Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Umysł przeładowany

Czy internet spłyca myślenie?

Nie potrzeba setek lat lub tysiącleci, by w naszych mózgach, pod wpływem internetu, zaszły nieodwracalne zmiany. Nie potrzeba setek lat lub tysiącleci, by w naszych mózgach, pod wpływem internetu, zaszły nieodwracalne zmiany. Pbroks13 / Wikipedia
Amerykański badacz internetu twierdzi, że codzienne korzystanie z sieci zmienia sposób, w jaki myślimy i ma wpływ na to, jak funkcjonuje nasz mózg. Na ile jest to groźne – opowiada Nicholas Carr w specjalnym wywiadzie dla serwisu POLITYKA.PL

Każda kolejna książka Nicholasa Carra wzbudza spore zainteresowanie mediów i czytelników, nie tylko w zamkniętym światku fanatyków nowoczesnych technologii. Być może dlatego, że potrafi pisać o nich w sposób tak przystępny i z taką pasją, że kolejne strony jego popularno-naukowych publikacji czyta się jak reportaż śledczy lub techno-thriller. Z najnowszą jest podobnie. „Płycizny – czyli co internet robi z naszymi mózgami” to efekt kilku lat poszukiwań, wertowania licznych prac naukowych z dziedziny neurobiologii i neuropsychologii. Carr próbuje odpowiedzieć na pytanie, na ile intensywne korzystanie z internetu zmienia sposób, w jaki działają nasze mózgi.
Podważa tezę zwolenników ewolucji, którzy twierdzą, że nawet jeśli sieć wywołuje realne fizyczne zmiany w naszych głowach, to wciąż trzeba wielu pokoleń, aby się uwidoczniły. – To wszystko dzieje się teraz, a właściwie – już się stało – pisze. Nicholas Carr przekonuje, że oto następuje gigantyczny przewrót w intelektualnej historii naszego gatunku. Że korzystając z sieci trafiamy do rzeczywistości, która przeładowuje nasz umysł nadmiarem informacji i rozprasza naszą koncentrację. W ten sposób promuje powierzchowną lekturę, błyskawiczne przerzucanie informacji, a przede wszystkim – zniechęca do głębokiego namysłu. Na  ile wpłynie to naszą przyszłość jako gatunku, zapytaliśmy samego autora.

Piotr Stasiak: Jak bardzo niebezpieczny jest proces, który opisuje Pan w „The Shallows”? Czy podziela Pan zdanie znawcy literatury angielskiej, prof. Marka Bauerlaina, że podkopuje to fundamenty naszej przyszłości? Z kolei badaczka społeczna Maggie Jackson wieszczy nadejście mrocznych wieków...

Nicholas Carr: Staram się nie brzmieć aż tak alarmistycznie. W końcu – jak piszę w swojej książce – w procesie rozwoju intelektualnego naszego gatunku wciąż mamy do czynienia z powracającym motywem zmiany. Każda nowa technologia informacyjna (druk, radio, telewizja) odciska ślad na naszym mózgu. Z drugiej strony tym – co musimy poświęcić w przypadku internetu, aby zaadaptować się do błyskawicznego i rozproszonego napływu drobnych porcji informacji, który nam funduje – jest myślenie z natężoną uwagą i możliwość kontemplacji oraz refleksji. Każdy, kto ceni sobie głębokość i subtelność ludzkiego umysłu, powinien być zaniepokojony tym trendem.

Jak mocno tzw. Zachodnia Cywilizacja jest związana z takimi wartościami jak czytanie ze zrozumieniem i głęboka refleksja? Może po prostu przetrwamy bez tych umiejętności?

Myślę, że rozwój ksiąg pisanych ręcznie, który dokonał się jakieś dwa tysiące lat temu, wywarł gigantyczny wpływ na rozwój Zachodniej Cywilizacji. Nie tylko poprzez dostarczenie zasobu informacji, idei czy opowieści, ale poprzez nauczenie nas angażowania się w te informacje, idee i opowieści na odpowiednio „głębokim” poziomie. Ludzie ze swej natury są istotami które łatwo się rozkojarzają. Książka pozwoliła nam przezwyciężyć ten biologiczny nawyk, oraz wtłoczyć się ramy znacznie bardziej zdyscyplinowanego myślenia.
Wynalazek maszyny drukarskiej, około roku 1450, pomógł upowszechnić ten sposób myślenia w szerszych grupach ludzi, które potem odegrały zasadniczą rolę w narodzinach Oświecenia. Więc utrata umiejętności głębokiego namysłu nad tekstem będzie z pewnością mieć bardzo negatywny wpływ na zasobność naszej kultury.

Być może fakt, że nasz mózg z pewną łatwością oducza się umiejętności głębokiej koncentracji i czytania ze zrozumieniem jest najlepszym dowodem na to, że – jako gatunek – nie potrzebujemy ich już, aby nadal rozwijać naszą cywilizację?

To zapewne prawda, że nie potrzebujemy ani głębokiej koncentracji ani głębokiej kontemplacji, aby być efektywnymi i produktywnymi. Niewykluczone, że czeka nas społeczna dewaluacja takich umiejętności,  jak czytanie ze zrozumieniem. Wciąż jednak obawiam się, że będzie to prowadzić do mniej interesującego życia intelektualnego i znacznie uboższej kultury.

A może w przyszłości każdy będzie posiadał bardzo szeroką i łatwo przeszukiwalną, choć niezwykle płytką wiedzę o prawie wszystkim, zaś w jednej tylko dziedzinie – związanej z jego życiem zawodowym zapewne – wiedzę niezwykle głęboką, niezbędną do pracy? To mógłby być – dzięki komunikacyjnym możliwościom danym nam przez internet – pierwszy krok do narodzin sieciowego mózgu, o którym pisali twórcy literatury s-f .

Nie uważam, że istnieje coś takiego jak mózg sieciowy. Są tylko samodzielne mózgi każdego z nas, pracujące osobno lub wspólnie z innymi.

Pańscy krytycy wytykają, że w swych przewidywaniach pomija Pan sporą grupę osób, które – bez względu na okoliczności – zachowają w przyszłości umiejętności głębokiej koncentracji i pogłębionego myślenia. Taka grupa – nazwijmy ją kulturalną elitą – nadal będzie mogła popychać cywilizację do przodu, podczas gdy pozostali będą spędzać czas na powierzchownym przeklikiwaniu sieci. Ich zachowanie nie będzie się de facto niczym różniło od stylu życia osób, które dziś poświęcają większość wolnego czasu na oglądanie telewizji.

To prawdopodobny scenariusz, ale nie jestem przekonany, czy najlepszy,  jaki może spotkać naszą cywilizację.

Czy ma Pan jakieś przewidywania co do tego, w jaki sposób wytworzenie się nowego, płytkiego umysłu, wpłynie na sposób funkcjonowania naszych społeczeństw i demokrację?

Myślę że to zmieni uprawianie polityki w zajęcie jeszcze bardziej powierzchowne. Zainteresowanie dyskusją o skomplikowanych zagadnieniach będzie zanikać. Będzie kładziony coraz większy nacisk na błyskotliwe cytaty, głośne okrzyki i spektakularne działania, które pasują do medium, jakim jest internet. To będzie kontynuacja i natężenie trendu, jaki obserwujemy w mediach już dziś.

Czy osobami ze spłyconym myśleniem łatwiej jest manipulować z punktu widzenia reklamodawców?

Oczywiście, widzę spory potencjał dla branży reklamowej.

Czy ma Pan jakieś sugestie, w jaki sposób już dziś możemy ograniczać przeładowanie informacjami, które wylewają się na nas z sieci?

Osobiście najchętniej wykorzystuję internet jako narzędzie do poszukiwania informacji, ale dokumenty, które odnajduję, czytam już w formie wydruków. Nigdy już nie uciekniemy od przeładowania informacjami. Możemy najwyżej ograniczyć to, co nazywam poznawczym przeładowaniem naszych mózgów.

Czy możemy zmienić sposób, w jaki korzystamy z sieci, w tym również dla rozrywki, aby zapobiegać spłycaniu naszego myślenia?

Raczej nie znajdziemy tu pomocy w urządzeniach czy gadżetach jakich używamy. Jedyne co nam pozostaje, to je wyłączyć co jakiś czas i dać sobie możliwość głębokiego namysłu nad jakąś kwestią.

 

O głośnej książce Nicholasa Carra „Płycizny, czyli co internet robi z naszymi mózgami” piszemy więcej w najnowszym numerze Tygodnika POLITYKA.  Kup  e-wydanie.

 

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną