Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Nieme kino

Kinematografia sprzed tysięcy lat?

Zapaśnicy w kinematograficznych sekwencjach na ścianie grobowca w Beni Hassan w Egipcie. Zapaśnicy w kinematograficznych sekwencjach na ścianie grobowca w Beni Hassan w Egipcie. Corbis
Czy ryty naskalne w Val Camonica były rodzajem prymitywnego kinematografu? Jeśli nawet to tylko hipoteza, nie ulega wątpliwości, że słabość do filmu mamy we krwi.
Cykl fotografii Edwarda Muybridgea z 1872 roku.BEW Cykl fotografii Edwarda Muybridgea z 1872 roku.

Widzowie zasiadają w dolinie w rzędach przed ścianą pełną malowideł. Czekają na seans. Ścianę powoli zaczynają lizać pierwsze promienie zachodzącego słońca. Sylwetki jeleni i napinających łuki mężczyzn wyłaniają się z cienia, a potem poruszają – zwierzęta jakby rzeczywiście uciekały przed strzałami myśliwych. Ktoś snuje opowieść o przygodach na polowaniu. Z tyłu dochodzą dudniące dźwięki, nadające widowisku więcej autentyczności. Gdy słońce znika – widownia powoli się rozchodzi.

Scena jakby wyjęta z „Epoki lodowcowej” lub „Jaskiniowców” jest, zdaniem Fredericka Bakera, całkiem prawdopodobna. Ten filmowiec z BBC (z wykształcenia antropolog) namówił do współpracy ekipę specjalistów z Museum of Archeology&Anthropology w Cambridge, Universität w Weimarze i Fachhochschule w St. Pölten, którzy po przeanalizowaniu rytów z Val Camonica, w Lombardii, przyznali mu rację.

Długa na 25 km północnowłoska dolina Camonica to gigantyczna galeria prehistorycznych rytów. Naliczono tam dotychczas 200 tys. przedstawień, ale może być ich nawet 100 tys. więcej. Ryty powstawały od 14 tys. lat p.n.e. do czasów rzymskich, a ich wiek określa się na podstawie stylów i motywów. Sceny polowań należą do najstarszych, ale są tam też sceny innego rodzaju (rytualne czy rolne). Bogactwo motywów sprawiło, że Val Camonica jest rodzajem naskalnej kroniki ludzkości.

Frederick Baker uznał, że wiele z tych rytów, mających od 6 do 3 tys. lat, to nie są zwykłe obrazki, tylko następujące po sobie sceny przypominające klatki na taśmie filmowej. Jego zdaniem, odtwarzały one historie, pełniąc w pradziejach rolę dzisiejszego kina. Baker wraz z kolegami postanowili sprawdzić tę teorię i znaleźć bardziej przekonujące dowody. Uważają, że przyczyną, dla której w wielu miejscach Val Camonica jest zatrzęsienie przedstawień, a w innych występują one rzadziej, jest specyficzne oświetlenie. Wydobywa ono zarysy wydrapanych w kamieniu motywów, gdy pada pod kątem (o zachodzie i wschodzie) i wydłuża cienie, „poruszając” sylwetkami zwierząt i ludzi. Wrażenie animacji oraz znikania i pojawiania się postaci wywoływał też ruch światła po ścianie. Ówcześni artyści swe „filmy” umieszczali na najgładszych ścianach, pełniących rolę ekranu, specjalnie też wybierali miejsca o dobrej akustyce.

W tych kinach na wolnym powietrzu wszędzie było doskonałe echo, na którym być może ówczesnym twórcom szczególnie zależało – twierdzi Hannes Raffaseder, inżynier dźwięku z Fachhochschule w St. Pölten. Echo działało jak wzmacniacz i system stereo zarazem, tak przynajmniej wynika z dzisiejszych prób. Z tych pradziejowych kin rozciągał się wspaniały widok na dolinę – kto wie, może krajobraz był integralną częścią dzieła pradziejowych artystów? Jak miałby wyglądać taki seans filmowy – nie wiadomo, ale Baker i koledzy twierdzą, że zawsze ktoś opowiadał historię przedstawioną na ścianie. Zwieńczeniem całego projektu odtworzenia pradziejowego kina był animowany film na podstawie rytów z Val Camonica, który pokazuje, jak to mogło wyglądać.

Śpiewające biblioteki

Czy Frederick Baker i jego współpracownicy mają rację, czy jest to tylko ich bogata wyobraźnia? Pomysł, że człowiek w przeszłości zauważał i wykorzystywał niezwykły wpływ światła na sztukę, nie jest nowy. Badacze zaraz po odkryciu Lascaux i Altamiry zauważyli, że chybotliwy płomień pochodni może wywoływać wrażenie, że otaczające zwierzęta zaczynają ożywać. Podobne odczucia musiał mieć każdy, kto wchodził z pochodnią, kagankiem czy lampką do ciemnych pomieszczeń, których ściany pokrywały malowidła lub płaskorzeźby – tak było w bogato zdobionych grobowcach i świątyniach egipskich czy w chrześcijańskich klasztorach i kościołach.

O wiele ważniejsze w pomyśle Bakera jest pytanie o pojawienie się potrzeby pamięci społecznej, a co za tym idzie niezbędnej do tego opowieści narracyjnej, decydującej w kulturach oralnych (nieposługujących się pismem) o poczuciu wspólnoty i tożsamości.

Antropolodzy wyróżniają kilka rodzajów pamięci. Komunikatywna dotyczy wydarzeń niesięgających głębiej niż trzy, cztery pokolenia wstecz – to opowieści 50-latków o przygodach ojców i dziadów – mówi dr Lech Trzcionkowski, historyk z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego zajmujący się religią i mitem greckim. – Mimetyczna polega na naśladownictwie zachowań starszych członków społeczności. Pamięć przedmiotów kojarzona jest z otaczającymi nas rzeczami, które wywołują wspomnienia. No i pamięć kulturowa, gromadząca najważniejsze z punktu widzenia grupy opowieści i wzorce zachowań, której ważnym elementem są opowiadania o pochodzeniu, narodzinach i działaniach istot nadprzyrodzonych i zmarłych obdarzonych kultem, czyli mity i legendy.

Gdy w afrykańskim plemieniu umiera starzec, to tak jakby płonęła cała biblioteka. Aby sobie pomóc w zapamiętywaniu pełnych szczegółów historii, człowiek stosuje różne techniki. Przede wszystkim teksty recytuje przy akompaniamencie muzyki, gdyż łatwiej zapamiętać wiersz niż fragment prozy, a pieśń niż wiersz. Od tysięcy lat opowieści snuli zawodowi śpiewacy. Oprócz muzyki pomocą w zapamiętywaniu były przedmioty – karbowane kije czy sznury z węzłami, które porządkowały kolejność zwrotek (dokładnie do tego samego służy dziś różaniec), pisze w „Pierwszym słowie” archeolog niemiecki Martin Kuckenburg. Mimo to z czasem historie zapominano.

Kultura oralna nie dysponowała technikami zapamiętywania kolejnych wersji tekstów, co sprawiło, że eliminowała narracje konkurencyjne i pozostawiała aktualnie powtarzaną wersję. Przypomina to działanie Ministerstwa Prawdy z Orwellowskiego „Roku 1984”, jednak nie należy w tym widzieć manipulacji – tłumaczy dr Trzcionkowski – lecz gest obronny kultury niedysponującej innymi sposobami przechowywania informacji niż ludzka pamięć. Zresztą nawet w kulturach piśmiennych tradycja jest nieustannie wymyślana na nowo, a zwyczaje, które uważamy za oczywiste, nie sięgają głębiej niż dwieście lat.

Pomocnik bajarza

O paleolitycznej sztuce jaskiniowej trudno mówić, że miała charakter narracyjny, gdyż nie ma w niej (tak jak w neolitycznych rytach z Val Camonica) ciągów scen. Nie można jednak wykluczyć, że i ona opowiadała jakieś historie. Według niemieckiego językoznawcy Hansa Jensena, sztuka ta była zapisem idei lub treści, a francuski archeolog André Leroi-Gourhan twierdził, że „nadawała ona kształt symbolom ustnej tradycji”, które można zrozumieć tylko dzięki ustnemu przekazowi. Co prawda najaktualniejsza interpretacja sztuki paleolitycznej Davida Lewisa-Williamsa z Johannesburga i Jeana Clottesa z Berkeley zakłada, że przedstawiała ona rytuały szamańskie, nie wyklucza to jednak hipotezy, że malowidła ze ścian jaskiń mogły być rodzajem pomocnika dla snujących opowieści bajarzy. Ponieważ jednak przedstawiały sytuacje tak uniwersalne dla paleolitycznych myśliwych i tworzone były przez tysiące lat, z pewnością nie ilustrowały one jednej opowieści. Walter Burkert, filolog klasyczny z Uniwersytetu w Zurychu, właśnie w paleolicie doszukuje się korzeni mitów bohaterskich.

Opowieść narracyjna stała się pożądana w momencie, kiedy ludzie zaczęli gromadzić się w większych grupach nie zawsze powiązanych więzami krwi – wtedy opowiadania o bogach i historiach przodków były dla nich głównym społecznym spoiwem. Pierwsze obrazkowe opowieści narracyjne, których można dopatrywać się w rytach z Val Camonica, pochodzą już z neolitu, kiedy grupy ludzi osiedlały się na stałe i wspólnie uprawiały ziemię.

Ale ta forma obrazkowego opisu historii nie przestała istnieć wraz z pojawieniem się pisma, przeciwnie – rozwinęła się do imponujących rozmiarów. Ilustracyjne przedstawienie wydarzeń religijno-kultowych doskonale nadawało się na dekorację ścian monumentalnych świątyń, ponadto służyło niepiśmiennym członkom społeczności jako podstawowa informacja.

Egipcjanie mieli poczucie horror vacui. Szczególnie dobrze widać to w grobowcach i świątyniach, których ściany zapełniają sceny kultowe i mitologiczne. Niektóre z nich miały charakter narracyjny, na przykład księgi zaświatowe. W tych przypominających komiksy „przewodnikach po świecie umarłych” oprócz zaklęć, jakie powinien wypowiedzieć zmarły, i informacji, jak ma się zachowywać, pojawiają się ilustracje uzupełniające te instrukcje. Jeszcze bardziej „filmowe” są opowieści o życiu codziennym – sceny rolnicze uporządkowane według pór roku (orka, siew, żniwa, młócenie, zwożenie zboża do spichlerzy, a w końcu liczenie zbiorów), kolejne etapy produkcji wina lub czynności związanych z hodowlą, rzeźbieniem posągów, połowem ryb czy zabawą na bankietach. Podobnie kolejność czynności kultowych w świątyniach egipskich (np. Amona w Karnaku) znamy z pokrywających ich ściany reliefów, a dzięki propagandowym scenom zachwalającym wyczyny faraona wojownika wiemy, jak mogła wyglądać wojna czy oblężenie (wspaniałe reliefy narracyjne o tej tematyce zachowały się też w pałacach królów asyryjskich). Wyjątkowe są natomiast sceny z mastaby wezyra Mereuki (IV dyn. ok. 2300 r. p.n.e.) i jego żony w Sakkarze, przedstawiające tańce w ciągu kinematograficznym. Według egiptologa Hansa Hickmanna, są to następujące po sobie kolejne figury tańców, co pozwoliło mu zrekonstruować ich przebieg. Podobny charakter ma przedstawienie walczących zapaśników w jednym z grobowców w Beni Hassan (środkowy Egipt).

Mistrzowie fabuły

Jeśli przedstawione nad Nilem opowieści mają charakter wziętych z życia dokumentów, to Grecy rozsmakowali się w fabułach. Ich opowieści narracyjne doprowadzone są do perfekcji i to zarówno te spisane (homerycka „Iliada” i „Odyseja”), jak i te przedstawiane w obrazach. Świątynie greckich bogów i portyki kolumnowe (stoe) były jak wielkie księgi z obrazkami, z których dowiadywano się o życiu i czynach boskich oraz ludzkich bohaterów. Opowieści narracyjne malowano na ścianach, ale do naszych czasów zachowały się przede wszystkim płaskorzeźby, którymi dekorowano fryzy między kolumnami a gzymsem. Mogły one być ciągłe albo przerywane, przez co tym bardziej przypominały podzieloną na klatki taśmę filmową. Największe sceny umieszczano w tympanonach (trójkątnych przyczółkach bocznych fasad). Do ulubionych motywów należały mityczne wojny – z Gigantami (gigantomachia), Amazonkami (amazonomachia) czy wojna trojańska i autentyczne bitwy, np. pod Maratonem, oraz sceny z życia herosów (Heraklesa czy Tezeusza). Greckie świątynie mieniły się kolorami, co wyglądać musiało zdecydowanie mniej elegancko niż dzisiaj, ale sprawiało, że greckie „filmy” o bogach nie były czarno-białe.

Chrześcijaństwo wcale nie zrezygnowało z opowiadania obrazem, zwłaszcza że stał się dla rosnącej grupy niepiśmiennych wyznawców głównym nośnikiem informacji o Bogu, żywocie jego syna i świętych oraz o epizodach biblijnych. Najczęściej przedstawiano koleje losu Jezusa Chrystusa od narodzin aż do jego śmierci. W średniowieczu zaczęto coraz częściej pokazywać ogrom jego cierpień, co miało wstrząsnąć i zmusić do refleksji. Cierpienia grzeszników miały zaś wzbudzić strach przed potępieniem i bojaźń Bożą. Charakterystycznym motywem narracyjnym stała się rozpowszechniona w średniowieczu Droga Krzyżowa. Czternaście stacji pokazujących zatrzymane w kadrze kolejne etapy męki Chrystusa to gotowy, niezwykle wstrząsający scenariusz filmowy, kilkakrotnie zresztą wykorzystywany przez współczesnych filmowców.

Ruchome obrazki

Początki kina można widzieć tak jak Baker – w pradziejach, w ruchomych obrazach chińskiego teatru cieni z III w. p.n.e. (kto wie, czy pomysł, że można obserwować na rozciągniętym płótnie cienie rzucane przez lalki, rekwizyty lub aktorów, nie pojawił się wcześniej?), albo w czasach nowożytnych. Prototypem projektora filmowego był phenakistiskop zwany cudownym kołem, w którym po raz pierwszy obraz poruszał się samoistnie.

W 1832 r. Simon Stampfer i Joseph Plateau jednocześnie wpadli na pomysł, że jeśli na brzegu koła narysuje się sylwetki ludzi w kolejnych fazach, to kręcąc nim uzyska się stroboskopowy efekt ruchu. Ale to była raczej sztuczka niż film, którego podstawą było jednak odkrycie fotografii i dagerotypu przez Louisa Daguerre w 1839 r. Teraz trzeba było poczekać kilkadziesiąt lat, aby czas naświetlania kliszy na tyle się skrócił, by można było zrobić serię zdjęć.

Edward Muybridge wykonał w 1872 r. serię fotografii galopującego konia, które puszczone jedno po drugim, oddawały jego ruch. To był wiek wynalazków – zoopraksiskop, chronofotograf, elektrotachyskop i fotochronograf, aż w końcu w 1888 r. wynalazca francuski, mieszkający w Anglii, Louis Le Prince skonstruował pierwszą kamerę, którą nakręcił dwie sceny – „Roundhay Garden Scene” i „Traffic Crossing Leed Bridge” – uważane za najstarszy znany zapis filmowy świata. Mimo to za ojców kina uważa się braci Lumičre (Augusta i Louisa), którzy w 1895 r. skonstruowali i opatentowali kinematograf. Na pierwszy seans filmu „Wyjście robotników z fabryki” przyszło zaledwie 35 osób. Potem zaczęła się wielka i nieprzerwana kariera ruchomych obrazów, które z początku nieme i czarno-białe, dziś można oglądać nawet w formacie 3D.

Pomysł o istnieniu pradziejowego kina, pomimo przekonującej argumentacji Bakera i współpracowników, pozostaje jedynie kuszącą hipotezą. Znacznie bardziej prawdopodobne jest, że ryty z Val Camonica to jedna z pierwszych rysunkowych opowieści narracyjnych. I choć kino z ruchomymi postaciami jest wynalazkiem stosunkowo nowym, to nasza potrzeba słuchania i oglądania historii o bogach i ludziach jest bardzo stara. Przez tysiące lat pomagała nam w tworzeniu poczucia przynależności do wspólnoty – kulturowej, religijnej czy estetycznej – a jednocześnie pozwalała się rozerwać, wejść na chwilę w inny, bajkowy świat bogów i herosów.

 

Polityka 41.2010 (2777) z dnia 09.10.2010; Nauka; s. 81
Oryginalny tytuł tekstu: "Nieme kino"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Jednorazowe e-papierosy: plaga wśród dzieci, cukierkowa używka. Skala problemu przeraża

Jednorazowe e-papierosy to plaga wśród dzieci i młodzieży. Czy planowany zakaz sprzedaży coś da, skoro istniejące od dziewięciu lat regulacje, zabraniające sprzedaży tzw. endsów z tytoniem małoletnim oraz przez internet, są nagminnie i bezkarnie łamane?

Agnieszka Sowa
11.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną