca, który zbliżał się do niej i zalecał. Dla męskiej płci było to tragiczne – jej przedstawiciele ginęli często, jeszcze zanim zdążyli zapłodnić wybrankę. Samice zaś odnosiły same pożytki. Te, które pożarły samca, składały jaja wcześniej i więcej – nawet o 30 proc. Młode, które się potem z nich wykluwały, były w lepszej kondycji i szybciej się rozwijały. Nawet pajęczyna kanibalistycznych samic była lepsza, dzięki czemu częściej potrafiły zasnuć przędzą wejście do swojej norki. Samce tarantuli – jak dowodzą Hiszpanie – to bowiem wyjątkowo pożywny i zdrowy posiłek. Nie dość, że są duże, to w dodatku zawierają sporo tak potrzebnego samicom azotu. Mało naturalnych ofiar tarantul może się poszczycić aż taką ilością tego pierwiastka.

Oczywiście, gdyby samice zjadały każdego zbliżającego się samca, to w końcu nie miałby kto ich zapładniać. Dlatego na atak najczęściej decydują się już zapłodnione tarantule, a najrzadziej – dziewicze. Ponadto traktują partnerów jak ofiary głównie wówczas, gdy jest ich pod dostatkiem – w sytuacji niedoboru samców męskie szanse na przeżycie stosunku płciowego wyraźnie rosną. Panowie też starają się zmniejszyć ryzyko takiej śmierci. Zbliżają się do samic wtedy, gdy one najmniej chętnie polują. Ponadto nie wybierają partnerek na chybił trafił, lecz oceniają ryzyko zbliżenia. Jeśli jest zbyt duże, unikają kontaktu.

Podobnie kalkulują również samce modliszek chińskich. – Są prawdopodobnie cennym źródłem pożywienia dla samic – mówi prof. William Brown ze State University of New York. – To jedna z ich największych rozmiarami potencjalnych ofiar. A kiedy samice jedzą większe ofiary, składają więcej jaj. Jedno z badań terenowych wykazało, że samce stanowią do 63 proc. diety dorosłych samic modliszek chińskich! Samce modliszek, tak samo jak tarantul, wcale jednak nie chcą skończyć w żołądku partnerki. Tak naprawdę chciałyby uciec po kopulacji i zapłodnić jeszcze jakąś panienkę. Albo i kilka. – Samce muszą wybrać między dwoma przeciwstawnymi, ale fundamentalnymi popędami biologicznymi: popędem do reprodukcji i popędem przetrwania – tłumaczy prof. Brown. Zwykle jednak wygrywa reprodukcja.

Pożryj mnie!

Badania modliszek i tarantul pokazały więc konkretną korzyść z kanibalizmu seksualnego: zdrowy posiłek dla samic, dzięki któremu mogą dochować się większej liczby silniejszego potomstwa. Kolejne prace dowiodły jednak, że u innych gatunków korzyści z jedzenia samców są dla samic naprawdę znikome.

Weźmy choćby ok. 2-centymetrowego pająka Hogna helluo, pospolitego na terenach rolniczych środkowego zachodu USA. Ten drapieżnik nie buduje sieci, lecz czyha w ukryciu na ofiary. Średnio co trzeci stosunek seksualny kończy się pożarciem przez samicę. Tymczasem – jak zaobserwowały Shawn Wilder i Ann L. Rypstra z Miami University – lekko przegłodzone pajęczyce niechętnie atakowały samców. Gdy po chwili podawano im świerszcza, rzucały się na niego z wielkim apetytem. Uczone piszą, że nie da się wykluczyć, iż samice obawiały się zarazków. Przede wszystkim jednak analiza składu samców Hogna helluo dowiodła ich wyjątkowo małej pożywności. Zawierają one aż cztery razy mniej tłuszczu niż świerszcze! Tymczasem to te związki są samicom niezbędne do produkcji jaj. Nic dziwnego, że konsumują one średnio ledwie połowę ciała swych partnerów i aż trzy czwarte świerszczy. Po co w takim razie w ogóle polują na samce swego gatunku? – Ubogi posiłek jest lepszy niż nic – wyjaśnia Shawn Wilder. – Innymi słowy: większość pająków w naturze często głoduje. Zjedzenie mniej pożądanej zdobyczy jest niewątpliwie korzystniejsze niż głodowanie.

Ale i u tego gatunku samce starają się uniknąć zjedzenia i uciekają zaraz po kopulacji. W wielu wypadkach im się to jednak nie udaje. Tymczasem wspomniany już pająk Latrodectus hasselti, kuzyn czarnej wdowy, zachowuje się tak, jakby sam się pchał w paszczę partnerki. Problem w tym, że – podobnie do Hogna helluo – nie jest zbyt pożywny. – Masa samca to ledwie 1–2 proc. samicy. Dlatego mało prawdopodobne jest, by zjedzenie go przyczyniało się do zwiększenia jej płodności. Poprzednie badania wykazały, że samice nie składają więcej jaj, gdy zjedzą swojego partnera – wyjaśnia Jeff Stoltz z University of Toronto Scarborough. To zaś jeszcze bardziej skłania do zdumiewającej tezy, że u pająków Latrodectus hasselti to nie samica pragnie zjeść partnera, lecz samiec wystawić się na pożarcie. Dlaczego? – U tego gatunku notuje się wyjątkowo dużą śmiertelność podczas poszukiwań partnera seksualnego. Dochodzi ona do ponad 80 proc. – tłumaczy Jeff Stoltz. – Każde spotkanie z samicą staje się więc wyjątkowo cenne.

Samiec stara się wtedy wykorzystać je do wpompowania jak największej ilości spermy. To zapewni mu większą szansę na przekazanie potomstwu swoich genów. Najlepszym zaś sposobem na sukces jest przedłużenie stosunku poprzez… zajęcie partnerki konsumpcją kochanka. W jednej z badanych grup samce, które nie zostały pożarte w czasie zbliżenia, kopulowały średnio 11 minut. Te zaś, które pozwoliły się zjadać, przedłużały seks do 25 minut! Efekty też udało się dokładnie policzyć. Naukowcy sprawdzili bowiem, ile spośród 256 złożonych jaj zostało zapłodnionych przez konkurenta. Otóż jeśli kochanek zdołał ocalić swe życie, zostawał ojcem średnio 115 jaj. Jeśli pozwolił się zjeść zapładniał aż 235!

Napompować i zatkać

Mistrzem wykorzystywania kanibalizmu do własnych korzyści pozostaje samiec pająka tygrzyka paskowanego (Agriope bruennichi), coraz pospolitszego również w Polsce. Przekazuje on spermę samicy za pomocą pary odnóży gębowych, zwanych nogogłaszczkami. Na każdym z nich znajduje się przydatek kopulacyjny. Dzięki niemu tygrzyk nie tylko pompuje nasienie, ale też może zatkać organy płciowe samicy. – A te zatyczki pełnią funkcję ochronną przed kolejnymi kopulacjami – mówi Klaas Welke z Uniwersytetu w Hamburgu.

Pewność, jaką samiec zyskuje, kosztuje go jednak bardzo dużo podczas każdego stosunku odłamuje się mu przydatek kopulacyjny z nogogłaszczki. A ponieważ ma ich tylko dwa, po drugim spółkowaniu staje się bezpłodny. Dlatego jego gody muszą być zarówno zdecydowane, jak i ostrożne. Klaas Welke obserwował na przykład samce, które podczas poszukiwań partnerki natrafiały na rodzoną siostrę. Nie rezygnowały wówczas z kopulacji, ale poświęcały jej prawie dwa razy mniej czasu. Jakby zdawały sobie sprawę, że potomstwo z siostrą może być gorsze. A z drugiej strony lepsze słabe dzieci niż żadne.

Takich dylematów nie przeżywały samce, które napotkały samicę niespokrewnioną. Z nią kopulowały dłużej. Zwykle kończyło się to ich śmiercią. Bo jak dowodzi Welke u tygrzyków paskowanych to przede wszystkim zachowanie samca decyduje, czy samica go pożre, czy nie. – Ponieważ samce stają się sterylne po drugiej kopulacji, uważa się za korzystne dla nich, by poświęciły swe ciało dla partnerki seksualnej i dla ich potomstwa – komentuje Welke.

Ewolucja, jak widać, wcale nie polega na przeżyciu najlepiej dostosowanego. Jej sensem jest przekazanie genów jak największej liczbie jak najsilniejszego potomstwa. W takiej sytuacji czasem nawet śmierć w miłosnym uniesieniu może się opłacać.

Polityka 29.2010 (2765) z dnia 17.07.2010; Nauka; s. 80
Oryginalny tytuł tekstu: "Dozgonna miłość"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną