Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Gorące spory

Globalne ocieplenie: jest czy go nie ma?

Nawet nie potrafimy ustalic, czy ocieplenie globalne jest faktem, a jeśli tak, to skąd się wzięło. Nawet nie potrafimy ustalic, czy ocieplenie globalne jest faktem, a jeśli tak, to skąd się wzięło. Luca Galuzzi / Wikipedia
Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatycznych (IPCC) dostał reprymendę za panujący w nim bałagan, ale komisja powołana do jego oceny uznała, że wypracował rzetelne wnioski. Mimo to zwątpienie w doniesienia naukowców rośnie.

Bomba wybuchła jesienią ub.r. W Internecie (m.in. w słynnym ostatnio serwisie WikiLeaks, specjalizującym się w ujawnianiu kompromitujących dokumentów) pojawiły się pliki z serwera Climate Research Unit University of East England. To jeden z najważniejszych ośrodków zajmujących się analizą danych o klimacie. Z materiałów tych miało jakoby wynikać, że cała wiedza o zmianach klimatycznych opiera się na sfabrykowanych danych, jest więc nic niewarta. Te właśnie argumenty podnosiła podczas szczytu w Kopenhadze delegacja Arabii Saudyjskiej. Wśród sceptyków afera zyskała miano climategate.

Powaga zarzutów wywołała szybkie działanie. Szef CRU prof. Phil Jones został zawieszony, a do dziś powstało pięć niezależnych raportów, analizujących pracę ośrodka. Wszystkie dochodzą do konkluzji, że choć wiele aspektów zachowań naukowców z tej placówki budzi zastrzeżenia, nie miały one wpływu na to, co najważniejsze, czyli wyniki badań i konkluzje. Jones wrócił do pracy po publikacji w maju br. ostatniego, najobszerniejszego raportu, przygotowanego na zlecenie Izby Gmin pod kierownictwem Muira Russella.

Climategate nie zakończyła jednak dyskusji o rzetelności uczonych badających klimat. Pod pręgierz trafił sam oenzetowski Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatycznych (IPCC), odpowiedzialny za przygotowanie cyklicznych raportów na ten temat. W ostatnim opracowaniu z 2007 r. pojawiło się kilka pomyłek – błędnie przedstawiono zagrożenie stopnienia lodowców w Himalajach, konsekwencje suszy w Afryce czy ryzyko zatopienia takich krajów nadmorskich jak Holandia.

Ta ostatnia pomyłka spowodowała, że holenderska Agencja Ochrony Środowiska poddała analizie cały raport IPCC i w lipcu br. ogłosiła, że „nie znaleziono żadnych błędów, które mogłyby podważyć najważniejsze ustalenia raportu IPCC z 2007 r.”. Zaleciła jednak IPCC większą staranność.

Bałagan w IPCC

Błędy, nawet jeśli z naukowego punktu widzenia nieistotne, pozostawiają cień i budzą wątpliwości opinii publicznej. Stanowisko IPCC jest przecież fundamentem trwających od wielu lat negocjacji w sprawie zmian klimatycznych i nowego globalnego porozumienia, które powinno temu przeciwdziałać. Od jego wyniku zależy dosłownie los świata – nic dziwnego, że każde doniesienie o nieprawidłowościach w przygotowaniu raportu budzi emocje i staje się orężem w politycznej walce. Sekretarz generalny ONZ postanowił wyjaśnić sprawę IPCC raz na zawsze i w marcu br. powołał specjalną komisję, złożoną z przedstawicieli 15 największych akademii nauk.

W opublikowanym pod koniec sierpnia komunikacie komisja stwierdziła, że bałagan w IPCC wynika z beznadziejnej struktury organizacyjnej. Zupełnie nie odpowiada ona złożoności zadania postawionego przed tym panelem. Tylko do ostatniego raportu IPCC zgłoszono 90 tys. uwag i komentarzy! Tymczasem nawet szef IPCC jest wolontariuszem, na co dzień pracującym we własnym instytucie naukowym. Komisja ONZ zaleca więc panelowi, by się zreformował. Postulat ten nie przekreśla jednak zasadniczej konkluzji z dotychczasowych prac: ocieplenie klimatu jest faktem i z bardzo dużym prawdopodobieństwem (wynoszącym ponad 90 proc.) odpowiada za nie człowiek, który od początku rewolucji przemysłowej związał swój rozwój i dobrobyt ze spalaniem paliw kopalnych: węgla, ropy naftowej i gazu.

W rezultacie powstaje dwutlenek węgla, zwany gazem cieplarnianym, który ma paskudną właściwość: zbiera się w atmosferze i pozostaje w niej praktycznie na zawsze, jeśli nie zostanie wychwycony np. przez rośliny lub wody oceanów. Problem w tym, że człowiek emitując CO2 naruszył równowagę – natura nie jest w stanie wychwytywać go więcej, co gorsza – masowa wycinka lasów dodatkowo zmniejsza możliwość pochłaniania CO2. To właśnie ten niewychwycony przez naturę gaz zbiera się w atmosferze i trwać w niej będzie bardzo długo, a wraz z nim ocieplenie i jego skutki.

Wnioski raportu IPCC z 2007 r. potwierdziła wiosną br. National Academy of Science Stanów Zjednoczonych. W lipcu ta sama Akademia opublikowała kolejny dokument zawierający prognozy skutków zmian klimatycznych: częstsze powodzie i pożary lasów, susze i większa intensywność ekstremalnych zjawisk pogodowych, mniejsze zbiory zbóż i coraz częściej rekordowo gorące lata – to tylko początek ponurej listy.

Amerykańscy uczeni, podobnie jak eksperci IPCC, nie piszą niczego nowego – nauka zajmuje się globalnym ociepleniem i zmianami klimatu od ponad stu lat. W rezultacie – jak wynika z badań przeprowadzonych wśród samych uczonych zajmujących się klimatem i opublikowanych w prestiżowym czasopiśmie „Proceedings of the National Academy of Science”, 97–98 proc. badaczy nie ma specjalnych wątpliwości i zgadza się z wnioskami o przyczynach i skutkach globalnego ocieplenia. Naomi Oreskes z University of California w San Diego, zajmująca się historią nauki, na podstawie własnych badań bibliometrycznych już w 2004 r. stwierdziła, że nauka osiągnęła konsens w sprawie globalnego ocieplenia.

Sceptycy na start

Tymczasem klimatyczny sceptycyzm rośnie wśród opinii publicznej. W Wielkiej Brytanii odsetek osób, uznających, że globalne ocieplenie jest faktem i winę za nie ponosi człowiek, zmalał z 41 proc. we wrześniu 2009 r. do 26 proc. w lutym br. W Niemczech w ciągu czterech lat odsetek akceptujących wiedzę o zmianach klimatycznych zmniejszył się z 62 proc. do 42 proc. W Stanach Zjednoczonych 48 proc. Amerykanów sądzi, że informacje o globalnym ociepleniu są przesadzone (wzrost w ciągu roku o 7 punktów).

Różnice między stanem wiedzy głoszonej przez naukowców a opinią publiczną zaintrygowały wspomnianą Naomi Oreskes, która z Erikiem M. Conwayem w czerwcu br. opublikowała książkę „Merchants of Doubts” (Handlarze wątpliwości). Autorów zdumiewa powtarzająca się regularność schematów publicznej debaty wokół takich zagadnień jak szkodliwość palenia tytoniu, kwaśne deszcze, dziura ozonowa, w końcu – globalne ocieplenie. Za każdym razem, mimo istnienia przekonującej wiedzy umożliwiającej podjęcie działań politycznych (prowadzących np. do zmniejszenia szkodliwości palenia), wybuchała dyskusja o rzekomym niedostatku badań, które wykazywałyby związek między paleniem a rakiem płuc, emisją freonów a dziurą ozonową czy teraz między emisją CO2 przez człowieka a wzrostem temperatury atmosfery.

Za każdym razem dyskusję tę wszczynało kilka think tanków, wśród nich najbardziej aktywny George C. Marshall Institute oraz kilku wybitnych uczonych, jak Fred Singer i Fred Seitz, mających jako fizycy zasługi w rozwoju amerykańskiego arsenału nuklearnego. Kulminacyjnym punktem ich kariery było zaangażowanie w reaganowski program gwiezdnych wojen. Jednak, zamiast entuzjazmu, wywołał on wielki sceptycyzm w środowiskach naukowych, liczne publikacje wykazywały wątpliwe podstawy dla tej inicjatywy i ewentualne konsekwencje eskalacji programu zbrojeń. Wątpliwości te, niezależnie od ich waloru naukowego, traktowane były w środowiskach konserwatywnych jako wyraz liberalno-lewicowej propagandy. Podobnie jak informacje o przyczynach i skutkach kwaśnych deszczów, dziury ozonowej i globalnego ocieplenia.

Ciekawsze jednak od motywów działań ludzi takich jak Singer i Seitz są metody twórczo przejęte z kampanii, jaką skutecznie przez dziesiątki lat prowadził przemysł tytoniowy w obronie swoich interesów. Sprowadzają się one do prostej maksymy: „Doubt Is Our Product” (Wątpliwość to nasz produkt), i odwołują się chytrze do sceptycyzmu – podstawowej zasady towarzyszącej pracy naukowców. Zgodnie z nią, istotą procesu naukowego jest ciągłe poddawanie krytyce istniejących wyników, co oznacza, że nigdy nie istnieje stan wiedzy pełnej (dlatego w raportach IPCC i NAS mówi się o bardzo prawdopodobnej odpowiedzialności człowieka za globalne ocieplenie). Krytykę tę uprawia się na łamach czasopism naukowych – od innych wydawnictw różnią się tym, że warunkiem publikacji są pozytywne recenzje innych uczonych. Tylko wyniki opublikowane w czasopismach recenzowanych mają status naukowych, reszta jest nieistotną z punktu widzenia nauki publicystyką.

Przemysł tytoniowy, nie krępując się tym ograniczeniem, przyjął strategię siania wątpliwości i podważania wyników naukowych, świadczących jednoznacznie o szkodliwości palenia, i wykorzystywał do tego popularne kanały komunikacji: media, książki, raporty lobbystyczne. Materiały krytyczne przygotowywali najczęściej ludzie z tytułami naukowymi, co sprawiało pozór naukowości. W efekcie debata publiczna nie odpowiadała rzeczywistemu stanowi wiedzy.

Czy zawinił człowiek?

Nie inaczej jest z debatą o globalnym ociepleniu. Co chwila pojawiają się doniesienia podważające odpowiedzialność człowieka za ten proces. Pod zarzutami podpisują się często ludzie z naukowymi tytułami, powstają listy otwarte, witryny internetowe i książki dowodzące, że globalne ocieplenie jest humbugiem, wyrazem ekohisterii i działania ekolewackiego spisku. Tylko znikoma część tej krytyki jest publikowana w recenzowanych czasopismach naukowych.

Czy wszystkie te raporty, firmowane przez najpoważniejsze instytucje naukowe, które z kolei odwołują się w swych analizach do najlepszej dostępnej wiedzy, zmienią poglądy sceptyków? Chodzi nie tylko o globalne ocieplenie, lecz o rolę nauki w rozwiązywaniu problemów współczesnych społeczeństw. Zwracają na to uwagę uczeni – autorzy listu otwartego, opublikowanego w maju br. w magazynie „Science” – apelujący o obronę integralności procesu naukowego (wśród sygnatariuszy znalazło się wielu noblistów, jak Aaron Ciechanover, Paul Crutzen czy Elinor Ostrom).

Jeśli uznajemy, że nauka mówi coś ważnego o rzeczywistości, to dlatego, że stosuje wypracowane przez lata metody uzyskiwania wyników i ich krytyki. Oczywiście, krytyce można poddać również te metody. Pytanie jednak, czy nie podkopujemy wówczas fundamentów cywilizacji, zwanej nieprzypadkowo cywilizacją naukowo-techniczną?

Polityka 38.2010 (2774) z dnia 18.09.2010; Nauka; s. 88
Oryginalny tytuł tekstu: "Gorące spory"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną